wtorek, 19 marca 2013

Rozdział OSTATNI : "Historia dopiero się zaczęła"


Siedzę na piasku, mocząc końcówki palców u stóp w oceanie.
Prawą ręką zataczam przed sobą małe kółeczka, z których później powstają serca, ale zaraz zmywa je woda. Biorę głęboki wdech i zamykam oczy. Odchylam się nieco do tyłu, ale zaraz wracam do poprzedniej pozycji, podciągam kolana pod brodę i przytrzymuję je rękami, a na końcu splatam dłonie. Świeci przepiękne słońce, wydaje się jakby inne niż w Londynie, niebo zdumiewa mnie swoją błękitnością, a to biało-szare mewy imponują mi lotnymi akrobacjami. Próbuję wszystko zrozumieć. Próbuję jakoś złożyć wszystkie czynniki w jedno. Próbuję uspokoić się. Próbuję zapomnieć. Nic jednak nie jest takie proste,
jak się wydaje. Zwłaszcza w takim przypadku.
Zwłaszcza w moim przypadku.

***
W Los Angeles jestem już ponad miesiąc. Musiałam rzucić college w Londynie i szukać czegoś tutaj.
Na szczęście znalazłam dosyć dobrą uczelnię, z prawie takimi samymi wymaganiami jak w poprzedniej. Dogadałam się z nauczycielami z UK, którzy zgodzili się przesłać moje oceny do nowej szkoły, wobec czego miałam mniej nadrabiania. Poznałam już kilka osób, niektóre z nich skojarzyły mnie z moim poprzednim życiem, co lekko mnie zmartwiło, ale doszłam do wniosku, że kiedy wypytają o wszystko, a ja odpowiem, skończą im się tematy i im się znudzę. Tylko czekać. Codziennie dostałam mnóstwo sms'ów od przyjaciół z rodzinnego miasta, m.in. Perrie czy Danielle. Szczerze? Kiedy wsiadałam w samolot, który kierował się do USA, zdawało mi się, że zamknęłam pewien rozdział i nigdy już do niego nie wrócę. Jednak te telefony, zdjęcia, pamiątki, przypominały mi o wszystkim, wobec czego tak naprawdę nic tam nie zostawiłam. To wszystko przyjechało ze mną. Z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej nie. Z jednej strony uwielbiałam to uczucie, że mam tak wspaniałych przyjaciół, z drugiej non stop przypominałam sobie o Harrym. A ja naprawdę chciałam próbować zapomnieć. Zacząć nowe życie. Los Angeles jednak mi w tym nie pomagało, gdyż gdzie się nie ruszyłam były jakieś koszulki z wizerunkiem One Direction, torebki, bransoletki, buty, gadżety, plakaty itp. Przez jakiś czas złościłam się o to, w końcu doszłam do wniosku, że oni stali się częścią mojego życia, nieważne, czy to dobrze, czy to źle, ale stali się i nigdy już nie odejdą.
      Z moją mamą nie utrzymuję żadnych kontaktów, pomimo, że mieszka na tym samym kontynencie. Nawet nie wiem, czy tata ją poinformował o tym, że się tu przeprowadziliśmy. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że tego nie zrobił. Naprawdę - ona nas zraniła, niestety chyba tego nie rozumiała.
Lux posłaliśmy do przedszkola, a kiedy "nie miała ochoty" zostawała w domu z opiekunką Lolly.
Wszystko zaczęło się układać. Wreszcie odżyłam, z powrotem zaczęłam jeść. Nie - ja się nie głodziłam.
Po prostu przez ten cały stres, wydarzenia, które stawały się tak szybko, odbierały mi czas na takie rzeczy jak jedzenie. Może śmiesznie to zabrzmi, ale nauczyłam się żyć bez niego. Były dni (jeszcze w UK),
że jadłam tylko batonika, czy zwykłe, zielone jabłko. Popiłam je sokiem lub wodą i to by było na tyle.
Teraz mam ochotę na wszystko. Razem z tatą co piątek urządzamy sobie jakiś "wieczorek". Ostatnio był "wieczorek meksykański". Wspólnie przyrządziliśmy jedzenie typowe dla tego kraju, a po skosztowaniu głosowaliśmy co było najlepsze i wybieraliśmy kolejną kulturę. W szkole osiągam najwyższe oceny, dostaję propozycje nie do odrzucenia. Zgłosiłam się nawet do zespołu muzycznego, czasami zdarza nam się występować na czyichś urodzinach, bądź w klubach - wiecie, dopiero się rozkręcamy, jeszcze wszystko przed nami. Wychodzi na to, że jest idealnie. Perfekcyjnie. Tak, jak zawsze chciałam, żeby było. Zastanawiacie się pewnie, czy jestem szczęśliwa? Heh. Ciężko stwierdzić. Szczęście jakie mam teraz jest nieporównywalne do  szczęścia jakie miałam z Harrym. Każda chwila spędzona z nim, była jak dar od Boga. Jego uśmiech, pocałunek, spojrzenie, które zawsze wzbudzało we mnie milion emocji na raz.
W LA mijam na chodniku kilkunastu bardzo przystojnych chłopaków, rzucających mi zalotne spojrzenie.
Z niektórymi pogadałam, byli mili, śmieszni, romantyczni. Jednak żaden z nich nie był taki jak Styles.
Myślę, że nie ma takiego drugiego człowieka. Nawet jeżeli ktoś by próbował, jego nikt nie zastąpi. Tak czy siak, muszę pogodzić się z tym, że nigdy już nie będziemy razem. Jest to dla mnie cholernie ciężkie po tym, co wspólnie przeżyliśmy. Ale teraz nie ma już odwrotu. Nie ma guzika "replay". Nie ma guzika "cofnij". Może jak wcześniej wspomniałam, ten związek był ustawiony? Może coś/ktoś chciał dać nam wyzwanie?
I sprawdzić, czy uda nam się pokonać przeciwności losu? Nie udało nam się, ale kto mówi, że nigdy nie spotkamy na swojej drodze nikogo innego z kim może życie nam się ułoży? Mam nadzieję, że Harry jest teraz szczęśliwy. Czuję się spełniona, bo pomogłam mu zdobyć zawód marzeń. Ustawił się już na wieki. Ma pieniądze, fanów, którzy zrobią dla niego wszystko. Miłości mu na pewno nie brakuje. A czy mnie? Mam nadzieję, że tak. Ale w końcu nauczy się żyć beze mnie tak, jak i ja bez niego. Musimy. Nie mamy innego wyboru, po prostu trzeba unieść głowę i iść przed siebie. Życie stawia wiele poprzeczek. Jedną uda nam się przeskoczyć, inną zawalimy, ale nigdy nie możemy się poddać.

***
*dźwięk przychodzącego powiadomienia na instagramie*

Podeszłam do laptopa i poruszyłam myszką, by włączył się ekran. Zjechałam paskiem w dół i ujrzałam zdjęcie swoje i Harrego. Świeczki pojawiły mi się w oczach, a serce zaczęło walić mi jak młot.

Podpisał je : "Na zawsze moja, kocham Cię".

Uśmiechnęłam się ocierając policzki mokre od łez i odpisałam:

"Może pewnego dnia będziemy mieszkać na tym samym kontynencie."




Zdaje się, że to koniec.
Co przyniesie czas?
Zobaczymy.
Może któregoś dnia znów się zejdziemy i pokażemy wszystkim,
że prawdziwa miłość przezwycięży wszystko?
Póki co nasz rozdział się kończy.



Lecz historia dopiero się zaczęła.


________
Bardzo, ale to bardzo chciałam podziękować Wam za uczestniczenie w tym wszystkim.
Dziękuję za cudowne komentarze, które niezwykle mnie podbudowywały.
Dzięki Wam uwierzyłam, że mogę wiele, a to co robię niekoniecznie jest takie "bez sensu",
jak wcześniej myślałam.
Zdecydowanie podnieśliście mnie na duchu.
Dziękuję za to, że czytaliście dogłębnie każdy rozdział.
Czy był dobry, czy zły,
ciekawy, czy nudny,
głupi, czy fajny - bo i takie się zdarzały.
Dziękuję za szczere opinie, czasami słowa krytyki.
Cieszę się, że zaczęłam to pisać, bo poznałam wiele nowych osób,
które pokochałam jak siostry.
Naprawdę nie zdajecie sobie sprawy jak wiele dla mnie znaczycie!
Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz
DZIĘKUJĘ.
Że mogłam być dla Was,
pisać dla Was,
i ..
że chociaż przez chwilę mogłam wczuć się w postać głównej bohaterki
i opisać życie o jakim marzę*,
podzielić się tym z Wami
i przez chwilę poczuć się jak najszczęśliwsza osoba na ziemi.

DZIĘ-KU-JĘ
*no może bez tej końcówki :)

Ps. Mam w planach kolejne opowiadanie, więc jeżeli chcecie, żebym Was poinformowała kiedy powstanie, zostawcie w komentarzu jakieś dane do siebie (twitter, facebook),
żebym mogła Was znaleźć :)

Ps2. Spełnicie moją ostatnią prośbę? :)
Napiszcie w komentarzu, skopiujcie, jak tam chcecie,
swój/swoje ulubiony/e momenty z tego opowiadania.
Wspomnijcie co Wam się najbardziej podobało i jest też to dla Was ostatnia chwila na jakieś słowa krytyki - np. czego było za dużo/ za mało.
To jednocześnie sprawi, że wspólnie podsumujemy tę historię,
a jednocześnie da mi wskazówki na następnego bloga.

JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ - Wasza Ada. <3

kontakt ze mną : @_Adriaanna_

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 15: "Jak myślisz, sprostaliśmy?"

Ocknęłam się. Dookoła było ciemno, ale co się dziwić skoro było lekko po czwartej. Przetarłam dłonią twarz i wtedy poczułam straszny ból. Odsunęłam rękę, ale po chwili wróciłam nią z powrotem by dokładniej ocenić co i gdzie mnie boli. Dotknęłam dwoma palcami łuku brwiowego, następnie nie znajdując żadnej rany pojechałam wyżej i w końcu natknęłam się na coś mokrego. Roztarłam to na palcach i zorientowałam się, że maź znajdująca się na nich przypomina mi krew. Rozejrzałam się dookoła siebie i wtedy dopiero doszło do mnie, że chyba musiało stać się coś poważniejszego. Spojrzałam na siedzenie pasażera i ujrzałam Missy, której bezwładnie głowa opadła na ramię. Serce zaczęło mi walić.

"Boże, co się stało?"

Zaczęłam panikować. Wysiadłam z samochodu i próbowałam dostrzec gdzie uderzyłyśmy. Cały przód był stłuczony, a auto prawie całe weszło na wysoki, kamienny słup. Z pod maski wydobywał się dym, a my znajdowałyśmy się na jakiejś pustej ulicy, ale na szczęście w centrum miasta. Zaczęłam sobie przypominać, jak do tego doszło, co się stało, gdzie jechałyśmy, skąd wracałyśmy, ale ... nie mogłam. Pamiętałam tylko głośną muzykę, kolorowe światła, ale nie potrafiłam skojarzyć gdzie to było. Podbiegłam do drzwi od strony koleżanki, otworzyłam je i zaczęłam nią trząść, krzycząc jej imię. W oczach pojawiły mi się łzy, bo kompletnie nie wiedziałam co robić. W końcu otworzyła oczy, kręcąc głową i pytając co się dzieje.
- Missy, miałyśmy wypadek, wstawaj, musimy coś zrobić - zaczęłam mówić szybko.
- Dlaczego widzę cię podwójnie? - wymamrotała.
Spojrzałam na nią dokładniej i ujrzałam, że również miała rozbitą głowę. Ręce strasznie mi się trzęsły, w duszy błagałam, żeby to był tylko sen. Szczypałam się po rękach, ale to nic nie dawało. Po kilku minutach poczułam smród, wobec czego wyciągnęłam koleżankę z samochodu i odeszłyśmy kawałek na wszelki wypadek.
- Może zadzwoń na policję?
- Nie mogę.
- Dlaczego? - zapytała zdziwiona i złapała za komórkę.
- Boję się - mówiłam.
- Czego?!
- Przecież piłyśmy!
- Ja piłam, ty nie - poprawiła mnie.
- Też wypiłam.
- Lampkę wina, Jade, już dawno to z ciebie uciekło - tłumaczyła mi.
Nagle poczułam, że coś spływa mi po prawym policzku. Energicznie położyłam na nim dłoń i szybko starłam krew.
- Jade, musimy zadzwonić po policję, albo chociaż karetkę.
- Czekaj - zatrzymałam ją. - Nie chcę, żebyśmy miały problemy.
- TO WOLISZ, ŻEBYŚMY SIĘ WYKRWAWIŁY NA ŚMIERĆ? - krzyknęła i zaczęła histeryzować.
Nie wiedziałam co robić. Nie chciałam trafić za kratki za jazdę po pijaku, nie chciałam, żeby dowiedzieli się o tym rodzice, nie chciałam problemów. Z drugiej strony miałam mroczki przed oczami, uczucie, że wszystko dookoła się kręci, nogi miałam jak z waty. Sięgnęłam do torebki i wybrałam numer do Zayna. Nie do Harrego. Nie chciałam wyjść przed nim na debilkę, na nieodpowiedzialną dziewuchę.
- Z.. Zayn, śpisz? - zapytałam niepewnie i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że oni też pili i przecież dużo nam nie pomogą. Jednak na odwrót było za późno.
- Jade? Coś się dzieje? Mam obudzić Harrego?
- NIE! - krzyknęłam do telefonu. - Zayn, możesz przyjechać na Grubent Street?
- Jasne, ale mogę zabrać kogoś ze sobą?
- Wolałabym nie - mruknęłam. - Tylko szybko! I weź jakąś apteczkę - dodałam szybko i rozłączyłam się.
- Myślisz, że on nam pomoże? - zapytała Missy, siadając na trawie. - Cholera, ale boli.
- Missy, przepraszam, ja nie chciałam.
- No co ty kobieto, to nie twoja wina ...
- Ale ja... mogłam nie siadać za kierownicą, mogłam nie pić - zaczęłam się tłumaczyć.
- Jade, to na pewno nie dlatego, że byłaś pijana, bo nie byłaś, rozumiesz? - podeszła do mnie i złapała mnie za ramiona. - Pewnie zemdlałaś, czy coś, ostatnio chyba mało jesz?
Nie odpowiedziałam, ale miała rację. Tak, czy siak, wiedziałam, że to moja wina i muszę ponieść za to odpowiedzialność.
- Dobra, dzwonię na policję.
- Po co? - zdziwiła się.
- Muszę ponieść karę za zachowanie.
- Jade, czy ty się słyszysz?
Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie jeszcze bardziej niż wcześniej i poczułam tylko jak upadam na ziemię.

