poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 15: "Jak myślisz, sprostaliśmy?"

Ocknęłam się. Dookoła było ciemno, ale co się dziwić skoro było lekko po czwartej. Przetarłam dłonią twarz i wtedy poczułam straszny ból. Odsunęłam rękę, ale po chwili wróciłam nią z powrotem by dokładniej ocenić co i gdzie mnie boli. Dotknęłam dwoma palcami łuku brwiowego, następnie nie znajdując żadnej rany pojechałam wyżej i w końcu natknęłam się na coś mokrego. Roztarłam to na palcach i zorientowałam się, że maź znajdująca się na nich przypomina mi krew. Rozejrzałam się dookoła siebie i wtedy dopiero doszło do mnie, że chyba musiało stać się coś poważniejszego. Spojrzałam na siedzenie pasażera i ujrzałam Missy, której bezwładnie głowa opadła na ramię. Serce zaczęło mi walić.

"Boże, co się stało?"

Zaczęłam panikować. Wysiadłam z samochodu i próbowałam dostrzec gdzie uderzyłyśmy. Cały przód był stłuczony, a auto prawie całe weszło na wysoki, kamienny słup. Z pod maski wydobywał się dym, a my znajdowałyśmy się na jakiejś pustej ulicy, ale na szczęście w centrum miasta. Zaczęłam sobie przypominać, jak do tego doszło, co się stało, gdzie jechałyśmy, skąd wracałyśmy, ale ... nie mogłam. Pamiętałam tylko głośną muzykę, kolorowe światła, ale nie potrafiłam skojarzyć gdzie to było. Podbiegłam do drzwi od strony koleżanki, otworzyłam je i zaczęłam nią trząść, krzycząc jej imię. W oczach pojawiły mi się łzy, bo kompletnie nie wiedziałam co robić. W końcu otworzyła oczy, kręcąc głową i pytając co się dzieje.
- Missy, miałyśmy wypadek, wstawaj, musimy coś zrobić - zaczęłam mówić szybko.
- Dlaczego widzę cię podwójnie? - wymamrotała.
Spojrzałam na nią dokładniej i ujrzałam, że również miała rozbitą głowę. Ręce strasznie mi się trzęsły, w duszy błagałam, żeby to był tylko sen. Szczypałam się po rękach, ale to nic nie dawało. Po kilku minutach poczułam smród, wobec czego wyciągnęłam koleżankę z samochodu i odeszłyśmy kawałek na wszelki wypadek.
- Może zadzwoń na policję?
- Nie mogę.
- Dlaczego? - zapytała zdziwiona i złapała za komórkę.
- Boję się - mówiłam.
- Czego?!
- Przecież piłyśmy!
- Ja piłam, ty nie - poprawiła mnie.
- Też wypiłam.
- Lampkę wina, Jade, już dawno to z ciebie uciekło - tłumaczyła mi.
Nagle poczułam, że coś spływa mi po prawym policzku. Energicznie położyłam na nim dłoń i szybko starłam krew.
- Jade, musimy zadzwonić po policję, albo chociaż karetkę.
- Czekaj - zatrzymałam ją. - Nie chcę, żebyśmy miały problemy.
- TO WOLISZ, ŻEBYŚMY SIĘ WYKRWAWIŁY NA ŚMIERĆ? - krzyknęła i zaczęła histeryzować.
Nie wiedziałam co robić. Nie chciałam trafić za kratki za jazdę po pijaku, nie chciałam, żeby dowiedzieli się o tym rodzice, nie chciałam problemów. Z drugiej strony miałam mroczki przed oczami, uczucie, że wszystko dookoła się kręci, nogi miałam jak z waty. Sięgnęłam do torebki i wybrałam numer do Zayna. Nie do Harrego. Nie chciałam wyjść przed nim na debilkę, na nieodpowiedzialną dziewuchę.
- Z.. Zayn, śpisz? - zapytałam niepewnie i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że oni też pili i przecież dużo nam nie pomogą. Jednak na odwrót było za późno.
- Jade? Coś się dzieje? Mam obudzić Harrego?
- NIE! - krzyknęłam do telefonu. - Zayn, możesz przyjechać na Grubent Street?
- Jasne, ale mogę zabrać kogoś ze sobą?
- Wolałabym nie - mruknęłam. - Tylko szybko! I weź jakąś apteczkę - dodałam szybko i rozłączyłam się.
- Myślisz, że on nam pomoże? - zapytała Missy, siadając na trawie. - Cholera, ale boli.
- Missy, przepraszam, ja nie chciałam.
- No co ty kobieto, to nie twoja wina ...
- Ale ja... mogłam nie siadać za kierownicą, mogłam nie pić - zaczęłam się tłumaczyć.
- Jade, to na pewno nie dlatego, że byłaś pijana, bo nie byłaś, rozumiesz? - podeszła do mnie i złapała mnie za ramiona. - Pewnie zemdlałaś, czy coś, ostatnio chyba mało jesz?
Nie odpowiedziałam, ale miała rację. Tak, czy siak, wiedziałam, że to moja wina i muszę ponieść za to odpowiedzialność.
- Dobra, dzwonię na policję.
- Po co? - zdziwiła się.
- Muszę ponieść karę za zachowanie.
- Jade, czy ty się słyszysz?
Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie jeszcze bardziej niż wcześniej i poczułam tylko jak upadam na ziemię.

