Na imprezę pojechałam swoim samochodem - Mini Cooperem, koloru czerwonego. Lekko niepewna, postawiłam pierwsze kroki na schodkach do drzwi i zapukałam głośno. Z tyłu domu, ba, willi, dobiegała głośna, hucząca na całe Cambridge, muzyka, krzyki i piski dziewczyn i co jakiś czas pluskanie wody. Nikt nie podszedł do drzwi, wobec czego, zapukałam jeszcze raz, a później po prostu zadzwoniłam dzwonkiem, który sprytnie ukryty był za zwisającymi z balkonu, długimi liśćmi paproci. Dalej nic. Wywróciłam oczami i zeszłam z powrotem na podjazd, szukając jakiegoś bocznego wejścia do ogrodu.
- No przecież już byłam u Andy'ego. Miał tu gdzieś furtkę - mruczałam do siebie, rozglądając się.
- Oo, proszę, kto przyszedł - usłyszałam męski głos i uniosłam głowę do góry. Na balkonie, tuż nad tarasem, stał gospodarz domu, uśmiechnięty od ucha do ucha i jak zwykle, wyglądający perfekcyjnie.
Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam chwiać się na nogach, gdyż stopy zaczęły pomału odczuwać ból, od jakże wysokich obcasów.
- Może mnie wpuścisz? Czy nie jestem tu mile widziana? - przymknęłam jedno oko.
Pokręcił głową i zaczął się śmiać.
- Już cię wpuszczam - odparł i zniknął w głębi pokoju.
Po chwili drzwi frontowe otworzyły się, a ja weszłam do środka. Rozejrzałam się po jego posiadłości, ale w sumie nic się nie zmieniło od czasu ostatniej imprezy, która była tuż po zakończeniu szkoły, czyli jakieś trzy tygodnie temu. No, może było tu teraz więcej ludzi i .. bałaganu. Gdzieniegdzie na ścianach wisiały dyplomy, a na szafce, w samym centrum hallu, stał ogromny, złoty puchar, który udało im się zdobyć pod koniec semestru w zawodach sportowych, automatycznie awansując do kolejnych. Zaproponował mi kawę, herbatę, ale odmówiłam, bo szczerze mówiąc miałam ochotę napić się czegoś z procentami.
Weszliśmy wspólnie do ogrodu, tym samym, zwracając uwagę wszystkich ludzi tam się znajdujących.
Niektóre dziewczyny patrzyły na mnie z nienawiścią, chociaż nie wiem dlaczego. Przecież z nim nie byłam. No ale tak. Najlepiej ocenić kogoś i mówić o nim po swojemu, nie znając jego historii Przecież tak najprościej. Usiadłam na kanapie przy basenie, a po chwili dołączyła się do mnie ruda dziewczyna,
z masą piegów na nosie.
- Hej - powiedziała wesoło i wystawiła dłoń.
- Hej - przywitałam się z nią.
- Jesteś z Andy'm?
- Niee, to mój kolega od przedszkola, nic między nami nie ma - sprostowałam.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, zmarszczyła czoło, ale w końcu chyba zrozumiała, że mówię prawdę, bo uśmiechnęła się.
- A co? Ktoś jest nim zainteresowany?
- 3/4 szkoły. A głownie Missy.
- O tak, ona to już od początku.
- Nie mów jej nic, ale jest o ciebie chorobliwie zazdrosna.
- O mnie?! - zaśmiałam się. - Niby dlaczego?
- Ładna, popularna, zgrabna. Chłopcy na ciebie lecą. Do tego jesteś dosyć ciekawa pod względem charakteru, ciężko jest cię zdobyć, a to ich bardziej pociąga - wyjaśniła.
- No to już ich nie ma co pociągać, bo jestem zdobyta - odpowiedziałam pewnie. - O ile można to tak nazwać.
- Oo, Missy się ucieszy! - zaśmiała się. - Żartuję. Nie no, w sumie nie żartuję, ucieszy się - powtórzyła.
- Przyjaźnicie się? - zapytałam.
- Ym.. jest tylko 'Rosie, przynieś mi to, Rosie, przynieś mi tamto' - można to nazwać przyjaźnią?
Wzruszyłam ramionami. Porozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, a później poszłyśmy się napić.
W pewnym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Na wyświetlaczu pojawiło się imię, które wzbudzało we mnie ogrom przemiłych wspomnień.
- Halo? - krzyczałam, próbując przebić się przez krzyki.
- Jade? Możemy pogadać?
- Jasne, poczekaj.
- CO?! - wydał z siebie dźwięk.
Zachichotałam i wyszłam na podjazd.
- Halo? - zawołał ponownie.
- No halo, halo. Coś się stało?
- To znaczy, nie wiem czy uda mi się przyjechać do ciebie.
Zmarszczyłam czoło.
- Czemu?
- Siostra wymyśliła jakiś rodzinny obiad, mówiłem jej, że już jestem umówiony, ale ona pozapraszała babcie, dziadków, wujków - wymieniał.
- Nie przejmuj się, spotkamy się za kolejny tydzień - przerwałam mu.