***
- Jade, Jade otwórz oczy, proszę cię - usłyszałam.
Uchyliłam lekko powieki i chciałam się podnieść, ale wtedy poczułam straszny ból, wręcz nie do opisania
i z powrotem położyłam głowę na ziemi.
- Nie podnoś się - mruknął męski głos.
- Boję się o nią, dzwońmy po karetkę - odezwał się kobiecy.
- Jeszcze tego nie zrobiłyście?!
- Ona nie chciała, coś kombinowała, nieważne, dzwonię.
Odpłynęłam.
***

- Zayn, dlaczego to tak długo trwa? Gdzie oni są?
- Missy? Co się dzieje? - zapytałam i chciałam się podnieść, ale ktoś mocno przytrzymał mnie przy ziemi. Wkurzyłam się. - Jezu, dajcie mi wstać - chciałam krzyknąć, podejrzewam jednak, że zamiast tego wyszedł mi jakiś pisk.
- Okej, ale powoli - znów ten sam męski głos, tym razem już wiedziałam, że należał do Zayna. Wcześniej nie umiałam go zidentyfikować. Wzięłam kilka głębokich oddechów i ponownie rozejrzałam się dookoła. Czułam się beznadziejnie, miałam ochotę umrzeć.
- Jade, wezwałam karetkę, zaraz będzie, trzymaj się - Missy klęknęła przy mnie i zaczęła gładzić po ramieniu.
- Ale miałaś tego nie robić, będziemy miały problemy!
- Jakie problemy? - zapytał Malik.
- No na afterparty piłyśmy, to znaczy ja piłam, Jade tylko jedną lampkę wina, a mówi, że to przez to, że była pijana się rozbiłyśmy. A przecież takim jednym kieliszkiem nie da się opić.
- No pewnie, że nie, to na pewno nie to było powodem. Może po prostu zasłabłaś, zdarza się - mruknął, chcąc mnie uspokoić.
Nie wierzyłam im, ale nie chciałam się już z nimi kłócić, nie miałam siły. Nagle ujrzałam podjeżdżający samochód, który wydawało mi się, że znam. Zaparkował z piskiem, a drzwi kierowcy otworzyły się z wielkim rozmachem. Człowiek wyrwał z niego i popędził w naszym kierunku. Wtedy zorientowałam się, że to Harry.
- Cholera no! Mieliście mu nie mówić!
- Ale nikt mu nie mówił! - zaparł się Zayn.
Styles dobiegł do mnie i rzucił się na kolana. Następnie przyciągnął mnie do siebie i zaczął przytulać. Serce strasznie szybko mu biło, ja natomiast poczułam się bezpieczniej i nerwy opadły. Pocałował mnie w czoło po czym zapytał co się stało i zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, Missy wszystko wyjaśniła, oczywiście po swojemu. Później przyjechała karetka, lekarze zrobili nam mały przegląd na miejscu, zadzwonili po policję i wsadzili nas do ambulansu razem z chłopakami. To znaczy oprócz Zayn'a, bo on musiał zostać przy samochodzie. Przed odjazdem obiecał mi, że wszystkim się zajmie i nic się nam nie stanie. Postanowiłam mu zaufać i starałam się nie przejmować, pomimo, iż było to bardzo ciężkie.

*parę tygodni później*

Musiałyśmy zostać w szpitalu na obserwacji, na kilka dni. Stwierdzili u nas lekki wstrząs mózgu, wobec czego przeleżałyśmy jeszcze kilka kolejnych dni. Harry niestety nie mógł zostać przy nas, bo jechali na kolejne koncerty. Chciał je odwołać, ale kategorycznie mu zabroniłam. Nie mógł tego zrobić, nigdy w życiu. Obiecałam mu, że będę na siebie uważać, ale widok odchodzącego ukochanego tak na mnie zadziałał, że miałam jeszcze jakieś powikłania i przeleżałam w szpitalu więcej niż Missy, która wyszła po 10 dniach. Odwiedzały mnie prawie wszystkie dziewczyny ze szkoły, ale też Danielle, Eleanor i Perrie. Ciężko im było przedrzeć się przez tłum paparazzich, do których dotarły wiadomości  o tym, że znajduję się tu i tu, ale wchodząc tylnymi wejściami w końcu się udawało. Bardzo to doceniałam. Poświęcały swój czas i w sumie zdrowie też, żeby przez jakiś czas pobyć ze mną. Później musiały przedzierać się w drogę powrotną i unikać odpowiadania na pytania. Jedyna Perrie odpowiedziała tylko, że wszystko jest w porządku i już niedługo wyjdę, co nieco zaspokoiło głód fotoreporterów. Z okna widziałam, że napotkały także kilka fanek i zrobiły sobie z nimi zdjęcia. Odwiedził mnie też Andy i Steve. Tak, nasze kontakty nieco się poprawiły, chociaż swoje chamskie komentarze zatrzymał i nie zmienił. Starałam się to ignorować i uśmiechałam się tylko.
Z Harrym gadałam dwa razy na skypie, a tak to prawie co 10 minut dzwonił i pytał jak się czuję. Słowo daję, czasami miałam go dość, ale to było słodkie, że tak się troszczył. W końcu wróciłam do domu, gdzie miałam jednak szpital jeszcze przez kilka dni, a moim osobistym lekarzem była kochana mamusia. Chciała mnie jeszcze dłużej przetrzymać, ale wytłumaczyłam jej, że muszę wrócić do szkoły, bo będę miała za dużo zaległości. Z chwilowym uporem, ale wreszcie zgodziła się.
     Do szkoły musiałam chodzić z naklejonym plastrem na czoło, gdyż zdjęto mi szwy, ale rana jeszcze była. Pomimo iż sprzeciwiałam się, mama nie pozwoliła mi zdjąć opatrunku i podsumowała to słowami "Wyglądasz lepiej niż bez". Podziękowałam jej serdecznie za takie stwierdzenie i jakoś starałam się do tego przyzwyczaić. Wszyscy przyglądali mi się i zasypywali pytaniami o przyczynę i tak dalej. Oczywiście ani ja, ani Missy nikomu nie powiedziałyśmy, że miałyśmy wypadek chcąc uniknąć zbędnych komentarzy. To była taka nasza ... tajemnica. Kiedy w końcu moja rana przestała być obiektem zainteresowania przez uczniów, zwróciła uwagę nauczycieli - mam na myśli profesora Booth'a. Nic innego nie wymyślałam, tylko recytowałam to, co kilka minut wcześniej do którejś z dziewczyn. On jednak przyglądał mi się dziwnie, jakby wiedział, że coś kręcę. No co jak co, ale faktycznie mogłyśmy wymyślić inną historię niż to, że poszłyśmy razem na łyżwy i się zderzyłyśmy upadając na lód. Mimo tego musieli w to uwierzyć, musieli. Zayn spisał się perfekcyjnie. Nie wiem co powiedział policji, ale widocznie załatwił to w sposób ugodowy. Zadzwoniłam do niego i wypytałam o wszystko, ale odpowiedział tylko, że nie mam się co martwić i żebym od czasu do czasu w ramach rekompensaty odwiedziła ich koncert. Obiecałam, że jeżeli tylko mi się uda to się pojawię.

(WŁĄCZ PROSZĘ)

*jakiś czas później*

Od czasu kiedy rodzice się rozwiedli, moje życie totalnie się skomplikowało. Mama się wyprowadziła,
a ja zostałam z Lux i tatą w Cambridge. Jednak wiedziałam, że długo to nie potrwa. Wieczorami widziałam siedzącego przy komputerze ojca, który przeszukiwał cały internet w poszukiwaniu domu lub mieszkania - poza Wielką Brytanią. Kiedyś przysiadłam się do niego i zapytałam, dokąd się przenosimy, ale on odpowiedział mi, że mam się nie przejmować, bo prawdopodobnie nic nie znajdziemy.
Kilka tygodni później, zawołał mnie do siebie i pokazał mi mieszkanie w wieżowcu w ... Los Angeles.
Nie mogłam powiedzieć mu, że nie chcę się przeprowadzać, bo sama źle czułam się w niegdyś rodzinnym domu.
     Mój kontakt z Harrym znacznie się osłabił. Praktycznie w ogóle nie rozmawialiśmy. Czasami napisał do mnie jakiegoś sms'a, ale wiedziałam, że nic więcej z tego nie będzie. W sumie nie miałam co się dziwić.
Był sławnym chłopakiem z zespołu One Direction. Mnóstwo imprez, koncertów. Żaden z nich nie ma dużo czasu by spotykać się ze swoimi dziewczynami. Tyle, że oni jakoś dają radę. Kiedy tylko mają wolną chwilę, biegną do nich. Z Harrym tak nie jest. On wtedy wychodzi z kumplami, albo jedzie do znajomych do innych krajów. Czasami miewam uczucie, że po prostu już mu się znudziłam. Może jednak to nie w nim leży problem? Może we mnie jest coś złego i może dlatego nie chce się ze mną widzieć ani słyszeć? Przez ostatnie dni bardzo ciężko funkcjonuję. W szkole nie daję sobie rady, nie mogę się skupić, muszę chodzić na poprawki. Lux co chwilę łapie jakaś grypa, muszę pomagać tacie. Odwiedzam mamę co weekend, ale czasami, kiedy muszę się dłużej uczyć, zostawiam jej Lux, a w niedzielę wieczorem przyjeżdżam po nią. Mam do niej uraz, tego nie da się ukryć. Odeszła od taty, bo nie mogła poradzić sobie z obowiązkami jakie na nią spadły. Urodziła Lux, wytrzymała 4 lata i uciekła. Przytłoczyło ją ciągłe siedzenie w domu, chciała trochę pożyć. Z jednej strony ją rozumiem, ale z drugiej, ona nie zdaje sobie sprawy, że teraz to czeka mnie. I wcale nie będzie lepiej. Tata musiał rzucić swoją pracę u boku najlepszego lekarza w kraju i znaleźć taką, która pozwoli mu bywać w domu od rana do ok. godziny 15, bo wtedy kończę lekcje i ja zajmuję się siostrą, a on idzie na nocki. Na szczęście znalazł coś dla siebie. Tyle, że w innym kraju.
Dlatego musieliśmy się przeprowadzić.
         Wstałam rano i pościeliłam łóżko. Odsłoniłam okna, które przykryte były dużymi zasłonami w kolorze fioletowym. Złapałam za telefon i doszłam do wniosku, że wypadałoby poinformować Harrego, że wyjeżdżam z UK. Obawiałam się, że nie przeczyta tego, bo będzie zbyt zajęty, w każdym razie, ja zrobiłam to co należało, jako jego druga połówka.

Chciałam cię tylko poinformować, że wyjeżdżam.
Na zawsze.
Wiem, że możesz pomyśleć, że jestem jakaś nienormalna
i nie liczę się z tobą, bo takich rzeczy nie robi się przez sms'a.
Jednak nie wiem czy dałabym radę powiedzieć ci to prosto w oczy.
Chyba nawet nie dałabym rady powiedzieć ci tego przez słuchawkę.
Bałabym się, że gdy usłyszę twój głos,
nie będę mogła wyjechać.
Jednak muszę.
Przepraszam.
Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Kocham Cię.
Na zawsze twoja - Jade. 
Ps. Nie przyjeżdżaj do mnie, proszę.