***
- Jade, Jade otwórz oczy, proszę cię - usłyszałam.
Uchyliłam lekko powieki i chciałam się podnieść, ale wtedy poczułam straszny ból, wręcz nie do opisania
i z powrotem położyłam głowę na ziemi.
- Nie podnoś się - mruknął męski głos.
- Boję się o nią, dzwońmy po karetkę - odezwał się kobiecy.
- Jeszcze tego nie zrobiłyście?!
- Ona nie chciała, coś kombinowała, nieważne, dzwonię.
Odpłynęłam.
***

- Zayn, dlaczego to tak długo trwa? Gdzie oni są?
- Missy? Co się dzieje? - zapytałam i chciałam się podnieść, ale ktoś mocno przytrzymał mnie przy ziemi. Wkurzyłam się. - Jezu, dajcie mi wstać - chciałam krzyknąć, podejrzewam jednak, że zamiast tego wyszedł mi jakiś pisk.
- Okej, ale powoli - znów ten sam męski głos, tym razem już wiedziałam, że należał do Zayna. Wcześniej nie umiałam go zidentyfikować. Wzięłam kilka głębokich oddechów i ponownie rozejrzałam się dookoła. Czułam się beznadziejnie, miałam ochotę umrzeć.
- Jade, wezwałam karetkę, zaraz będzie, trzymaj się - Missy klęknęła przy mnie i zaczęła gładzić po ramieniu.
- Ale miałaś tego nie robić, będziemy miały problemy!
- Jakie problemy? - zapytał Malik.
- No na afterparty piłyśmy, to znaczy ja piłam, Jade tylko jedną lampkę wina, a mówi, że to przez to, że była pijana się rozbiłyśmy. A przecież takim jednym kieliszkiem nie da się opić.
- No pewnie, że nie, to na pewno nie to było powodem. Może po prostu zasłabłaś, zdarza się - mruknął, chcąc mnie uspokoić.
Nie wierzyłam im, ale nie chciałam się już z nimi kłócić, nie miałam siły. Nagle ujrzałam podjeżdżający samochód, który wydawało mi się, że znam. Zaparkował z piskiem, a drzwi kierowcy otworzyły się z wielkim rozmachem. Człowiek wyrwał z niego i popędził w naszym kierunku. Wtedy zorientowałam się, że to Harry.
- Cholera no! Mieliście mu nie mówić!
- Ale nikt mu nie mówił! - zaparł się Zayn.
Styles dobiegł do mnie i rzucił się na kolana. Następnie przyciągnął mnie do siebie i zaczął przytulać. Serce strasznie szybko mu biło, ja natomiast poczułam się bezpieczniej i nerwy opadły. Pocałował mnie w czoło po czym zapytał co się stało i zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, Missy wszystko wyjaśniła, oczywiście po swojemu. Później przyjechała karetka, lekarze zrobili nam mały przegląd na miejscu, zadzwonili po policję i wsadzili nas do ambulansu razem z chłopakami. To znaczy oprócz Zayn'a, bo on musiał zostać przy samochodzie. Przed odjazdem obiecał mi, że wszystkim się zajmie i nic się nam nie stanie. Postanowiłam mu zaufać i starałam się nie przejmować, pomimo, iż było to bardzo ciężkie.