Starałam się zachować spokój, ale po chwili zaczęło dochodzić do mnie, że tego właśnie się obawiałam. O tym właśnie mówiłam na kolonii. Zabraknie nam czasu dla siebie. On jednak nie chciał słuchać, to teraz sam zobaczy. Tyle, że ja ... pozwoliłam sobie w to uwierzyć.
- Na pewno?
- Tak - szepnęłam.
- Przecież słyszę, że nie.
- Kochanie, naprawdę jest okej. Jakoś wytrzymam - dodałam. - A teraz? Co robisz? - zmieniłam temat.
Usłyszałam szelest, jakby kartek papieru.
- Układam piosenkę - odpowiedział zadowolony.
Zrobiłam minę 'podziw' i uśmiechnęłam się do siebie.
- Dla mnie? - mruknęłam.
- Mhm. Jak się spotkamy, to ci pokażę. A ty? Co robisz? Chyba jesteś na jakiejś imprezie? Bo słyszałem muzykę.
- No, tak. Kolega obok robi małe - zaakcentowałam to słowo - party.
- JADE! - krzyknął z ogrodu Andy.
- Dobra, to ja kończę, zadzwonię jutro, okej?
- Kocham cię - powiedział szybko i rozłączył się.
Schowałam telefon z powrotem do torebki i wróciłam do ogrodu.
Impreza z godziny na godzinę coraz bardziej się rozkręcała. Słowo daję, była o wiele bardziej 'niebezpieczna', niż te w Miami. Andy lekko wstawiony, cały czas przystawiał się do mnie, ale ja, znając go już od bardzo dawna, wiedziałam, że nie należy się nabierać na jego teksty. Generalnie był dobrym chłopakiem, przykładnym synem. Pomagał rodzicom - w miarę możliwości, bo wiadomo jak to z tym sprzątaniem u młodzieży jest (w sumie, to jesteśmy już dorośli, ale rodzice zawsze będą nas traktować jako swoje 'dzieciątka'). Po wakacjach wybierał się na uczelnię. Był o rok wyżej niż ja. Co prawda nie poszedł na żadną medycynę, nic z tych rzeczy. Dostał stypendium do szkoły sportowej, bo to było jego pasją. Czasami jednak przeginał. I to znacznie. Poprzez ciągłe sukcesy, powodzenie, wydawało mu się, że może mieć wszystko. Zarywał do każdej dziewczyny. Wiązał się z nimi (o ile w ogóle) na kilka dni, później zrywał i podrywał kolejną. Do mnie także startował i uwierzcie mi, naprawdę ciężko było się oprzeć, na szczęście udało mi się. Nie wnikajmy, że to po prostu dlatego, że zachorowałam na wirusa żołądkowego i nie było mnie w szkole, a później znalazł nową.
Ja wiem, że mu się OPARŁAM.
Tym razem też zagadywał do mnie, ale znacznie bardziej chwiał się na nogach.
- Andy, może powinieneś iść się położyć, co? - zaproponowałam, wystawiając przed siebie dłonie, by przytrzymać, jego upadające na mnie, ciało.
Coś wymamrotał pod nosem, ale mało zrozumiałam i nie widząc żadnej osoby, która mogłaby to zrobić za mnie, zarzuciłam jego ramię na swoją szyję i zaczęłam iść w kierunku domu.
- Hej, może ci pomóc? - podbiegł do mnie chłopak, na około 21 lat, wysoki, brunet, o zielonych oczach. - Steve - wyciągnął rękę.
- Jade - odparłam tylko i uśmiechnęłam się, gdyż nie miałam jak odwzajemnić gestu.
- A, jasne, rozumiem - powiedział, kiedy zorientował się o mojej sytuacji. - Pomogę ci.
Podszedł do Andy'ego i zarzucił jego lewą rękę na swój kark.
Doszliśmy do domu, chłopak otworzył drzwi i powoli, po schodach wtoczyliśmy się do jego pokoju. Zrzuciliśmy go na łóżko,
a ten zaczął się śmiać i coś marudzić. Pokręciłam tylko głową
i westchnęłam głośno.
- Powtórka z przed tygodnia - mruknął chłopak.
Uniosłam brwi do góry i założyłam ręce na biodra.
- Tydzień temu też robił imprezę?
Pokiwał głową i wskazał na drzwi.
- Idziemy? - uśmiechnął się.
Podążyłam za nim.
_______________
nudny, tak wiem, rozkręci się. |hug. <3
Jeżeli chcesz być informowana/y o nowych rozdziałach podaj mi swojego twittera, fb czy też gg. :)
hihihi :3 świetny :D
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to za mało Harrego :P ale jest fajny :*
Świetny!!! :D dzięki, że dalej piszesz!! :**
OdpowiedzUsuńbłagam niech ona go nie zdradza .! <3 a tak to kocham to opowiadanie :3
OdpowiedzUsuńA już się bałam że nie bedziesz dalej pisała aha :) <333 *_* Piszz dalejj :D xx @1D_fun_
OdpowiedzUsuńProoosze napisz coś! Umieram z ciekawości!! ;>
OdpowiedzUsuń