Wcisnęłam przycisk "Wyślij" i zatraciłam się w płaczu. Oparłam się o ścianę, po czym stopniowo zaczęłam się osuwać, aż usiadłam na podłodze. Podkuliłam nogi i schowałam twarz w kolana. 
              Po zjedzeniu obiadu, tata z Lux pojechał na zakupy. Musiał kupić małej jakieś cieplejsze buty,
bo te co miała, przetarły się. Ja natomiast zaczęłam się pakować. 
Następnego dnia wyjeżdżaliśmy, a wszystkie rzeczy w moim pokoju, leżały jak wcześniej. Nawet ich nie dotknęłam, nie spakowałam nic. Nie miałam siły. Założyłam na siebie tylko czarne rurki i niebieską bokserkę. W pewnym momencie usłyszałam szuranie butów. Nie zainteresowałam się tym zbytnio, bo wiedziałam, że to tata. Drzwi do mojego pokoju uchyliły się. Stałam do nich tyłem i mruknęłam tylko:
- Już zaczęłam się pakować, zdążę do jutra, nie martw się tato.
- Gdzie wyjeżdżasz? - usłyszałam głos zza pleców. Tyle, że nie mojego rodzica. Wyprostowałam się, a w sercu poczułam ból, jakby wbijania szpilek. Zacisnęłam mocno wargi, by powstrzymać płacz. - Gdzie wyjeżdżasz? - powtórzył pytanie, a głos mu się załamał.
- Co ty tu robisz? - wydukałam. - Miałeś nie przyjeżdżać - podniosłam ton, bo serio się wkurzyłam.
Przecież go prosiłam! 
- Jade, odpowiedz mi na pytanie - prosił.
Nie przerywałam pakowania. Zdjęłam z parapetu wszelkie tam stojące figurki i powoli wkładałam do kartonowego pudła, wyłożonego na dnie sianem, by rzeczy się nie potłukły.
- Do Los Angeles - odwróciłam się i spojrzałam na niego.
Stał z opuszczonymi, wzdłuż swojego ciała, rękami, wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, a jego klatka piersiowa unosiła się dosyć często. Przyjrzałam mu się wtedy. Oprócz tego, że trochę urosły mu włosy, nie zmienił się ani trochę. Wciąż miał tak cudowne, przyciągające, zielone oczy. Zaróżowione usta i ich kąciki, które zazwyczaj były uniesione, teraz znacznie opadły w dół. Ocknęłam się, zaciągnęłam się powietrzem i z powrotem odwróciłam się w stronę okna. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć. Nie mogłam znieść tego, jak bardzo pragnęłam wtedy podbiec do niego i go przytulić, czy pocałować. Wiedziałam, że nie mogę.
Dlatego właśnie nie chciałam, by przyjeżdżał. Wiedziałam, że gdy go zobaczę, rozpadnę się na kawałki.
I tak się stało. 
- Dlaczego? 
- Tata znalazł tam pracę. Musiał rzucić tę tutaj, inaczej nie mielibyśmy jak opiekować się Lux, a jej naprawdę potrzebna jest teraz uwaga, bo dorasta i nie można jej w tym okresie zostawić samej jak to zrobiła moja mama, po prostu nie można - zaczęłam mówić szybko, ręce trzęsły mi się, a łzy płynęły po policzkach. - Po prostu nie można - wyszeptałam, prawie niesłyszalnie. 
- Co się stało z Twoją mamą? 
- Rozwiedli się, Harry.
- Dlaczego ja nic nie wiem? - zapytał z pretensjami.
- Bo nie było cię tutaj! - krzyknęłam i stanęłam do niego przodem. - Dlatego nie wiesz. 
Nie wiesz wielu rzeczy, które wydarzyły się w ciągu tych wszystkich miesięcy. Nie było cię przy mnie, kiedy cię najbardziej potrzebowałam - wydukałam. Spuściłam głowę w dół. Nie chciałam tego powiedzieć na głos, bo wyszłoby na to, że to wszystko jego wina. Jednak stało się, powiedziałam to, co wtedy leżało mi na sercu. 
- Wiem, że nie mnie było Jade - podszedł trochę bliżej mnie, ale wciąż zachował jakąś odległość. - I strasznie cię przepraszam, ale nie miałem jak przyjechać, zadzwonić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo chciałem, ale po prostu nie mogłem.
- Liam czy Zayn jakoś mogli - mruknęłam pod nosem, ocierając łzy z policzków.
Prychnął. 
- Czyli sądzisz, że nie chciałem? - mówił coraz bardziej zdenerwowanym, ale jednak bezsilnym głosem. - Sama powiedziałaś mi, żebym poszedł do tego programu, liczyłaś się z tym, że będziemy się mniej widywać. 
- Przecież wiem! - puściły mi nerwy. - Tak, sama ci kazałam tam iść. Jakby nie było zmusiłam cię do tego - przyznałam. 
- Mam teraz rzucić to wszystko? 
- Ani mi się waż! - zabroniłam mu. Zaczęło mi się kręcić w głowie, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. - Nie, nie możesz tego zrobić. To jest twój świat, za daleko zaszedłeś, żeby teraz rezygnować i to jeszcze dla mnie.
- Możesz przestać? 
- Przestać co? - spojrzałam na niego.
- Przestać zachowywać się, jakbyś była święcie przekonana, że mi na tobie nie zależy. 
Pokręciłam przecząco głową. 
- Kocham cię, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mocno. Dlaczego nie potrafisz w to uwierzyć? Może ty przestałaś ... - przełknął głośno ślinę - czuć coś do mnie?
Rozpłakałam się. Tak bardzo chciałam cofnąć czas. Nie pisać do niego tego sms'a. Wiem, że byłoby to nie fair w stosunku do niego, ale na pewno bolało by mnie i jego o wiele mniej niż w tamtym momencie. Chciałam uciec. Zapaść się pod ziemię. Nie wiedziałam czego chciałam. Nie miałam bladego pojęcia co mu odpowiedzieć. Przecież go kochałam. Po prostu wszystko się skomplikowało. Zagubiłam się, straciłam grunt pod nogami. 
Podszedł do kanapy, usiadł na niej i włożył twarz w dłonie. Ja wciąż stałam przy oknie, opierając się plecami o pudło. W końcu uspokoiłam się i postanowiłam zakończyć to, co się zaczęło.
- Skoro tu nam nie wyszło... to co będzie jak wyjadę kilkanaście tysięcy kilometrów dalej? - zapytałam i zerknęłam na niego.
Płakał. Zakuło mnie w sercu. Nie wyobrażałam sobie, że kiedyś znajdę się w takiej sytuacji. Nie myślcie sobie. Ja naprawdę go kochałam i nie chciałam tego wszystkiego kończyć, zwłaszcza w taki sposób, ale powiedzcie mi. Mielibyście siłę trwać w związku, w którym druga połówka potrafi nie odzywać się przez kilka miesięcy? Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Coraz mniej o nim wiedziałam. Cieszyłam się jego szczęściem, osiągnął to, o czym zawsze marzył. Spełnił swój największy cel, zdobył przyjaciół na całe życie. Jednak ... stracił mnie. Ale nie uważam, że to jego wina. W żadnym wypadku. Może po prostu jestem za słaba na niego. Na życie z nim. Może powinnam zrobić miejsce jakiejś innej dziewczynie, może z showbiznesu, która jest do tego przyzwyczajona i poradzi sobie z tygodniami nie widzenia się z ukochanym, który odmienił jej życie o 180 stopni. Wiedziałam, że będę tego żałowała. 
- Chcesz ze mną zerwać? - zapytał w końcu drżącym głosem i uniósł głowę. Po chwili wstał i podszedł do mnie. Podniósł moją brodę, która w tamtym momencie skierowana była w dół i spojrzał mi głęboko w oczy. Pochylił się i pocałował mnie namiętnie. Nie odepchnęłam go, wręcz przeciwnie, przyciągnęłam go do siebie, a prawą ręką objęłam go za szyję, jednocześnie oplatając sobie palce w brązowych lokach. On natomiast położył mi ręce na biodrach, po czym pojechał nimi do góry i mocno mnie do siebie przytulił. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, czując szybkie bicie serca. Pociągnęłam kilka razy nosem i znów wybuchłam płaczem. 
- Dłużej nie wytrzymam Harry. Nie wytrzymam - wydukałam. - Nie wytrzymam bez ciebie. 
Odsunęłam się od niego. Oczy miał czerwone, a policzki mokre od łez. Na prawym rękawie szarej bluzki, pojawiła się plama od mojego tuszu. Uśmiechnęłam się delikatnie, wzruszyłam ramionami i podeszłam do okna. Oparłam się rękami o parapet i próbowałam wyhamować oddech. Staliśmy przez chwilę w ciszy, aż w końcu usłyszałam za sobą:
- Mam odejść? To koniec? 
- I tak wyjeżdżam - oznajmiłam. - Aż do Los Angeles. To nie jest godzina jazdy samochodem. To są tysiące kilometrów, będzie dzielił nas ocean. Ty zaraz ruszasz w pierwszą trasę koncertową. Będziesz w jednym mieście jeden dzień, a potem do kolejnego. Twoje pójście do X-Factora, było pewnego rodzaju wyzwaniem dla nas. Jak myślisz, sprostaliśmy?
Nie odezwał się. Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
- No właśnie - pociągnęłam nosem. 
- Skoro mówisz, że nie wytrzymasz beze mnie... to jaki to ma sens? To całe rozstanie? 
- Może jak wyjadę do Stanów, będę mogła rozpocząć nowe życie. Tak jak ty.
- Ale ja nie chcę żyć bez ciebie, rozumiesz? Jade, musimy być silni, musimy walczyć o to, co dla nas ważne! - podszedł do mnie i złapał moją dłoń, ale ja wyrwałam ją. 
- Nie mamy wyboru.
- Ty tak myślisz.
- Harry, proszę cię.
- Nie - przerwał mi. - Nic już lepiej nie mów.
- Nie chcę się rozstawać w taki sposób! - krzyknęłam za nim.
- A jak? Myślałaś, że rozstaniemy się w zgodzie? Powiem "Okej, jasne, nic się nie stało, jakoś o tobie zapomnę za dwa tygodnie"? Tak? Tak myślałaś?!
Zacisnęłam wargi.
- Na pewno nie chciałam tego skończyć w taki sposób. Dlatego prosiłam cię, żebyś nie przyjeżdżał - powiedziałam.
- Faktycznie, mogłem tego nie robić - stwierdził
 i nacisnął klamkę, już stawiał krok, by wyjść
z pokoju, ale odwrócił się do mnie. Podszedł szybko
i pocałował w czoło. - Pamiętaj, że cię kocham.
I nigdy nie spotkam nikogo takiego jak ty.
Będę czekał na ciebie, wiedz o tym - spojrzał mi
w oczy, tym samym i ja. Później spuścił wzrok i wyszedł. Podbiegłam do drugiego okna i zobaczyłam,
że z nerwów uderzył nogą w doniczkę.
Złapał się za głowę, przystanął na chwilę i wsiadł w swój samochód. Odpalił silnik i ruszył. Opadłam na ziemię. Rozejrzałam się po prawie pustym pokoju. Nagle mój wzrok przykuło coś białego, leżącego na szafce przy wejściu. Podniosłam się i wzięłam to do ręki. Otworzyłam kopertę i ujrzałam srebrną płytę. Włączyłam laptopa i włożyłam ją do stacji dysków. W folderze znajdował się film zatytułowany
"(M,T)y". Kliknęłam na niego dwa razy, w głośnikach rozległa się piosenka, a na ekranie wyświetliły się zdjęcia i filmiki. Oczywiście wszystko połączone razem w jedność.

"Your hand fits in mine like it's made just for me".
W pewnym momencie zorientowałam się, że gdzieś już to słyszałam. Nie dość, że Harry zaśpiewał mi kiedyś kawałek, to później, kiedy One Direction stało się sławnym zespołem, nagrali tę piosenkę na swoją płytę. Zapatrzyłam się w nasze wspólne fotki i jeszcze bardziej zaczęłam wszystkiego żałować.

____________
A więc tak o to ogłaszam, iż jest to PRZEDOSTATNI rozdział.
Kolejny pojawi się pewnie w przeciągu kilku kolejnych dni tego tygodnia, postaram się.

A teraz .. dajcie mi w spokoju iść i sobie popłakać, okej? :')
Kocham Was. <3 |hug.<3

Jeżeli chcesz zostać poinformowany o ostatnim rozdziale, zostaw tu swojego twittera czy facebooka.
Ps. Chyba nie muszę prosić o komentarze pod przedostatnim rozdziałem? Dosyć mi na tym zależy - z góry dziękuję. ;* 



    

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 14: "Nie zawsze wszystko musi się kręcić wokół ciebie"

- Jade, cześć - zawołała Missy.
- Hej, co słychać?
- Ładnie razem wyglądacie.
- Kto?
- Ty i Harry.
- Dziękuję? - odpowiedziałam niepewnie.
- Nie ma za co. Zazdroszczę ci, chociaż w sumie mam nadzieję, że z Andym będzie tak samo. Planujemy być razem.
- A mówisz mi to po to ...
- Żeby cię ostrzec, że on jest mój.
- Nie ma sprawy, my się tylko przyjaźnimy - zapewniłam ją.
- No i ... teraz będziesz pewnie sławna, tak?
- Myślę, że n -
- Nie będziesz królowała w szkole. To ja jestem na pierwszym miejscu, tak? - bezczelnie przerwała mi i spojrzała na mnie gniewnie.
- Jasne - odparłam na luzie i mrugnęłam do niej, uśmiechnęłam się i wsiadłam w samochód.

*kilka miesięcy później*

Odległość znacznie dawała we znaki. Pomimo, iż staraliśmy się zdzwaniać codziennie, nie zawsze się udawało. Całemu zespołowi w programie szło niesamowicie dobrze, większość prawie miała pewność, że wygrają, to była tylko kwestia czasu. Tak czy siak, moim zdaniem zasłużyli, zdecydowanie. Im bliżej było końca show, tym więcej spotkań i prób musieli robić. Ja natomiast zajmowałam się szkołą, siostrą, pomagałam rodzicom, gdyż przechodzili parę kryzysów. W końcu doszło do momentu, że przestaliśmy w ogóle rozmawiać. Zdzwanialiśmy się wtedy kiedy był czas ... ale ... jego tak naprawdę nigdy nie było. Chyba, że w nocy, ale wtedy nie odbierał, bo spał, wykończony całym dniem. Wcale mu się nie dziwiłam i nic nie miałam mu za złe. Zdawałam sobie natomiast sprawę, że długo tak nie pociągniemy. Nie raz leżałam zalana łzami w swoim pokoju, myśląc, że to przyniesie mi ulgę. Danielle, Eleanor czy Perrie, mieszkały w Londynie, blisko chłopaków, wobec czego miały o wiele łatwiej. Czasami spotykałam się z nimi, ale też z Rosie, Missy, Ashley, Alex. Wtedy humor mi się poprawiał, na chwilę o wszystkim zapominałam.
Ale później siadałam na kanapie, włączałam telewizor i widziałam jego twarz w ekranie. Błyszczące od reflektorów oczy, szeroki, od ucha do ucha, uśmiech, zadowolenie z powodzenia w programie. Rozpierała mnie duma, że wreszcie pokazał się światu, robi to co kocha. Ludzie go chwalą, zdobywa fanów, fanki. To jest to czego zawsze pragnął, do czego dążył przez 19 lat. Raz spotkaliśmy się w Holmes Chapel, bo przyjechał na weekend do domu. Nie spędziliśmy ze sobą wiele czasu, ze względu na to, że i jego rodzice, jak i jego siostra, ciągnęli go w swoją stronę. Prosili, by ubierał się cieplej, żeby nie chodził z gołym gardłem, bo się przeziębi. Siedziałam na kanapie obok i przysłuchiwałam się wszystkiemu. Uśmiechałam się, ukrywając smutek. Cieszyłam się z jego szczęścia, ale siedząc samotnie w pokoju, przykryta kocem w zielone misie, trzymając kubek gorącego kakao, rozmyślałam o wszystkim. Nie umiałam tego powstrzymać. Wspomnienia wracały. Przed oczami stawały mi zeszłe wakacje. Wpadnięcie na Liama. Pierwsze spotkanie. Uścisk dłoni. Zniewalający uśmiech Harrego. Śniadanie. Rogaliki. Gra w butelkę. Wypad na plażę. Piosenka. Pierwszy pocałunek. Zauroczenie się. Niezapomniana noc. Dyskoteki. Wspólne śpiewanie przy ognisku.