*parę tygodni później*

Musiałyśmy zostać w szpitalu na obserwacji, na kilka dni. Stwierdzili u nas lekki wstrząs mózgu, wobec czego przeleżałyśmy jeszcze kilka kolejnych dni. Harry niestety nie mógł zostać przy nas, bo jechali na kolejne koncerty. Chciał je odwołać, ale kategorycznie mu zabroniłam. Nie mógł tego zrobić, nigdy w życiu. Obiecałam mu, że będę na siebie uważać, ale widok odchodzącego ukochanego tak na mnie zadziałał, że miałam jeszcze jakieś powikłania i przeleżałam w szpitalu więcej niż Missy, która wyszła po 10 dniach. Odwiedzały mnie prawie wszystkie dziewczyny ze szkoły, ale też Danielle, Eleanor i Perrie. Ciężko im było przedrzeć się przez tłum paparazzich, do których dotarły wiadomości  o tym, że znajduję się tu i tu, ale wchodząc tylnymi wejściami w końcu się udawało. Bardzo to doceniałam. Poświęcały swój czas i w sumie zdrowie też, żeby przez jakiś czas pobyć ze mną. Później musiały przedzierać się w drogę powrotną i unikać odpowiadania na pytania. Jedyna Perrie odpowiedziała tylko, że wszystko jest w porządku i już niedługo wyjdę, co nieco zaspokoiło głód fotoreporterów. Z okna widziałam, że napotkały także kilka fanek i zrobiły sobie z nimi zdjęcia. Odwiedził mnie też Andy i Steve. Tak, nasze kontakty nieco się poprawiły, chociaż swoje chamskie komentarze zatrzymał i nie zmienił. Starałam się to ignorować i uśmiechałam się tylko.
Z Harrym gadałam dwa razy na skypie, a tak to prawie co 10 minut dzwonił i pytał jak się czuję. Słowo daję, czasami miałam go dość, ale to było słodkie, że tak się troszczył. W końcu wróciłam do domu, gdzie miałam jednak szpital jeszcze przez kilka dni, a moim osobistym lekarzem była kochana mamusia. Chciała mnie jeszcze dłużej przetrzymać, ale wytłumaczyłam jej, że muszę wrócić do szkoły, bo będę miała za dużo zaległości. Z chwilowym uporem, ale wreszcie zgodziła się.
     Do szkoły musiałam chodzić z naklejonym plastrem na czoło, gdyż zdjęto mi szwy, ale rana jeszcze była. Pomimo iż sprzeciwiałam się, mama nie pozwoliła mi zdjąć opatrunku i podsumowała to słowami "Wyglądasz lepiej niż bez". Podziękowałam jej serdecznie za takie stwierdzenie i jakoś starałam się do tego przyzwyczaić. Wszyscy przyglądali mi się i zasypywali pytaniami o przyczynę i tak dalej. Oczywiście ani ja, ani Missy nikomu nie powiedziałyśmy, że miałyśmy wypadek chcąc uniknąć zbędnych komentarzy. To była taka nasza ... tajemnica. Kiedy w końcu moja rana przestała być obiektem zainteresowania przez uczniów, zwróciła uwagę nauczycieli - mam na myśli profesora Booth'a. Nic innego nie wymyślałam, tylko recytowałam to, co kilka minut wcześniej do którejś z dziewczyn. On jednak przyglądał mi się dziwnie, jakby wiedział, że coś kręcę. No co jak co, ale faktycznie mogłyśmy wymyślić inną historię niż to, że poszłyśmy razem na łyżwy i się zderzyłyśmy upadając na lód. Mimo tego musieli w to uwierzyć, musieli. Zayn spisał się perfekcyjnie. Nie wiem co powiedział policji, ale widocznie załatwił to w sposób ugodowy. Zadzwoniłam do niego i wypytałam o wszystko, ale odpowiedział tylko, że nie mam się co martwić i żebym od czasu do czasu w ramach rekompensaty odwiedziła ich koncert. Obiecałam, że jeżeli tylko mi się uda to się pojawię.