"Ideał dziewczyny? - Stoi przede mną".

"I'm in love with you ... and all these little things".

"But if there's something real between me and you..."

"Rogaliki są bardzo dobre".
"I co? Przespałaś się z którymś z nich?"

"Obiecujesz? - Obiecuję"

Każde wypowiedziane przez niego słowo, obijało mi się o uszy, a scenki, przewijały się niczym zwiastuny filmów. Nieraz komedia, nieraz dramat. Bo wspomnienia są, jakby bliznami na ciele. Zapisują się. Wrócisz do nich, spojrzysz na nie i z powrotem pamiętasz, pomimo, że wydarzyło się mnóstwo innych rzeczy po drodze. I tak samo jak moja mama, czy babcia, tak i ja, gdyż jestem człowiekiem, miałam swoje chwile słabości. Najgorsze były dni, kiedy nie słyszałam jego głosu. Kiedy nie miałam możliwości z nim porozmawiać, opowiedzieć o tym, co się u mnie dzieje i wysłuchać co u niego. Zdarzało się to coraz częściej. Takich dni, było coraz więcej. Wiem, że on też cierpiał i tęsknił. To nie tak, że miałam do niego żal, że nie dzwonił, nie odbierał, nie odpisywał, nie dawał znaku życia. Było mi zwyczajnie przykro, ale momentami zdarzało się, że i ja nie oddzwoniłam, bo z powodu zbyt dużej ilości rzeczy na głowie, zapominałam. Tak, zapominałam. Wtedy miałam ochotę podejść i przywalić głową w ścianę, bo jak mogłam to zrobić, skoro myśli o nim zajmują mi 99% mózgu. Może starałam się po prostu zająć czymś innym, żeby mniej bolało? Żebym mniej cierpiała? Ale to nic nie dawało.

"Mówiłaś, że lubisz kiedy ktoś dla ciebie śpiewa?"

Tak bardzo chciałam, by był przy mnie non stop. Bym mogła czuć jego zapach, tak inny, delikatny, tylko mój. Ale życie toczy się dalej. Wiedziałam, że trzeba być silnym i niesamowicie odpornym na różne sytuacje. Jednak nie zapominajmy, że miałam tylko 18 lat. Byłam jeszcze nastolatką, zagubioną w tym wielkim świecie, która od czasu do czasu potrzebowała ciepłego słowa, wsparcia, uścisku, rozmowy, płaczu. Nastolatką, która co chwilę popełniała jakieś błędy, robiła coś źle, ale ponad wszystko, gdy się zakochiwała, kochała najmocniej na świecie.

_________________
*parę tygodni później*

Wyspana, zeszłam na dół, zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na kanapie przed telewizorem. Automatycznie wcisnęłam kanał "701", na mój ulubiony program informacyjny wprost ze świata show-biznesu. Trafiłam na reklamy, wobec czego miałam czas, by ułożyć się wygodnie i zaczekać na najświeższe ciekawostki. Znów przypomniałam sobie o Harrym i o tym, jak dawno nie rozmawialiśmy. Moje myśli przerwał miły głos kobiety z ekranu.
- Wita was Caroline Flack ...
- I Olly Murs.
Od razu zwróciłam uwagę na jej strój. Miała na sobie niebieską, obcisłą spódnicę i elegancką, białą bluzkę.
- Ja cie. Ona zawsze wygląda świetnie - pomyślałam i wsłuchałam się w to co zaczęła mówić.
- Olly, co mamy dzisiaj do powiedzenia?
- No na pewno musimy przywołać kilka nowości z Hollywood, ale także z X-Factora, który zakończył się wczoraj wielkim sukcesem...
- Przyjdzie na to czas - zatrzymała go dziewczyna i zaśmiała się.
Zastanowiłam się chwilę. Spojrzałam na wiszący w kuchni kalendarz i wtedy zorientowałam się, że prezenterzy telewizyjni mieli rację. Poprzedniego dnia odbył się finał programu muzycznego, w którym brało udział całe One Direction. Uderzyłam się ręką w czoło, karcąc się jednocześnie, że zapomniałam o tak ważnym wydarzeniu. Czułam się źle, że nie obejrzałam tego, w końcu, występował tam mój chłopak.
Zanim Caroline i Olly zaczęli mówić o wygranej, omówili newsy z Ameryki, takie jak np. to, że Justin Bieber i Selena Gomez zerwali ze sobą, a Vanessa Hudgens jest niesamowicie szczęśliwa w nowym związku.
- Dobra, to może teraz przejdziemy do X-Factora? - zapytał Olly.
- A co ty taki napalony na to? - znowu się zaśmiała.
- Bo wygrał mój ulubiony zespół, muszę się tym podzielić, chociaż i tak już wszyscy wiedzą, bo oglądali, tak? - odpowiedział i spojrzał w kamerę. - A więc, jak dobrze wiecie, ósmą edycję angielskiego X-Factora wygrał zespół One Direction!
Serce zaczęło mi strasznie szybko walić. Po chwili na ekranie wyświetlił się fragment filmiku, na którym było ogłoszenie wyników. Wtedy ujrzałam piątkę chłopaków, stojących przy sobie, trzymających kciuki, z jednoczesnym strachem w oczach. Moment później już wszystko było jasne, a oni, płacząc z radości złączyli się w uścisku. Wtedy łzy popłynęły i mi. Złapałam za telefon i niewiele myśląc wystukałam sms'a z gratulacjami.
- Gdyby tego było mało, zaprosiliśmy chłopaków do studia! - krzyknęła podekscytowana prezenterka, a ja energicznie uniosłam głowę i wbiłam wzrok w telewizor.
Siedzieli na kanapie, z wielkimi uśmiechami na twarzy. Kamera zrobiła zbliżenie na Stylesa, a we mnie wszystko się obudziło. Przeprowadzili z nimi krótki wywiad - zapytali, jak czują się po wygranej, jakie mają dalsze plany. Odpowiedzieli, że z pewnością ruszają w swoją pierwszą, małą, trasę koncertową po Wielkiej Brytanii, a może nawet odwiedzą kawałek Ameryki. Zapewnili, że mają w planach wydać EP-kę*, a później  poważniejszy album, jednak muszą najpierw się ze wszystkim oswoić. Na koniec mogli kogoś pozdrowić.
Louis pozdrowił swoją dziewczynę, nie zdradzając jej imienia, jednak i tak wszyscy wiedzieli, że chodziło o Eleanor, Zayn również, ale dodał też o rodzinie, Liam podobnie, Niall pozdrowił Irlandię, jako swój kraj, oraz podziękował od całego zespołu za głosy w programie - bo jak stwierdził - to dzięki ludziom wygrali, dzięki temu, że ktoś ich chce słuchać. Na końcu był Harry, który podziękował rodzinie, fanom za wsparcie. Po chwili dodał jeszcze:
- I jednej wyjątkowej osobie - uśmiechnął się do kamery, a wszyscy obecni tam wydali z siebie ciche "aww".
W tamtym momencie, siedząc na kanapie, świat kompletnie mi się zawalił. Nie wiedziałam co mam robić. Zniknęli z anteny, a ja dostałam sms'a, w którym chłopak odpisał, że dziękuje i gdyby nie ja, to by do tego nie doszło. Postanowiłam do niego zadzwonić i zapytać co i jak.
Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos.

- Hej - powiedziałam niepewnie.
- Hej - odparł krótko.
- Co słychać?
- W porządku. Dużo się dzieje. Bardzo dużo.
- Nie wątpię - zapadła chwilowa niezręczna cisza. - Ale to chyba dobrze?
- Tak, ale wolałbym, żebyś była przy mnie.
- Przepraszam, że cię olewałam przez ten cały czas.
- Olewałaś?
- No tak, nie dzwoniłam, nie kontaktowaliśmy się prawie w ogóle przez całe 4 miesiące. Nawet moja mama zauważyła, że coś jest nie tak.
- To nie tylko twoja wina, ja przecież też nie zawsze miałem dla ciebie czas, nawet jeśli chciałem - przyznał. - Między nami wszystko okej? - zapytał po chwili.
Wbiłam wzrok w podłogę.
- Zależy co masz na myśli - byłam prawie w stu procentach pewna, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Wiemy jacy są faceci - zawsze im się wydaje, że wszystko jest w porządku.
- A co ty masz na myśli?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Nie ważne. Jakie macie plany? Gdzie teraz jesteście? W Londynie?
- Tak, w Londynie. Za tydzień ruszamy w trasę koncertową po Wielkiej Brytanii. Może uda nam się odwiedzić i Cambridge. Chciałabyś?
- No pewnie - mruknęłam i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Może uda mi się coś zdziałać, postaram się.
- Tylko nie zapomnij - szepnęłam i miałam nadzieję, że zrozumie, że nie chodzi mi o koncert.

*pare tygodni później*

- Czy ty musisz wszystko komplikować?!
- Ja komplikuję?! Ja komplikuję?! To nie ja się wymykam w nocy z domu, to nie ja chodzę po jakichś dyskotekach, nie wiadomo gdzie i nic nie mówię swoim rodzicom.
- Mamo, jestem już dorosła! Chyba mogę od czasu do czasu zrobić coś na co mam ochotę? Wiecznie tylko siedzę w domu i sprzątam, albo zajmuję się Lux. Ja też chcę mieć swoje życie, wiesz? - zacisnęłam pięści.
- Nie zawsze wszystko musi się kręcić wokół ciebie - mruknęła pod nosem gniewnie.
- Chciałabym, żeby tak było chociaż przez 5 sekund - warknęłam i trzasnęłam drzwiami od pokoju.
Po chwili usłyszałam głos taty.
- Widzisz? Widzisz co narobiłaś?
- Ja narobiłam? Ja?! A gdzie ty byłeś co? Wiesz co w ogóle dzieje się w życiu twojej córki? Wiesz, że ma problemy? Ja tylko chcę jej pomóc, żeby nie wpadła w kłopoty -
- Jakie problemy? Jakie kłopoty? - przerwał jej.
- Nic nie wiesz, bo cię wiecznie nie ma w domu.
- Przykro mi, ale muszę jakoś zarabiać na życie, i do tej pory nie miałaś o to pretensji.
- Ale z czasem brakuje mi sił, tak? I potrzebuję pomocy. Miałam ją u Jade, ale ostatnio coś się stało, zmieniła się nie do poznania, nie mogę się z nią dogadać. Całkowicie ją coś odepchnęło ode mnie, a przecież miałyśmy takie dobre stosunki.
- A co z tym Harrym? Może on coś poradzi?
- Nie wiem, czy to wszystko się nie zaczęło właśnie przez niego.
Nie wytrzymałam i wyszłam z pokoju.
- Zwalisz wszystko na Harrego? Nie, on nic nie zrobił, po prostu to ja się zmieniłam. Przestałam już być wszystkiemu taka podległa i grzeczna i usłuchana. Dorosłam.
- Gdybyś dorosła, to byś się teraz nie zachowywała jak gówniara - krzyknęła na mnie rozwścieczona mama i  zaczęła krążyć po pokoju.
- O co ci właściwie chodzi? - zapytałam ją.
- Chcę, żebyś ze mną porozmawiała, powiedziała mi co ci leży na sercu, jakie masz problemy, co się dzieje w twoim życiu. Z ojcem nic nie wiemy i nie mamy możliwości, by ci pomóc.
- Nie potrzebuję pomocy - mruknęłam pod nosem i usiadłam na schodach.
Mama podeszła do mnie i usiadła obok. Objęła mnie ramieniem i przytuliła. Wtedy się rozkleiłam i w ciągu godziny, poprzez łzy, opowiedziałam jej wszystko, co związane z Harrym i naszą sytuacją. 


(teraz włącz to)

*marzec 2013*

Na dworze zaczynało się robić coraz cieplej. Słońce wyszło i miało nie znikać z nieba przez dłuższy czas. Obudzona, jasnym światłem przetarłam oczy i ziewnęłam głośno. Zwlokłam się z łóżka i spojrzałam na telefon. Na ekranie widniała przypominajka.

'Koncert - 19.30'

Pewnie się domyślacie czyj koncert i macie rację. Stylesowi udało się namówić managerów i znaleźć odpowiednie miejsce do zagrania dla ok. 5 tysięcy osób. Może to niezbyt duża publika, ale spokojnie - dopiero się rozkręcali. Umówiłam się z mamą, że do 16 opiekuję się Lux, a później oddaję ją im, a sama biorę się za szykowanie. Razem ze mną na imprezę zabrałam Missy, gdyż jej to obiecałam, zresztą, ostatnimi czasy zbliżyłyśmy się do siebie znaczniej niż by się mogło wydawać. Okazało się, że wcale nie jest taka zła, jak mówią i jeżeli tylko udowodnisz jej, że nie pragniesz zgarnąć korony królowej szkoły - jest całkiem miła i  uczynna, no i inteligentna. Ogólnie w moim życiu sporo się zmieniło. Ashley wyjechała do Włoch na pół roku, do swojej babci, z Alex nie utrzymywałam kontaktu, gdyż chodziła do innej szkoły i to gdzieś na północy Anglii, tak jak i pozostałe przyjaciółki. W Cambridge miałam wiele innych, nowych koleżanek i kolegów, ale to co było się nie zmieniło - wciąż przyjaźniłam się z Andym, a ze Stevem się nie bardzo lubiłam, pomimo iż był dla mnie miły i tak dalej. Jakoś tak nie mogłam się do niego przekonać. Doszła jeszcze Rosie i "dziewczyna od projektu" z którą miałam dobre kontakty, ale nic więcej niż tylko spotkania w szkole. W domu ogólnie było spokojnie, Lux rosła jak na drożdżach, jednak zdążyłam zauważyć, że rodzice rzadko rozmawiają, za to często wychodzą razem i wracają późno, a wtedy mama idzie do sypialni, tata kładzie się na kanapie w salonie i niby ogląda film, ale jednak usypia i spędza tam całą noc. Rano mówi do mamy coś w stylu "Oj, usnąłem wczoraj w salonie, teraz mnie plecy bolą", a ona "Posmaruj się maścią". Zdawało mi się to dziwne, ale oni zawsze byli 'inni' więc w końcu przestałam na to zwracać uwagę. Gdyby się mieli rozstać, to by się kłócili, czy coś, tak? TAK?
_______________

- Wow, to było niesamowite! - pisnęła Missy, przetrzepując włosy, by wróciły do normalnego wyglądu.
Kiwnęłam tylko głową, bo wciąż byłam w szoku po zobaczeniu tak niesamowitego widowiska. Oni dopiero zaczynali, więc jasne było dla mnie, że taki koncert nie będzie dopracowany w 100%, że będą pewne błędy, niedociągnięcia, niedopracowania. Wręcz przeciwnie.
Wszystko było tak idealne, jak gdyby koncertowali razem od lat.
To było naprawdę niezwykłe. Sięgnęłam do torebki i odebrałam sms'a o treści:

"Podejdź do takiego wysokiego ochroniarza,
z czarną słuchawką w uchu i powiedz mu,
 że przyszłaś do mnie, że jesteś moją dziewczyną.
Do zobaczenia, xx."

Rozejrzałam się w poszukiwaniu człowieka opisanego przez Harrego, aż w końcu dostrzegłam go w lewym rogu. Stał wyprostowany i był czujny na każdy ruch rozhisteryzowanej fanki, która właśnie wtedy kleiła mu się do nóg i błagała, by wpuścił ją do chłopców. Spojrzałam na nią i zrobiło mi się jej żal. Podeszłam do gościa, szepnęłam mu na ucho to co kazał mi Styles, a on kiwnął głową i nacisnął klamkę. Około 15-letnia dziewczyna spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem i otarła łzy z policzków.
- Mogę wziąć ją ze sobą? Będzie spokojna, proszę, Harry mi pozwolił - skłamałam i uśmiechnęłam się do niego.
Po chwili zastanowienia zgodził się i wpuścił nas trzy.
- Dziękuję Ci Jade, dziękuję! - pisnęła blond włosa dziewczyna i przytuliła się do mnie.
- Skąd wiesz kim jestem? - zdziwiłam się.
- Jak mogę nie wiedzieć? Jesteś dziewczyną Harrego, jesteś sławna, ludzie zakładają fandomy na twoją cześć.
- Na twoją cześć? - powiedziała głośno Missy i spojrzała na mnie krzywo.
- Missy, to nie tak - mruknęłam. - Nie chcę być królową, nie martw się.
- No ja mam nadzieję - uśmiechnęła się sztucznie.
Przeszłyśmy długim korytarzem, a mnie z minuty na minutę coraz szybciej biło serce. W końcu zauważyłyśmy drzwi na których naklejona była gwiazdka z napisem "One Direction".
Zapukałam i usłyszałam głośne "Proszę!" Nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi, najpierw pytając, czy nie przeszkadzam. Harry zerwał się z kanapy i rzucił w moim kierunku. Złapał mnie w pasie i podniósł do góry. Później postawił na ziemi i wpił się w moje usta, a później złączyliśmy się w długim uścisku.
Rozległy się brawa, a ja poczułam się nieco nieswojo.
Harry w końcu ustąpił i uśmiechnął się do reszty.
- Teraz wasza kolej - powiedział i wskazał na mnie.
- Jaaaaade - krzyknął Louis i podbiegł do mnie.
- Louiiiiiiiiiiii - odpowiedziałam równie wesoło i przytuliłam go.
Następnie podszedł do mnie Zayn, który uwiódł mnie swoim urokiem osobistym, Niall, który poczęstował mnie frytkami i Liam, który tak jak Louis przytulił mnie mocno.
- Tęskniliśmy wiesz? - powiedział po chwili Zayn i spojrzał po chłopakach.
- Tak, tak - kiwali głową na zmianę i mruczeli pod nosem.
- A - przypomniałam sobie. - To jest wasza fanka, Jessie.
Chłopcy zebrali się w grupkę, podeszli do dziewczyny, zrobili sobie z nią zdjęcie, dali autografy, poprosili ochroniarza, by ją wyprowadzili, a następnie wrócili do rozmowy ze mną i Missy - po tym, jak już ich ze sobą zapoznałam. Pytali co u mnie, jak w szkole, czy nie wolałabym tak jak oni szaleć na scenie, niż się uczyć. Opowiedziałam im kilka zabawnych historii i wreszcie poczułam się jak dawniej. Widziałam, że Missy przystawiała się do Nialla, ale wtedy patrzyłam na nią krzywo, przypominając jej, że w Cambridge czeka na nią Andy. Wtedy doszłam do wniosku, że on nie jest dla niej, że gdyby tylko miała możliwość być z kimś "lepszym", bogatszym - patrz Niall - wtedy by z nim zerwała. Wiem, w sumie zaprzeczałam sama sobie, bo jeszcze przed chwilą mówiłam, że Missy jest fajna. Niby tak było, ale wiecie .. ona miała dwie twarze.
- Chłopcy za 15 minut zaczyna się afterparty - oznajmił ochroniarz i wyszedł z pokoju.
Wszyscy wydali z siebie odgłos radości i uśmiechnęli się do mnie.
- Zostaniesz prawda? - zapytał mnie Harry i objął w pasie.
Kiwnęłam twierdząco głową i uśmiechnęłam się do niego, a później musnęłam go w lewy policzek.
- Tęskniłem.
- Wiem - odparłam i wtuliłam się w jego ciepłe ciało.
      Impreza po koncercie trwała z jakieś 3 godziny. Chłopaki zdążyli się upić "w trzy dupy", wobec czego ochroniarze odnieśli ich - dosłownie - do pokoju, gdzie usnęli jak małe dzieci. Podeszłam do Harrego, nieco chwiejnym krokiem i pocałowałam go w czoło. Następnie napisałam małą karteczkę, że dziękuję za wspaniałą noc i żeby od czasu do czasu napisał do mnie. Raz z Missy wypiłyśmy dwa drinki, ale nie czułyśmy się pijane, wsiadając do samochodu. Trochę się bałam i wiedziałam, że to kompletnie nieodpowiedzialne, ale z drugiej strony chciałam wrócić do domu, a miałam ok. 10 kilometrów. Odważyłam się, przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłyśmy. Po chwili jednak zaczęło mi się kręcić w głowie, ale starałam się nie zwracać na to uwagi, jednak Missy usnęła na siedzeniu pasażera, a ja ... straciłam przytomność.

____________
Przepraszam, że tak to wszystko skróciłam, że porobiłam te "kilka miesięcy później, pare tygodni później". Wiem, że może was to zdenerwowało, czy coś, ale po prostu nie miałam pomysłu, żeby te rzeczy bardziej rozpisywać,  nie mam ostatnio weny, a musiałam dodać rozdział. Jedynie mam kilka "zajawek" na kolejne wydarzenia, tuż po tej "utracie przytomności" wobec czego chciałam wszystko przyspieszyć i nie bawić się w jakieś paplaniny. Mam nadzieję, że nie straciłam w waszych oczach i, że mi wybaczycie?

Jakieś komentarze? Pytania?

Jeżeli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zostaw tu swojego twittera/fb. |hug.<3

środa, 27 lutego 2013

Rozdział 13 "Ale ja nie wiem czy chcę cokolwiek z tobą zaczynać"

- Wiesz, zastanawiałam się kiedyś, dlaczego los sprawił tak, żebyśmy się spotkali - powiedziałam, wpatrując się w gwiazdy. - Musi mieć jakiś plan. Nic nie zdarza się bez celu, tak po prostu.
- Może po prostu chciał, żebyśmy byli szczęśliwi?
- Albo wystawia nas na próbę.
- Jaką próbę?
- Jak ci już kiedyś mówiłam, idziemy w różnych kierunkach. Ty gwiazda popu, ja na uczelni. Ty rozchwytywany, ja cicha myszka.
- Przeciwieństwa się przyciągają - uśmiechnął się.
Przyznałam mu rację.
- Myślisz, że damy radę? - zapytałam w końcu, zaciskając nieco mocniej nasze dłonie.
- Jeżeli tylko będziemy chcieć, to wszystko jest możliwe - pochylił się i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
- To opowiedz mi o tym, jak wam idzie w programie, dużo wymagają?
- Dużo pracujemy nad choreografią, mamy zajęcia z wokalu, pokazują nam też jak ruszać się na scenie, wykonywać manewry ze stojakami od mikrofonów czy samymi mikrofonami. Mamy baardzo dobry bufet - dodał i pomasował się po brzuchu. - Tyle, że trzeba się spieszyć na jedzenie, bo kiedy Niall dopadnie się do stołu, to masz małe szanse by zjeść coś porządnego. Zazwyczaj zostawia same okruszki albo takie ciasteczka z kremem truskawkowym, bo ich nie lubi - roześmiałam się - za to z Liamem taka sprawa, że np. jogurty pije, zupy - o ile je - je widelcem albo wypija przez słomkę - wybuchłam śmiechem.
- Nie poparzy się? - wzruszył ramionami. - No, opowiadaj dalej.
- Zayn jest miłośnikiem lusterek.
- Taak, pamiętam z obozu - przerwałam mu. - Dobra, już ci nie przeszkadzam.
- Kiedyś zamiast śpiewać, poprawiał fryzurę, więc jak poszedł do łazienki, ja i Louis wynieśliśmy mu jego zwierciadło, którego szukał później przez około godzinę. Przez to wszyscy się rozkojarzyli i próba się nie odbyła. Więc nie wyszło nam to na dobre.
Złożyłam ręce i klasnęłam nimi o siebie.
- No i został właśnie jeszcze Tomlinson.
- Znam go - mruknęłam, przypominając sobie, jak na obozie, zażartował sobie ze mnie, że Harry śpi z nim w łóżku.
- Nie tak dobrze jak my - roześmiał się. - Ma fioła na punkcie swojego zadka, marchewek i ... Eleanor.
- Eleanor?
- Tak, jego dziewczyna. Zresztą Liam też ma, Danielle, tancerka.
- A Eleanor jest?
- Modelką. Czasami chodzi po wybiegach, ale częściej uczęszcza w sesjach zdjęciowych do magazynów.
- Z bielizną? - zapytałam podejrzliwie.
- Tego nie wiem - pokręcił głową. - Mam chyba nawet ich fotkę w telefonie.
Spojrzałam na niego zdziwiona, zmarszczyłam czoło.
- Po co ci ich fotka na telefonie?
Harry zakłopotał się lekko.
- To moje przyjaciółki, więc muszę mieć. Na wypadek, gdyby się zgubiły tak?
- Yhym - mruknęłam pod nosem i uśmiechnęłam się, wiedząc, że wymyślił wymówkę właśnie w tamtym momencie.
Wyjął telefon z kieszeni i przeszukał galerię. W między czasie zdążyłam zauważyć mnóstwo moich i naszych wspólnych zdjęć. Było też kilka z Miami i pare z X-Factora. Jakieś backstage, zdjęcie jedzenia i jurorów.
W końcu natrafił na nieco ciemną fotkę i mruknął, że to właśnie one. Eleanor po lewej, Dan po prawej.
- A - uderzył się w czoło. - Zayn też ma dziewczynę. Jak mogłem zapomnieć. Perrie, śpiewa w zespole. Wiesz, że jest tam dziewczyna, która ma na imię Jade?
Zachichotałam.
- Może to jakieś przeznaczenie lub znak, że ja też powinnam śpiewać? - zażartowałam, ale on wziął to na poważnie. - Nie. Nie, nie, nie - pomachałam mu palcem przed oczami i wróciłam do oglądania zdjęć. Styles westchnął tylko i wskazał na dziewczynę w blond włosach.
- Ładna - stwierdziłam i uśmiechnęłam się. - Zbieramy się?
- Ok - przytaknął i pomógł mi wstać z trawy.

***
Następnego dnia Styles musiał wyjechać wcześniej, bo obiecał, że zjawi się na próbie po piętnastej. Musiał dojechać do Londynu, a wliczając korki i inne przeszkody na drodze, trochę mu to na pewno czasu by zajęło. Rano wspólnie z rodzicami zjedliśmy śniadanie, pomogłam mu zapakować wszystkie rzeczy, które do ostatniej chwili jeszcze walały się po moim pokoju. Wyszliśmy przed dom, gdzie zostało mu tylko wsiąść do samochodu i odjechać.
- Hej - na dwóch palcach uniósł moją brodę. - Nie smuć się, proszę. Damy radę.
Kiwnęłam głową i wystawiłam piątego palca u ręki. Roześmiał się.
- Zasada "na paluszek"? - zapytał i wystawił swojego.
Złączyliśmy obydwa, przyrzekając sobie, że przezwyciężymy rozłąkę. Później złączyliśmy się w długim, namiętnym pocałunku, który miał być ostatnim na wiele miesięcy.