(WŁĄCZ PROSZĘ)

*jakiś czas później*

Od czasu kiedy rodzice się rozwiedli, moje życie totalnie się skomplikowało. Mama się wyprowadziła,
a ja zostałam z Lux i tatą w Cambridge. Jednak wiedziałam, że długo to nie potrwa. Wieczorami widziałam siedzącego przy komputerze ojca, który przeszukiwał cały internet w poszukiwaniu domu lub mieszkania - poza Wielką Brytanią. Kiedyś przysiadłam się do niego i zapytałam, dokąd się przenosimy, ale on odpowiedział mi, że mam się nie przejmować, bo prawdopodobnie nic nie znajdziemy.
Kilka tygodni później, zawołał mnie do siebie i pokazał mi mieszkanie w wieżowcu w ... Los Angeles.
Nie mogłam powiedzieć mu, że nie chcę się przeprowadzać, bo sama źle czułam się w niegdyś rodzinnym domu.
     Mój kontakt z Harrym znacznie się osłabił. Praktycznie w ogóle nie rozmawialiśmy. Czasami napisał do mnie jakiegoś sms'a, ale wiedziałam, że nic więcej z tego nie będzie. W sumie nie miałam co się dziwić.
Był sławnym chłopakiem z zespołu One Direction. Mnóstwo imprez, koncertów. Żaden z nich nie ma dużo czasu by spotykać się ze swoimi dziewczynami. Tyle, że oni jakoś dają radę. Kiedy tylko mają wolną chwilę, biegną do nich. Z Harrym tak nie jest. On wtedy wychodzi z kumplami, albo jedzie do znajomych do innych krajów. Czasami miewam uczucie, że po prostu już mu się znudziłam. Może jednak to nie w nim leży problem? Może we mnie jest coś złego i może dlatego nie chce się ze mną widzieć ani słyszeć? Przez ostatnie dni bardzo ciężko funkcjonuję. W szkole nie daję sobie rady, nie mogę się skupić, muszę chodzić na poprawki. Lux co chwilę łapie jakaś grypa, muszę pomagać tacie. Odwiedzam mamę co weekend, ale czasami, kiedy muszę się dłużej uczyć, zostawiam jej Lux, a w niedzielę wieczorem przyjeżdżam po nią. Mam do niej uraz, tego nie da się ukryć. Odeszła od taty, bo nie mogła poradzić sobie z obowiązkami jakie na nią spadły. Urodziła Lux, wytrzymała 4 lata i uciekła. Przytłoczyło ją ciągłe siedzenie w domu, chciała trochę pożyć. Z jednej strony ją rozumiem, ale z drugiej, ona nie zdaje sobie sprawy, że teraz to czeka mnie. I wcale nie będzie lepiej. Tata musiał rzucić swoją pracę u boku najlepszego lekarza w kraju i znaleźć taką, która pozwoli mu bywać w domu od rana do ok. godziny 15, bo wtedy kończę lekcje i ja zajmuję się siostrą, a on idzie na nocki. Na szczęście znalazł coś dla siebie. Tyle, że w innym kraju.
Dlatego musieliśmy się przeprowadzić.
         Wstałam rano i pościeliłam łóżko. Odsłoniłam okna, które przykryte były dużymi zasłonami w kolorze fioletowym. Złapałam za telefon i doszłam do wniosku, że wypadałoby poinformować Harrego, że wyjeżdżam z UK. Obawiałam się, że nie przeczyta tego, bo będzie zbyt zajęty, w każdym razie, ja zrobiłam to co należało, jako jego druga połówka.

Chciałam cię tylko poinformować, że wyjeżdżam.
Na zawsze.
Wiem, że możesz pomyśleć, że jestem jakaś nienormalna
i nie liczę się z tobą, bo takich rzeczy nie robi się przez sms'a.
Jednak nie wiem czy dałabym radę powiedzieć ci to prosto w oczy.
Chyba nawet nie dałabym rady powiedzieć ci tego przez słuchawkę.
Bałabym się, że gdy usłyszę twój głos,
nie będę mogła wyjechać.
Jednak muszę.
Przepraszam.
Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Kocham Cię.
Na zawsze twoja - Jade. 
Ps. Nie przyjeżdżaj do mnie, proszę.