***
W poniedziałek zdecydowałam, że ubiorę się w http://www.polyvore.com/cgi/set?id=73704526&.locale=pl.
Do torby spakowałam potrzebne książki i zeszyty i po kilku łykach soku pomarańczowego wybyłam z domu. Bałam się tego dnia. Bałam się reakcji ludzi po piątkowym incydencie. Byłam ciekawa tego co może się wydarzyć, jednak druga część mnie wolała tego nie wiedzieć. Tak czy siak, naukę dopiero zaczęłam, nie mogę z niej zrezygnować. "Może nie będzie tak źle" - miałam nadzieję. Pchnęłam drzwi wejściowe i skręciłam w lewo, by spojrzeć na plan zajęć. Wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie. Pierwsza lekcja miała zacząć się za 10 minut, a sala znajdowała się w drugim budynku. Przeszłam do niego jakby 'balkonem', z którego widziałam cały dół. Usiadłam na dużej, brązowej kanapie w korytarzu, oczekując na dzwonek. W międzyczasie wysłałam Harremu sms'a, w którym życzyłam mu powodzenia na próbach. Założyłam nogę na nogę, a wtedy zorientowałam się, że niezwykłą ciszę zmąciło szuranie butów i głośne rozmowy. Spojrzałam na zegarek - pięć minut do dzwonka, więc studenci zaczęli się schodzić. Koło mnie przeszły dwie dziewczyny i uśmiechnęły się do mnie. Odwzajemniłam gest w pełni nieświadoma tego co się święci. W końcu zdecydowałam się wstać i ustawić pod klasą jak reszta. Ponownie wyciągnęłam telefon, gdyż usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Uświadomiłam sobie wtedy, że nie wyciszyłam dzwonka.

Powodzenia w szkole, kochanie. xx

Uśmiechnęłam się pod nosem i uniosłam głowę, ponieważ usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Przede mną, nieco zasłonięty grupką dziewczyn stał wysoki, z tego co udało się zauważyć - umięśniony i wysportowany, młody chłopak, bo miał gdzieś około 23 lat. Jasne włosy były idealnie dopasowane do zielonych oczu.
Był przystojny, taki .. ideał. Spojrzałam na miny wszystkich dziewczyn, które patrzyły na niego jak ciele na malowane wrota. Przynajmniej odwrócił uwagę ode mnie i obyło się bez zbędnych konfrontacji, jeżeli chodzi o mój związek. Kiedy weszliśmy, nie mogłam zamknąć buzi z wrażenia. Pod stopami znajdował się bijący po oczach bordowy kolor, natomiast ogromna ilość siedzeń umiejscowiona była na "wzgórzu".
- Proszę, żebyście usiedli jak najbliżej mnie - powiedział przez mikrofon profesor, jednocześnie zatrzymując wędrujących na samą górę chłopaków. Dziewczyn nie musiał prosić dwa razy. Rzuciły się na pierwsze miejsca, o mało nie pospadały ze schodów. Zaśmiałam się pod nosem, ale wcale im się nie dziwiła. Gdybym nie była z Harrym, tylko zrozpaczona poszukiwałabym chłopaka, a wtedy trafiłby mi się taki nauczyciel, pewnie sama bym się tak zachowywała i chciała go zdobyć. Na szczęście nie musiałam tego robić. Zajęłam miejsce w trzecim rzędzie, pierwsze od lewej. Torbę położyłam na kolanach i wzięłam głęboki oddech. Zaczęła się moja przyszłość i nie mogłam tego oblać. Wiedziałam, że trzeba być twardym, wziąć się w garść i przede wszystkim chcieć.
- Hej, jestem Anne - dobiegło do mojego prawego ucha.
Spojrzałam na dziewczynę, która siedziała koło mnie i na dodatek wystawiającą rękę do przywitania. Ocknęłam się szybko, zaśmiałam pod nosem z powodu swojego roztargnienia i odwzajemniłam gest.
- Jade - dodałam jeszcze.
- Czy ty... Przepraszam, że o to zapytam... - zaczęła niepewnie.
- No pytaj.
- Czy ty jesteś dziewczyną Harrego Stylesa z tego zespołu One Direction z X-Factora? - zagryzła wargę.
- Ymm.. tak - uśmiechnęłam się.
Otworzyła szeroko oczy z ... podekscytowania (?), ale szybko wróciła do normalnej miny. Szepnęła mi tylko, żebym powiedziała mu, że będzie wysyłała tyle sms'ów ile tylko się da, co obiecałam, że przekażę.
Wykład zaczął się od przedstawienia się profesora, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest młody. Sam zresztą powiedział, że jest z rocznika 90.
- Taki młody i już uczy? Życie sobie pan marnuje panie Booth - powiedziała słodko któraś z dołu.
Sala roześmiała się, a ona dumna z siebie, poprawiła włosy.
- Dziękuję za komplement. Pewnie wielu z was myśli, że w wieku 24 lat, to się dopiero powinno kończyć studia, bądź jeszcze na nich być, ale ja, nie to, że się chwalę - przyłożył dłoń do swojej koszulki - byłem zawsze uważany za cudowne dziecko humanizmu, wobec czego kilka klas przeskoczyłem i wcześniej skończyłem to, co wy właśnie zaczynacie.
- Niczym Wolfgang Amadeusz Mozart - krzyknął ktoś z tyłu, na co wszyscy znowu zaśmiali się. Włącznie ze mną.
- Tak, tyle, że to było cudowne dziecko klasycyzmu, ale dobre porównanie, bo właśnie na czymś takim to polegało - powiedział i pstryknął palcami. Przez kolejne 30 minut wyjaśniał na czym będą polegały zajęcia z nim, do czego musimy się dostosować, a czego unikać. Przedstawił nam regulamin sali wykładowej - no niczym w podstawówce. Kolejną godzinę zaczęliśmy teorią, a później była przerwa, podczas której wybrałam się do łazienki. Już miałam wychodzić z kabiny, kiedy usłyszałam, że ktoś wymówił moje imię.
- Siedzisz koło niej! Zazdroszczę ci! - pisnęła jedna.
- Mówiła ci coś o nim?
- Weź zapoznaj nas z nią.
Nie wiedziałam jak się zachować. Czy wyjść, czy poczekać, aż to one opuszczą łazienkę? Nie chciałam, żeby zrobiła się niekomfortowa sytuacja, jednak dzwonek na zajęcia zmusił mnie do wyjścia. Dziewczyny skupione na sobie nie zauważyły mnie, wobec czego szybko przemknęłam do drzwi i ruszyłam w kierunku sali. Mieliśmy jeszcze jedną godzinę z profesorem Booth'em, a następne dwie z panią od łaciny i to tyle jak na jeden dzień.
- Jeżeli jesteśmy na kierunku humanistycznym, kształcimy się tu na dziennikarzy, a dziennikarz musi być w miarę obeznany, jeżeli chodzi o literaturę, film i muzykę. Kto mi powie, kto jest jego ulubionym pisarzem? Kogo utwory lubi czytać? O ile w ogóle są tu jakieś osoby - dodał. - Może ty? - wskazał na mnie palcem, a wszyscy skierowali swój wzrok w moją stronę i wtedy nie dość, że niektórzy patrzyli na mnie wyczekując odpowiedzi, to niektóre dziewczyny rozpoznały mnie i zaczęły do siebie szeptać, uśmiechać się i prężyć. Nie powiem, czułam się strasznie niepewnie i bardzo skrępowana, ale nie mogłam dać się pokonać lękowi.
- William Szekspir - wypaliłam bez zastanowienia, aczkolwiek nie kłamałam.
- Ulubiony utwór?
- Oprócz Romea i Julii, Otello.
Chłopak wydał z siebie dźwięk podziwu i uśmiechnął się do mnie.
- Ktoś inny? - rozejrzał się po sali, przez co wszyscy wreszcie 'zdjęli' ze mnie wzrok i mogłam spokojnie odetchnąć.
Wychodząc zostałam zaczepiona przez wykładowcę.
- Nie zraziło cię to, że William być może był biseksualistą?
- Nie, dlaczego? - zaśmiałam się. - Jestem tolerancyjną osobą, zresztą, interesuję się jego dziełami, a nie życiem osobistym. Niech sobie każdy będzie kim lub czym chce - powiedziałam i zarzuciłam torbę na ramię.
- A, mam jeszcze pytanie. Zauważyłem, że wzbudzasz w niektórych ... dziwne emocje, jesteś kimś sławnym, czy co? - teraz to on wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu.
Pokręciłam szybko głową.
- Nie, nic o tym nie wiem. Zresztą, chyba o to chodzi, żeby zwracać na siebie uwagę i być lubianym, prawda? - zażartowałam. - Do widzenia - dodałam jeszcze uprzejmie, usłyszałam odpowiedź, wobec czego uznałam, że mogę wyjść. Zrobiłam kilka kroków i natknęłam się na grupkę dziewczyn. Między nimi stała Rosie.
- Heej Jade! - powiedziała wesoło. - Co u ciebie słychać?
- Wszystko w porządku - odpowiedziałam powoli, obmyślając plan w którą stronę uciekać.
- Mam nadzieję, że nie zraziłam do siebie twojego chłopaka, co nie?
- Nie no, coś ty. Ucieszył się, że ma fanki.
- To dobrze - dotknęła mojego ramienia.
- Wiecie co, muszę już iść - wydukałam i zaczęłam się zbierać do skręcania w prawo.
- Pozdrowisz go od nas?
- Pewnie.
- A możesz zrobić to teraz?
- Wiecie, on teraz raczej nie może odebrać telefonu ...
- Jest pod prysznicem? - zgadywała jedna.
Myślałam, że wybuchnę śmiechem, ale jednocześnie czułam się lekko zażenowana.
- Nie, nie jest pod prysznicem - zapewniłam ją. - Myślę, że bardziej ćwiczy piosenki z resztą chłopaków.
- W sobotę występ, już się nie mogę doczekać! - krzyknęła jedna, a pozostałe dziewczyny zaczęły skakać.
Czułam się dziwnie. Nawet bardziej niż dziwnie.
- Tak, ja też - uśmiechnęłam się. - Serio, muszę już lecieć.
- Ale na pewno nie możesz zadzwonić teraz do niego? - krótko obcięta blondynka złożyła ręce jak do modlitwy, a ja westchnęłam głośno.
- Rosie - pisnęłam błagalnie, ale ona nie zwróciła na to zbytniej uwagi. - Dobra, poczekajcie - wyciągnęłam telefon z torebki i wyszukałam Harrego w spisie kontaktów. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam na sygnał.
- Hej kochanie, co tam?
- Nie przeszkadzam ci?
"Powiedz, że przeszkadzam, powiedz, że przeszkadzam"
- Niee.
"Szlag"
- Bo mam taką nietypową sprawę. Dziewczyny ode mnie ze szkoły chciały cię pozdrowić i ja ... - odwróciłam się i zasłoniłam usta. - Musiałam się zgodzić - szepnęłam.
- Nie ma sprawy, weź na głośnomówiący.
Wykonałam polecenie, on coś tam mruknął, a one zaczęły cicho popiskiwać.
"Ja pierdole" - pomyślałam brzydko, ale nic innego na to nie miałam. Po skończonej "rozmowie", powiedziałam jeszcze Harremu, że zadzwonię do niego, pożegnałam się z dziewczynami i wreszcie wyszłam ze szkoły. Było już po szesnastej. Postanowiłam odwiedzić jeszcze Starbucksa i dopiero wrócić do domu.
- Poproszę karmelowe latte z podwójną pianą ... - złożyłam zamówienie. - I jeszcze jakby pani mogła dać trochę posypki czekoladowej - dodałam szybko.
- Oczywiście - odparła. - 4,29$.
- Proszę - mruknęłam i położyłam pieniądze na blacie.
- Mogę być winna grosika?
- No dobrze, tylko nie przepierdol na głupoty - odparłam i uśmiechnęłam się szeroko.

HAHAHAHAHAHA, taki tam żarcik, sprawdzałam, czy nie śpicie. Kocham Was! :D - Ada.
- Mogę być winna grosika?
- No nie wiem jak ja bez tego przeżyję, ale dobrze, daruję pani - zażartowałam, zabrałam kawę i udałam się do domu. Wreszcie odetchnęłam z ulgą, że wrócę do domu i odpocznę. Moja radość jednak nie trwała długo, gdyż ujrzałam przed sobą ...
- Jade! - krzyknął radośnie brunet i podszedł do mnie. - Co u ciebie słychać? Słyszałem, że poszłaś do collegu?
- Dobrze słyszałeś - mruknęłam oschle. - Chcesz czegoś konkretnego, bo spieszę się do domu.
- Jade, o co chodzi?
- Ty dobrze wiesz.
- Nadal jesteś na mnie obrażona o ten komentarz pod zdjęciem? Usunąłem go, przestań zachowywać się jak  dziecko!
- Ty chyba nie jesteś najodpowiedniejszą osobą, która powinna mi mówić jak się zachowywać. Nawet dobrze cię nie znam - stwierdziłam i zmarszczyłam czoło.
- Rozmawiałem z Andy'm. Opieprzył mnie i teraz przyszedłem, żeby cię przeprosić.
- Nie chcę twoich przeprosin.
- Jade, wiem, że źle zaczęliśmy, ale możemy to zmienić.
- Ale ja nie wiem czy chcę cokolwiek z tobą zmieniać.
- Okej, wiem, postąpiłem źle.
- Nie tyle źle, co idiotycznie i żałośnie.
- Okej, więc idiotycznie i żałośnie, ale jakbyś siedziała częściej na Facebooku i poobserwowała co ludzie sobie wypisują pod zdjęciami, to wywaliłabyś się do góry kopytami - wzdrygnął się - nogami, to znaczy, nogami.
- Dzięki Bogu w takim razie, że mam życie i nie muszę spędzać wolnego czasu przed kompem.
- Dzięki Bogu - powtórzył. - Słuchaj, zacznijmy od nowa, serio, przepraszam za tamto. Jak ci się układa z Harrym? Oglądałem ostatni odcinek, wyszło im świetnie!
- Dziękuję, dobrze i przekażę mu, że ci się podobało - powiedziałam i ruszyłam w stronę samochodu.
- Jade - złapał mnie za łokieć, ale wyrwałam mu się.
- Steve. Wiem, że przepraszasz, ale ja mam ciężki charakter i tak szybko się nie 'odobrażam'. Zresztą, nie jestem obrażona - zauważyłam. - Po prostu mnie wkurzasz.
- Szczera jesteś.
- No tak, przykro mi.
- Będziesz się chciała kiedyś ze mną spotkać?
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Ale oczywiście jako kumple - zapewnił po chwili.
- Tak, jasne, że tak. Ale nie dzisiaj, bo jestem strasznie zmęczona. Skontaktujemy się, okej?
- Pewnie - odpowiedział zadowolony z wypełnionej misji. - Dziękuję i jeszcze raz przepraszam.
- Dobra, wszystko w porządku już.
- Pozdrów Harrego i życzę Wam szczęścia i wytrwałości.
- Tak, przyda się, dziękuję - uśmiechnęłam się i pomachałam mu.
Wsiadłam do samochodu, przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam w kierunku domu. Zatrzymałam się po drodze w jeszcze jednym sklepie, bo przypomniałam sobie o kaszy dla Lux, lecz po kilku minutach zaczęłam tego bardzo żałować.