Wcisnęłam przycisk "Wyślij" i zatraciłam się w płaczu. Oparłam się o ścianę, po czym stopniowo zaczęłam się osuwać, aż usiadłam na podłodze. Podkuliłam nogi i schowałam twarz w kolana. 
              Po zjedzeniu obiadu, tata z Lux pojechał na zakupy. Musiał kupić małej jakieś cieplejsze buty,
bo te co miała, przetarły się. Ja natomiast zaczęłam się pakować. 
Następnego dnia wyjeżdżaliśmy, a wszystkie rzeczy w moim pokoju, leżały jak wcześniej. Nawet ich nie dotknęłam, nie spakowałam nic. Nie miałam siły. Założyłam na siebie tylko czarne rurki i niebieską bokserkę. W pewnym momencie usłyszałam szuranie butów. Nie zainteresowałam się tym zbytnio, bo wiedziałam, że to tata. Drzwi do mojego pokoju uchyliły się. Stałam do nich tyłem i mruknęłam tylko:
- Już zaczęłam się pakować, zdążę do jutra, nie martw się tato.
- Gdzie wyjeżdżasz? - usłyszałam głos zza pleców. Tyle, że nie mojego rodzica. Wyprostowałam się, a w sercu poczułam ból, jakby wbijania szpilek. Zacisnęłam mocno wargi, by powstrzymać płacz. - Gdzie wyjeżdżasz? - powtórzył pytanie, a głos mu się załamał.
- Co ty tu robisz? - wydukałam. - Miałeś nie przyjeżdżać - podniosłam ton, bo serio się wkurzyłam.
Przecież go prosiłam! 
- Jade, odpowiedz mi na pytanie - prosił.
Nie przerywałam pakowania. Zdjęłam z parapetu wszelkie tam stojące figurki i powoli wkładałam do kartonowego pudła, wyłożonego na dnie sianem, by rzeczy się nie potłukły.
- Do Los Angeles - odwróciłam się i spojrzałam na niego.
Stał z opuszczonymi, wzdłuż swojego ciała, rękami, wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, a jego klatka piersiowa unosiła się dosyć często. Przyjrzałam mu się wtedy. Oprócz tego, że trochę urosły mu włosy, nie zmienił się ani trochę. Wciąż miał tak cudowne, przyciągające, zielone oczy. Zaróżowione usta i ich kąciki, które zazwyczaj były uniesione, teraz znacznie opadły w dół. Ocknęłam się, zaciągnęłam się powietrzem i z powrotem odwróciłam się w stronę okna. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć. Nie mogłam znieść tego, jak bardzo pragnęłam wtedy podbiec do niego i go przytulić, czy pocałować. Wiedziałam, że nie mogę.
Dlatego właśnie nie chciałam, by przyjeżdżał. Wiedziałam, że gdy go zobaczę, rozpadnę się na kawałki.
I tak się stało. 
- Dlaczego? 
- Tata znalazł tam pracę. Musiał rzucić tę tutaj, inaczej nie mielibyśmy jak opiekować się Lux, a jej naprawdę potrzebna jest teraz uwaga, bo dorasta i nie można jej w tym okresie zostawić samej jak to zrobiła moja mama, po prostu nie można - zaczęłam mówić szybko, ręce trzęsły mi się, a łzy płynęły po policzkach. - Po prostu nie można - wyszeptałam, prawie niesłyszalnie. 
- Co się stało z Twoją mamą? 
- Rozwiedli się, Harry.
- Dlaczego ja nic nie wiem? - zapytał z pretensjami.
- Bo nie było cię tutaj! - krzyknęłam i stanęłam do niego przodem. - Dlatego nie wiesz. 
Nie wiesz wielu rzeczy, które wydarzyły się w ciągu tych wszystkich miesięcy. Nie było cię przy mnie, kiedy cię najbardziej potrzebowałam - wydukałam. Spuściłam głowę w dół. Nie chciałam tego powiedzieć na głos, bo wyszłoby na to, że to wszystko jego wina. Jednak stało się, powiedziałam to, co wtedy leżało mi na sercu. 
- Wiem, że nie mnie było Jade - podszedł trochę bliżej mnie, ale wciąż zachował jakąś odległość. - I strasznie cię przepraszam, ale nie miałem jak przyjechać, zadzwonić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo chciałem, ale po prostu nie mogłem.
- Liam czy Zayn jakoś mogli - mruknęłam pod nosem, ocierając łzy z policzków.
Prychnął. 
- Czyli sądzisz, że nie chciałem? - mówił coraz bardziej zdenerwowanym, ale jednak bezsilnym głosem. - Sama powiedziałaś mi, żebym poszedł do tego programu, liczyłaś się z tym, że będziemy się mniej widywać. 
- Przecież wiem! - puściły mi nerwy. - Tak, sama ci kazałam tam iść. Jakby nie było zmusiłam cię do tego - przyznałam. 
- Mam teraz rzucić to wszystko? 
- Ani mi się waż! - zabroniłam mu. Zaczęło mi się kręcić w głowie, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. - Nie, nie możesz tego zrobić. To jest twój świat, za daleko zaszedłeś, żeby teraz rezygnować i to jeszcze dla mnie.
- Możesz przestać? 
- Przestać co? - spojrzałam na niego.
- Przestać zachowywać się, jakbyś była święcie przekonana, że mi na tobie nie zależy. 
Pokręciłam przecząco głową. 
- Kocham cię, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mocno. Dlaczego nie potrafisz w to uwierzyć? Może ty przestałaś ... - przełknął głośno ślinę - czuć coś do mnie?
Rozpłakałam się. Tak bardzo chciałam cofnąć czas. Nie pisać do niego tego sms'a. Wiem, że byłoby to nie fair w stosunku do niego, ale na pewno bolało by mnie i jego o wiele mniej niż w tamtym momencie. Chciałam uciec. Zapaść się pod ziemię. Nie wiedziałam czego chciałam. Nie miałam bladego pojęcia co mu odpowiedzieć. Przecież go kochałam. Po prostu wszystko się skomplikowało. Zagubiłam się, straciłam grunt pod nogami. 