________
Tak, wiem, że jestem głupia, jeżeli chodzi o tego grosika, ale chciałam wprowadzić od siebie jakiś taki komentarz, żeby sprawdzić, czy nie usnęliście, czytając.

Ponieważ się pytaliście, bloga planuję na max. 20 rozdziałów. Więc, coraz bliżej końca. Standardowo proszę o "rozbudowane" i szczere komentarze. :) Nie będę pisała (jak wcześniej robiłam), że musi być tyle i tyle komentarzy, żebym dodała następny, bo doszłam do wniosku, że to trochę głupie, że wymuszam to od was. Kto czuje potrzebę napisania i sprawienia mi uśmiechu na twarzy - niech to zrobi. Kto nie, to nie. :)

Pozdrawiam! <3 |hug.<3

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 12 :"Ale poradziłem sobie tak?"

Uchyliłam lekko jedną powiekę i natknęłam się wzrokiem na kremową ścianę. Odwróciłam się i tym razem prawie uderzyłam nosem o czoło Harrego. Uśmiechnęłam się do siebie i wzięłam głęboki wdech. Przykryłam się pościelą, gdyż nieco zsunęła się, odsłaniając nagie ramię. Poprawiłam leżącemu koło mnie chłopakowi kręcony kosmyk włosa, który niezgrabnie zasłaniał mu oko. Przy mojej 'operacji' przez przypadek musnęłam go małym palcem po policzku, na co wzdrygnął się i otworzył oczy. Na szczęście nie wydarł się na mnie, tylko prychnął pod nosem i przetrzepał fryzurę.
- Dzień dobry - mruknął swym niezwykle seksownym, zachrypniętym głosem, a następnie uniósł się na łokciach i pochylił, by mnie pocałować.
- Dzień dobry - odpowiedziałam.
Leżeliśmy chwilę i patrzyliśmy się na siebie, co chwilę się uśmiechając. W końcu sięgnęłam ręką za siebie i po omacku, nie odrywając wzroku od jego zielonych tęczówek, natknęłam się dłonią na telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i odczytałam godzinę ósmą pięćdziesiąt siedem. Pomimo, że wolałabym przeleżeć ze Stylesem cały dzień w łóżku, ewentualnie powtórzyć rzeczy z nocy, wiedziałam, że czekają mnie obowiązki, które obiecałam, poprzedniego dnia mojej mamie, że wypełnię. Co prawda nie wiedziałam jacy goście mają przyjechać, ale tak czy siak, wypadałoby trochę ogarnąć, zwłaszcza, że ostatni raz takie porządki robione były u nas w domu jakoś na święta wielkanocne, a była już prawie połowa września, więc to powiedzmy przymus odgórny.
- Muszę się zbierać na dół, ale ty możesz tu na mnie poczekać, może jakoś przed dwudziestą wrócę - zażartowałam, powoli zbierając się z łóżka.
Skrzywił się.
- Pomogę ci.
- Nie musisz.
- Ale chcę. Co dwie głowy to nie jedna, szybciej to zrobimy i będziemy mieć więcej czasu dla siebie - zaproponował.
- Okej - wymamrotałam. - Tylko teraz tak - powiedziałam głośniej - ja wstaję, a ty się odwracasz.
- Czemu? - zmarszczył czoło.
- Bo jestem goła Harry! - pisnęłam.

"Mina w stylu NO CO TY NIE POWIESZ" 

- Przecież wiem. Już cię widziałem - odparł zadziornie.
- No to co - spłonęłam rumieńcem. - Odwróć się i już - rozkazałam mu. - No szybko!
Chłopak schował głowę pod pościel, a ja postanowiłam szybko wyskoczyć w stronę łazienki. Na wszelki wypadek wyciągnęłam z szafki mały kocyk, którym niezbyt dokładnie, ale owinęłam się dookoła, gdyby przypadkiem mamie czy tacie zachciało się wchodzić na moje piętro. Zanim wyszłam, postanowiłam zerknąć szybko, czy Harry dotrzymał obietnicy. Nie. Oczywiście, że nie. Kiedy się odwróciłam, on szybko zasłonił oczy ręką, ale i tak wiedziałam, że wcześniej patrzył.
- Wiesz co? - pokręciłam głową z niedowierzaniem, ale po chwili wybuchłam śmiechem i udałam się do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, podsuszyłam włosy i podczas szorowania zębów usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Uchyliłam je delikatnie i ujrzałam stojącego przed nimi Harrego, z miną smutnego pieska.
- Tęsknię, wpuścisz mnie? - wargi ułożyły mu się na kształt podkowy.
Westchnęłam i odparłam:
- Niech ci będzie.
Wróciłam do przerwanej czynności. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam, że Harry stoi tuż za mną, przyglądając mi się dokładnie. Miałam na sobie tylko biały ręcznik, a po prawym ramieniu wciąż spływały kropelki wody, które wydostały się z jeszcze mokrych końcówek włosów.
- Czo? - zapytałam i pozbyłam się miętowej piany.
- Nic - pokręcił głową. - Jestem dumny, że mam taką seksowną dziewczynę.
Zaśmiałam się i odłożyłam szczoteczkę.
- Tu masz czysty ręcznik - wskazałam na brązową szafkę stojącą koło kabiny prysznicowej. - Możesz użyć płynu mojego taty, bo zostawił go, jak kiedyś mieliśmy remont na dole i wszyscy myli się tu. No .. i to chyba tyle, czekam na dole - powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Chooodź ze mną - poprosił i objął mnie od tyłu.
- Harry - mruknęłam niezwykle czule. - Wiesz, że bym chciała - tym razem to ja zrobiłam z warg podkowę - ale muszę zejść na dół. Zresztą rodzice są w domu i głupio by było, gdyby nas przyłapali na wspólnej kąpieli, tak?
Kiwnął smutny głową. Zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta, po czym szybko wyszłam, by nie zdążył nic powiedzieć.


***
- Tak, wiem wszystko.
- Postaramy się wrócić jak najszybciej i ci pomóc. Zajmiesz się Lux?
- No pewnie - odpowiedziałam. - Jestem z Harrym, więc damy radę. Jak posprzątamy to weźmiemy ją na jakiś spacer - zapewniłam mamę.
- Tylko mi tu żadnych numerków z Harrym, jasne? - powiedział niby poważnie tata, ale dało się wyczuć nutkę żartu.
- Tato, no co ty, my?
- No, no - pogroził mi palcem i wyszedł z domu.
- Pa, kochanie - powiedziała mama, a ja święcie przekonana, że to do mnie, wypowiedziałam szybkie "Pa".
Spojrzała na mnie.
- Tak, tak, pa kochanie - machnęła ręką, a ja otworzyłam buzię ze zdziwienia i zmarszczyłam czoło.
Śpiąca Lux ( w opowiadaniu jest większa)

Wtedy do kuchni wszedł Harry, kiwnął tylko na "dzień dobry/do widzenia" mojej rodzicielce, a następnie podszedł do Lux i zaczął coś do niej gadać. Ja natomiast włączyłam kanał muzyczny w telewizorze, a na kuchenną szafkę wyjęłam wszystkie potrzebne nam do sprzątania rzeczy. Zaczęliśmy od kuchni, później ogarnęliśmy salon, przedpokój, dolną łazienkę. Przed pójściem na górę zrobiliśmy sobie przerwę i przysiedliśmy na schodach, wyrównując oddech. Spojrzałam na niego i roześmiałam się. Jego włosy były w totalnym nieładzie. Zorientował się o co mi chodzi, więc włożył głowę między kolana, potrzepał nią nieco, zaraz pomógł sobie rękami i wrócił do poprzedniej pozycji. Prychnęłam pod nosem i zrobiłam to samo. Niestety nie wyszło jak zamierzałam, wobec czego Styles wybuchł śmiechem, ale szybko uspokoił się i pomógł mi poprawić fryzurę.
- Nie wszyscy mają takie idealnie włosy jak ty - mruknęłam, wstałam ze schodów i udałam się na górę, natomiast Harry pognał za mną.
- Nie wszyscy są tak idealni jak ty - powiedział, stojąc w progu łazienki.
- Ty się już nie podlizuj - wystawiłam mu język i wsypałam do wanny biały proszek z niebieskimi granulkami, coś w stylu 'Ajaxu'. Wtedy rozległ się płacz Lux.
- Harry, idź do niej, bo ja mam środek czyszczący na rękach. Poradzisz sobie? Nie musisz jej wyjmować z kojca, zajmij ją tylko czymś, albo spróbuj jej dać wody z sokiem - wydałam mu polecenie.
Zasalutował i zniknął. Po chwili płacz ucichł, zamiast tego usłyszałam cichy śmiech i jakieś mamrotanie męskiego głosu połączone z piszczeniem. Skończyłam sprzątać łazienkę i postanowiłam zajrzeć do swojego pokoju. Rozejrzałam się po nim i doszłam do wniosku, że nie obejdzie się bez odkurzacza - i nie tylko. Na podłodze leżał porozwalany popcorn, gdzieniegdzie przygnieciony do dywanu, gdyż któreś z nas musiało go przydeptać. Na jednej małej szafce stały kieliszki, miski po owocach i jedna po czekoladzie. Na łóżku było jeszcze gorzej. Prześcieradło leżało zwinięte w rogu łóżka, natomiast pościel wychodziła z poszewki.
- Czemu ja tego rano nie zauważyłam? - zdziwiłam się.
Jednak zanim przystąpiłam do działania, zeszłam do kuchni, by zorientować się jak sytuacja u Harrego i Lux.
Zastałam go, siedzącego na ziemi i pokazującego małej kolorowe książeczki. Ten widok był powalający. Sięgnęłam do szafki, wyszperałam aparat i pstryknęłam fotkę.
- Ślicznie, a teraz chodź ze mną posprząta sypialnię... - uśmiechnęłam się słodko i odłożyłam Lux do łóżeczka, dałam jej butelkę z piciem i położyłam kilka zabawek. Miałam nadzieję, że to zajmie ją na kilkanaście minut, żebyśmy skończyli już to sprzątanie. Harry złapał mnie za rękę i weszliśmy na górę. Kopnęłam drzwi do pokoju i spojrzałam na Harrego, by zobaczyć jego reakcję. Otworzył tylko szeroko oczy i wybuchł śmiechem.
- Nieźle nabałaganiliśmy - stwierdził po chwili i przejął ode mnie odkurzacz.
W niesamowitym tempie przeleciał po całym pokoju, wciągając przez metalową rurę najmniejszy okruszek.
Ogólnie - ja nic nie tknęłam.

***
Po około godzinie mieliśmy już wszystko przygotowane. Zrobiłam kompot do obiadu, który miała przywieźć mama z tatą. W końcu doszłam do wniosku, że teraz należy nam się chwila odpoczynku.
- Kotek, idę się ubrać w coś normalnego i pójdziemy na spacer z małą ok?
- Pewnie - odparł i usiadł na kanapie.
Po kilku minutach zastanawiania się wybrałam szarą bluzę z napisem "AWESOME", rurki w kolorze "jasny morski(?)" i czarne vansy. Włosy rozpuściłam, a grzywkę spięłam wsuwkami do góry. Rzęsy pociągnęłam nieco mocniej, niż zwykle, tuszem, na policzkach rozprowadziłam delikatny róż, usta pomalowałam malinowym błyszczykiem + dodałam cieniutką kreskę eye-linera na obydwóch powiekach. Zbiegłam na dół i zabrałam się za ubieranie Lux, czemu Harry dyskretnie się przyglądał.
- Patrz jak to się robi, żebyś nasze umiał wyszykować na wyjście- zażartowałam.
Harry uśmiechnął się delikatnie i widać było, że zaczął się nad tym głębiej zastanawiać. Spojrzałam na niego, usiadłam mu na kolanach i szepnęłam do ucha:
- Nie martw się, nie chcę mieć dziecka w wieku 18 lat - zakończyłam wypowiedź muśnięciem w policzek.
Złapałam Lux za rączkę, a Styles za drugą i tak wyszliśmy z domu.

***
*wyglądaliśmy mniej więcej tak*
Wybraliśmy się do parku, gdyż jak wcześniej wspominałam, znajdował się tam duży plac zabaw. Spędziliśmy na nim około godziny, a później udaliśmy się do małej kawiarenki w centrum. Pomimo jesieni, słońce górowało na niebie i zdecydowanie wygrywało z wiejącym wiatrem. Gdy szliśmy chodnikiem, trzymając małą, ludzie spoglądali na nas i szeptali coś do siebie. Jestem pewna, że dzielili się swoimi opiniami na temat młodych rodziców i tego, jak bardzo nieodpowiedzialnym trzeba być, żeby dopuścić do ciąży w tak młodym wieku. Patrzyłam na nich lekko zażenowana tym, że mówią, a nie wiedzą jak jest naprawdę. Ludzie w dzisiejszych czasach zdecydowanie nie trzymają się powiedzenia : "Nie oceniaj po okładce". Ale czy to się da zmienić? Co robimy, kiedy poznajemy się z kimś? Pierwsze co, to patrzymy jak wygląda, czy jest ładnie ubrany, uczesany, czy przyjemnie pachnie. Przez pierwsze 5 minut nie obchodzi nas, czy jest ambitny, czy pochodzi z bogatej rodziny, gdyż zajmujemy się analizowaniem tego, co w danej chwili widzą nasze oczy. Dlatego po części rozumiem tych ludzi, którzy mijając nas nie mają nawet minuty, by dokładnie przyjrzeć się i cokolwiek przemyśleć. Była sobota, ładna pogoda, więc dużo osób wyszło na dwór. Wcale nie zdziwił mnie widok przepełnionych kawiarenek. Wypatrzyliśmy jednak jedną, w której było kilka miejsc, a przy szybie akurat stał stolik dla dwóch osób. Udałam się w jego stronę, trzymając Lux na rękach, a Harry  podszedł do baru, by zapytać, czy możliwe jest pożyczenie krzesełka dla dziecka. Odwróciłam się, by zobaczyć co udało mu się zdziałać i ujrzałam go pokazującego mi kciuki do góry. Uśmiechnęłam się i otworzyłam menu. Dużo nie zamawialiśmy, ponieważ nie mieliśmy czasu. Razem z Harrym wypiliśmy kubek gorącej czekolady ze śmietaną i zjedliśmy wspólnie szarlotkę, karmiąc się nawzajem. Poczęstowałam też Lux, ale jej niestety ciasto niezbyt smakowało i wolała wcinać własne palce. Po około 30 minutach opuściliśmy kawiarnię i ruszyliśmy w drogę powrotną. Styles trzymał małą w jednej ręce, a drugą podał mi. Rozglądałam się gdy dreptaliśmy po chodniku i zorientowałam się, że kilka osób wskazuje na nas palcami. Jakieś dziewczyny zatrzymywały się i uśmiechały się do nas lub coś, bardzo podekscytowane, mówiły między sobą.
- Twoje fanki - mruknęłam.
Odwrócił się i odwzajemnił uśmiech na co one zaczęły mu machać. Zastanawiałam się, czy przypadkiem zaraz któraś z nich nie podbiegnie i nie będzie prosiła o wspólną fotę. Na szczęście, nie doszło do tego i spokojnie wróciliśmy do domu.

***
- Wiesz już kto przyjdzie? - zapytał mnie, przeglądając gazetę, w czasie gdy ja ponownie się przebierałam.
Zaprzeczyłam.
- I jak? - spytałam, kręcąc się dookoła. - Może być?
Podszedł do mnie, położył mi dłonie na biodrach i pocałował czule. Odwzajemniłam gest i z małego całusa przeszliśmy na bardziej namiętny. Małymi kroczkami zbliżyliśmy się do łóżka. Lekko popchnęłam go, a następnie położyłam się na nim nie przerywając czułości. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko zerwałam się i poprawiłam koszulkę.
- Proszę! - krzyknęłam, drzwi uchyliły się, a przez szparę zajrzała mama.
- Wróciliśmy. Wszystko już jest, trzeba tylko rozstawić na stole, Lux śpi?
- Tak - odpowiedziałam. - Już idziemy. A, mamo! - zawołałam ją nim zdążyła całkowicie wyjść. - Kto przychodzi? Bo do tej pory mi nie powiedziałaś.
- Rodzice Andy'ego i kilka jeszcze znajomych.
- A Andy?
Wzruszyła ramionami.
- Pożyjemy, zobaczymy - uśmiechnęła się i zeszła na dół.
- Kto to Andy?
- Mój ... dobry kolega. Znamy się od przedszkola.
- A, to u niego byłaś na imprezie?
Kiwnęłam głową.
- Mam się czuć zazdrosny?
- No co ty. W żadnym wypadku. On ma dziewczynę. No, prawie - mruknęłam pod nosem i spojrzałam na niego. - Nie, nie musisz się przejmować - cmoknęłam go w usta i pociągnęłam za rękę w stronę schodów.
Po kilku minutach rozległ się dzwonek. Zostawiłam, rozkładającą jeszcze resztę rzeczy, mamę i pobiegłam, by otworzyć. Ujrzałam kobietę średniego wzrostu, o dużych, zielonych oczach i krótkich, czarnych włosach. Miała na sobie żakiet, białą bluzkę, czarne, eleganckie spodnie i buty na obcasie. Tuż za nią wysuwał się wyższy pan, ubrany w koszulę, krawat i spodnie od garnituru oraz eleganckie pantofle.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się grzecznie i wpuściłam gości do domu. Za nimi nie było już nikogo.
Przejęłam od kobiety torebkę, w której (jak przystało) znalazł się mały drobiazg, natomiast mężczyzna trzymał w ręku butelkę z winem. Zaniosłam prezent mamie, a ona rozpakowała go i ucieszyła się, gdyż ujrzała śliczne, różowe spodenki dla Lux i jedną niebieską sukieneczkę. Podziękowała w imieniu całej rodziny, a następnie usiedliśmy przy stole.
- Ojej, Jade, jak ty wyrosłaś! - powiedziała Pani Robin.
Uśmiechnęłam się, spoglądając na siedzącego koło mnie, nieco skrępowanego Stylesa.
- A - uderzyłam się ręką w czoło. - To Harry, mój chłopak - odparłam, wskazując na loczka.
- Bardzo mi miło - powiedział uroczyście i pocałował wierzch dłoni kobiety, natomiast jej mężowi uścisnął dłoń.
Kobieta zerknęła na niego z podziwem, a później przeniosła swój wzrok na mnie.
- Więc, Jade, poszłaś teraz do collegu?
- Mhm - kiwnęłam głową.
- Do którego?
- Na Corps Street.
- Naprawdę? To nasz Andy przecież tam chodzi! - krzyknęła i spojrzała na swojego męża, który zajęty był rozmową z moim tatą.
- Tak? - spytałam zdziwiona. - Nie widziałam go na rozpoczęciu roku...
- Ah, bo właśnie cztery dni temu pojechał na spotkanie, które obejmowało około 6 wykładów, wraca dopiero dzisiaj w nocy, dlatego nie ma go teraz z nami.
Uśmiechnęłam się do niej. Obydwie dłonie, splecione razem, ułożyłam sobie na kolanach i czekałam na posiłek, który właśnie wtedy wnosiła moja mama. W pewnym momencie poczułam, że ktoś "dobiera" się do moich palców. Zerknęłam pod spód i ujrzałam dłoń Harrego, wtedy już, wplecioną w moją.
- Kocham Cię - powiedziałam bezgłośnie tak, by mógł wyczytać mi to z ust. Miałam ochotę po prostu rzucić się na niego i go pocałować, ale niestety okoliczności nie sprzyjały. Musicie mi wybaczyć! To był ostatni dzień, ostatnie nasze wspólne chwile spędzane razem, więc chciałam się nim nacieszyć tak? No. Wracając.
Mama jak zwykle zabiegana, w końcu usiadła i zaczęliśmy jeść. Reszta znajomych miała wpaść później, umawiali się bardziej na kawę i ciastko niż obiadokolację.
- Um, Jade - zaczęła mówić, przełykając posiłek mama Andy'ego. - Słyszałam, że byliście z Andym w muzeum?
Wtedy przypomniałam sobie, że nie poinformowałam o tym Harrego. Miałam nadzieję, że nie będzie miał mi za złe, w końcu, nic nas nie łączy, Andy to tylko mój przyjaciel, przecież mogę spotykać się z innymi chłopakami.
- Tak, tak. Było bardzo miło, no i ciekawie. Dzieła, które się tam znajdują, są naprawdę godne uwagi i moim zdaniem każdy powinien się tam wybrać i je obejrzeć. Może nawet kupić, o ile ma się spory zapas pieniędzy i wielką, pustą ścianę w domu - zażartowałam, a wszyscy się zaśmiali.
- A ty chłopcze? - odezwał się w końcu, oderwany od rozmowy z moim tatą, Pan Robin.
Harry odłożył widelec na talerz i spojrzał pytająco na gościa.
- Co robisz w życiu?
- Harry własnie poszedł do programu muzycznego i założył zespół, jest już rozpoznawalny - wtrąciła się moja mama.
- Hej, mamo, on umie mówić - uniosłam brwi, zwracając jej uwagę.
- Nic się nie stało - odparł Styles. - Jak już wspomniała mama Jade, wybrałem się do X-Factora, przeszedłem dalej, a teraz połączyli nas w zespół i miejmy nadzieję, że będzie dobrze. Kto wie, może uda nam się zrobić międzynarodową karierę?
- Żadnych innych ambicji? Czegoś w stylu adwokata, lekarza? To są zawody przyszłości - mówił.
Atmosfera zaczęła się zmieniać na nieco gorszą.
- Miałem iść na medycynę, ale doszedłem do wniosku, że to nie jest to, co chcę robić. Moim marzeniem jest pracowanie w czymś, co będzie mi sprawiało przyjemność i z miłą chęcią, rano, będę wstawał. I właśnie takim kierunkiem jest muzyka, jeżeli o mnie chodzi - wyjaśnił kulturalnie Harry.
- Wiesz, Andy poszedł do collegu, studiuje filologię polską, rozszerzona sztuka antyczna, łacina - zaczął wymieniać mężczyzna, ale chłopak mu przerwał.
- I bardzo dobrze, powinien być pan z niego dumny - uśmiechnął się i zabrał do jedzenia.
Ja natomiast miałam ochotę zapaść się pod ziemię, albo chociaż, żeby dano mi zakończyć już to spotkanie.
Zapadła cisza, więc moja mama postanowiła zagaić rozmowę.
- Byliście dzisiaj z Lux na spacerze?
Nic nie odpowiedziałam, ponieważ byłam za bardzo zdenerwowana. Harry natomiast odparł, że tak.
- Chciałem powiedzieć tylko, że mała jest niesamowicie grzeczna i zazdroszczę państwu takich dzieci, oby moje takie były - zażartował, na co prawie wszyscy zaśmiali się. Z wyjątkiem ojca Andy'ego.
- A masz już plany? W tak młodym wieku?
Jasne, dokładnie wiedziałam o co mu chodzi. Ojciec Andy'ego zawsze próbował nas zeswatać. Gdy miałam 5 lat, jego przebrał na przedstawienie za księcia, a u mnie wymusił strój księżniczki, chociaż wtedy marzyła mi się sukienka motylka. W wieku 10 lat zorganizował nam wspólne urodziny, na których przez prawie cały wieczór kazał nam razem tańczyć. W wieku 15 lat, zaczęliśmy już dorastać więc nie dało się nami manipulować. W każdym razie, zawsze byłam u nich mile widziana i niezwykle rozpieszczana. Zastanawia mnie tylko, dlaczego aż tak mu na mnie zależało? Andy imprezował i co chwilę miał inną dziewczynę. Dlaczego to mu nie pasowało? Co we mnie było takiego "innego", niż w np. Missy? A może po prostu wtedy jeszcze jej nie poznał. Z myślenia wyrwał mnie niski, dobrze mi znany głos:
- Nie, skąd. Po prostu myślę na przyszłość.
- Wywierasz presję?
- Proszę Pana. Jade jest w collegu, ja dopiero zaczynam życie. Nie mówię, że dzieci to problem, ale bez obaw, na najbliższe 6 lat nie mamy ich w planach, prawda? - spojrzał na mnie, oczekując potwierdzenia.
Kiwnęłam tylko głową.
- Przepraszam, za chwilkę wracam - mruknęłam i odeszłam od stołu. Pobiegłam na górę i zamknęłam się w łazience. Byłam zła na Pana Robina, ponieważ moim zdaniem nie powinien był się tak zachowywać. Nie znał Harrego, a go oczerniał. Czułam się po prostu strasznie głupio, że musiał to "przeżywać", chociaż mały już nie jest i znakomicie sobie z tym poradził. Jednak chciałam, żeby nasz weekend wspominał dobrze. Wszystko było okej, a tu nagle mu wpada jakiś facet i po nim jeździ, tylko dlatego, że nie lubi muzyków, bo woli zarabiać pieniądze wydając wyroki na zbrodniarzach. Wzięłam kilka głębokich oddechów i poprawiłam makijaż. Wychodząc z łazienki natknęłam się na chłopaka.
- Jade, czym ty się przejmujesz?
- Nie przejmuję się.
- Znowu mnie kłamiesz. Widzę, tak?
- Chcę, żeby ten wieczór się już skończył.
- Ale poradziłem sobie tak?
- Ale on nie powinien tak po tobie jeździć.
- Ale poradziłem sobie tak?
- To było niegrzeczne i nie chcę, żebyś tak zapamiętał nasz wspólnie spędzany czas.
- Ale poradziłem sobie tak?
- Wybaczysz mi tę katastrofę?
- Ale poradziłem sobie tak?
- Wiesz, że to zdanie nijak pasowało do mojego pytania?
- Ale poradziłem sobie tak?
- No właśnie sobie nie poradziłeś, bo to nie miało sensu.
- Ale przy stole, poradziłem sobie tak?
- TAK.
- No widzisz i takiej odpowiedzi oczekiwałem - pochylił się i pocałował mnie czule. - A teraz chodź, wracamy do gości, bo nieładnie tak odchodzić i tyle nie wracać, skoro jest się "gospodynią" w pewnym sensie tak?
Prychnęłam pod nosem.
- Jako by nie było, ty też sprzątałeś, więc ty też się do tego przyczyniłeś - zaśmiałam się i z powrotem zasiedliśmy do stołu. Za jakieś 20 minut pojawili się Marc, Joanna, Kelsey, Pamela i Anthony.
Widziałam, że towarzystwo chciało sobie popić, do tego zaczęli opowiadać jakieś głupie historie z czasów studiów, więc po parunastu minutach, sprytnie, cicho, tak by nikt nie zauważył, wymknęliśmy się z domu.

_____________
uff. tak jak prosiłam poprzednio, wyduście z siebie coś więcej niż tylko "super", chociaż to i tak mnie cieszy :D
Może chcecie zadać jakieś pytania bohaterom, bądź mnie? Jest coś, co was ciekawi, czego nie rozumiecie? - Wyjaśnię! :)
min. 18 komentarzy - NEXT GWARANTOWANY! :)
Ps. Z przykrością stwierdzam, że opowiadanie powoli dobiega końca.

______________
Jeżeli chcesz, żebym informowała cię o nowych rozdziałach zostaw tu swojego fb/twittera. |hug.<3