Podszedł do kanapy, usiadł na niej i włożył twarz w dłonie. Ja wciąż stałam przy oknie, opierając się plecami o pudło. W końcu uspokoiłam się i postanowiłam zakończyć to, co się zaczęło.
- Skoro tu nam nie wyszło... to co będzie jak wyjadę kilkanaście tysięcy kilometrów dalej? - zapytałam i zerknęłam na niego.
Płakał. Zakuło mnie w sercu. Nie wyobrażałam sobie, że kiedyś znajdę się w takiej sytuacji. Nie myślcie sobie. Ja naprawdę go kochałam i nie chciałam tego wszystkiego kończyć, zwłaszcza w taki sposób, ale powiedzcie mi. Mielibyście siłę trwać w związku, w którym druga połówka potrafi nie odzywać się przez kilka miesięcy? Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Coraz mniej o nim wiedziałam. Cieszyłam się jego szczęściem, osiągnął to, o czym zawsze marzył. Spełnił swój największy cel, zdobył przyjaciół na całe życie. Jednak ... stracił mnie. Ale nie uważam, że to jego wina. W żadnym wypadku. Może po prostu jestem za słaba na niego. Na życie z nim. Może powinnam zrobić miejsce jakiejś innej dziewczynie, może z showbiznesu, która jest do tego przyzwyczajona i poradzi sobie z tygodniami nie widzenia się z ukochanym, który odmienił jej życie o 180 stopni. Wiedziałam, że będę tego żałowała. 
- Chcesz ze mną zerwać? - zapytał w końcu drżącym głosem i uniósł głowę. Po chwili wstał i podszedł do mnie. Podniósł moją brodę, która w tamtym momencie skierowana była w dół i spojrzał mi głęboko w oczy. Pochylił się i pocałował mnie namiętnie. Nie odepchnęłam go, wręcz przeciwnie, przyciągnęłam go do siebie, a prawą ręką objęłam go za szyję, jednocześnie oplatając sobie palce w brązowych lokach. On natomiast położył mi ręce na biodrach, po czym pojechał nimi do góry i mocno mnie do siebie przytulił. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, czując szybkie bicie serca. Pociągnęłam kilka razy nosem i znów wybuchłam płaczem. 
- Dłużej nie wytrzymam Harry. Nie wytrzymam - wydukałam. - Nie wytrzymam bez ciebie. 
Odsunęłam się od niego. Oczy miał czerwone, a policzki mokre od łez. Na prawym rękawie szarej bluzki, pojawiła się plama od mojego tuszu. Uśmiechnęłam się delikatnie, wzruszyłam ramionami i podeszłam do okna. Oparłam się rękami o parapet i próbowałam wyhamować oddech. Staliśmy przez chwilę w ciszy, aż w końcu usłyszałam za sobą:
- Mam odejść? To koniec? 
- I tak wyjeżdżam - oznajmiłam. - Aż do Los Angeles. To nie jest godzina jazdy samochodem. To są tysiące kilometrów, będzie dzielił nas ocean. Ty zaraz ruszasz w pierwszą trasę koncertową. Będziesz w jednym mieście jeden dzień, a potem do kolejnego. Twoje pójście do X-Factora, było pewnego rodzaju wyzwaniem dla nas. Jak myślisz, sprostaliśmy?
Nie odezwał się. Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
- No właśnie - pociągnęłam nosem. 
- Skoro mówisz, że nie wytrzymasz beze mnie... to jaki to ma sens? To całe rozstanie? 
- Może jak wyjadę do Stanów, będę mogła rozpocząć nowe życie. Tak jak ty.
- Ale ja nie chcę żyć bez ciebie, rozumiesz? Jade, musimy być silni, musimy walczyć o to, co dla nas ważne! - podszedł do mnie i złapał moją dłoń, ale ja wyrwałam ją. 
- Nie mamy wyboru.
- Ty tak myślisz.
- Harry, proszę cię.
- Nie - przerwał mi. - Nic już lepiej nie mów.
- Nie chcę się rozstawać w taki sposób! - krzyknęłam za nim.
- A jak? Myślałaś, że rozstaniemy się w zgodzie? Powiem "Okej, jasne, nic się nie stało, jakoś o tobie zapomnę za dwa tygodnie"? Tak? Tak myślałaś?!
Zacisnęłam wargi.
- Na pewno nie chciałam tego skończyć w taki sposób. Dlatego prosiłam cię, żebyś nie przyjeżdżał - powiedziałam.
- Faktycznie, mogłem tego nie robić - stwierdził
 i nacisnął klamkę, już stawiał krok, by wyjść
z pokoju, ale odwrócił się do mnie. Podszedł szybko
i pocałował w czoło. - Pamiętaj, że cię kocham.
I nigdy nie spotkam nikogo takiego jak ty.
Będę czekał na ciebie, wiedz o tym - spojrzał mi
w oczy, tym samym i ja. Później spuścił wzrok i wyszedł. Podbiegłam do drugiego okna i zobaczyłam,
że z nerwów uderzył nogą w doniczkę.
Złapał się za głowę, przystanął na chwilę i wsiadł w swój samochód. Odpalił silnik i ruszył. Opadłam na ziemię. Rozejrzałam się po prawie pustym pokoju. Nagle mój wzrok przykuło coś białego, leżącego na szafce przy wejściu. Podniosłam się i wzięłam to do ręki. Otworzyłam kopertę i ujrzałam srebrną płytę. Włączyłam laptopa i włożyłam ją do stacji dysków. W folderze znajdował się film zatytułowany
"(M,T)y". Kliknęłam na niego dwa razy, w głośnikach rozległa się piosenka, a na ekranie wyświetliły się zdjęcia i filmiki. Oczywiście wszystko połączone razem w jedność.

"Your hand fits in mine like it's made just for me".
W pewnym momencie zorientowałam się, że gdzieś już to słyszałam. Nie dość, że Harry zaśpiewał mi kiedyś kawałek, to później, kiedy One Direction stało się sławnym zespołem, nagrali tę piosenkę na swoją płytę. Zapatrzyłam się w nasze wspólne fotki i jeszcze bardziej zaczęłam wszystkiego żałować.

____________
A więc tak o to ogłaszam, iż jest to PRZEDOSTATNI rozdział.
Kolejny pojawi się pewnie w przeciągu kilku kolejnych dni tego tygodnia, postaram się.

A teraz .. dajcie mi w spokoju iść i sobie popłakać, okej? :')
Kocham Was. <3 |hug.<3

Jeżeli chcesz zostać poinformowany o ostatnim rozdziale, zostaw tu swojego twittera czy facebooka.
Ps. Chyba nie muszę prosić o komentarze pod przedostatnim rozdziałem? Dosyć mi na tym zależy - z góry dziękuję. ;* 



    

13 komentarzy:

  1. Płaczę :c czemu to jest już przed ostatni, na prawdę piszesz genialnie (oby oni się tylko pogodzili i znowu ze sobą byli)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu! Kocham po prostu! Ryczę jak głupia! Mam nadzieję że w następnym wszystko skończy się Happy End'em. Jeszcze nigdy tak nie płakałam czytając bloga. Nie mogę opanować łez. Dziewczyno masz niesamowity talent! Zajebisty blog! Chyba najlepszy jaki czytałam! Mam nadzieję że to nie będzie twój ostatni blog! Czekam z niecierpliwością na koniec. Chociaż trochę szkoda że już będzie koniec tej histori.;c @Oliv998

    OdpowiedzUsuń
  3. będzie jakaś kontynuacja tego . ? na nowym blogu czy jak ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kontynuacja .. raczej nie, gdyż jak zakończę, to zakończę, jednak będę pisała nowego bloga, mam go już w planach. :)

      Usuń
  4. Rzadko płaczę na filmach, czy czytając jakiś książki, ale jeżeli już, to muszą być to wyjątkowe pozycje. Takim wyjątkowym opowiadaniem jest Twój blog. Jejku, kocham TO opowiadanie, Twoja wyobraźnia i w sposób w jaki opisujesz tę historie.. To jest wyjątkowe, cudowne.. magiczne. Szkoda, że Twój blog dobiega końca, ale przecież nie można ciągnąć tego w nieskończoność. Ciągle mam nadzieję, że Jade i Harry będą razem, że.. wszystko się ułoży, że będzie PIĘKNIE. Tak jak na początku.. :') Nigdy nie zapomnę rozdziału 12. Rozerwał mnie na kawałki, sprawił, że naprawdę pokochałam czytać Twoje opowiadanie. Z każdym rozdziałem narastała we mnie ciekawość, co umieścisz i jak rozegrasz kolejny. Trochę boję się tego tygodnia, sama powiedziałaś, że postarasz się dodać ostatni rozdział, boje się definitywnego zakończenia, bo w sumie.. nie chcę? Nawet nie wiesz, jak się cieszę na myśl, że zaczniesz pisać kolejny blog! To mnie trochę pociesza i nawet.. uspokaja? :) Przepraszam za nieogarnięty komentarz, targają mną emocje, które budowały się podczas czytania rozdziału. Pozdrawiam Ciepło :* / M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za to uwielbiam czytać Twoje komentarze. One mnie zawsze strasznie podbudowują, sprawiają, że nie chcę kończyć tego opowiadania, bo nie chcę tracić Was. Do tego rośnie we mnie jakaś taka wiara, że może to co robię, faktycznie nie jest takie złe, ma sens i ... duszę? Strasznie Ci dziękuję, że zaczęłaś czytać, że zawsze piszesz szczere opinie i ogólnie, czuję takie wsparcie telepatyczne, przez co mam wenę i wiem, że mam dla kogo napisać ten ostatni rozdział.

      Co do nowego bloga - na pewno zacznę go niedługo, bo pewnie będzie mi brakowało pisania. Muszę jeszcze tylko opracować dokładny temat i co, gdzie się będzie działo, no i szczegóły.

      Jeszcze raz, strasznie Ci dziękuję! <3 - Ada.

      Usuń
  5. Popłakałam się czytałam i płakałam. Zapewne się już nie zejdą, ale rozumiem Jade, sława chłopaka, odległość, to wszystko ją przerosło, tylko spodziewałam ssię innego zakończenia, ale to też jest dobre. Kończysz bloga i zakończyła się miłość Jade i Harrego, ta wakacyjna piękna miłość. Nie kończ z pisaniem, mam nadzieję, że kończąc tego bloga, zaczniesz nowy, mam taką nadzieję. Pozdrawiam. :*:*: <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no kobieto moja najukochańsza, błagam! Nie kończ tego tak, bo płacze jak oszalała, jak oni razem nie będą to naprawdę nie wiem co zorbie. Ale i tak Cię kocham : *

    OdpowiedzUsuń
  7. rzadko mi się zdarza płakać przy czytaniu czegokolwiek, a tu przez prawie cały rozdział ryczałam. to całe poruszające rozstanie Jade i Harrego i do tego fakt że to przedostatni rozdział czyli prawie zerowe szanse na odbudowanie ich relacji czy jakiś zwrot akcji który by sprawił że znowu by było jak dawniej i byliby szczęśliwi razem. szkoda że to już koniec opowiadania, ale w końcu 'wszystko co dobre, kiedyś sie kończy' ... z drugiej strony cieszę się że zaczniesz pisać nowego bloga, bo na pewno będzie tak samo dobry jak i ten, albo nawet lepszy. daj znać jak napiszesz pierwszy rozdział i powodzenia w pisaniu :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Kto nie popłakał się przy tym rozdziale naprawdę nie ma serca. A ja płacze. Mój tusz spływa po policzkach razem ze łazami ale co z tego. Jest mi tak niewyobrażalnie smutno jak by wszystkie uczucia wypłyneły ze mnie razem ze łzami i został tylko smutek. Ale wiesz co? To dobrze bo to znaczy że naprawdę masz dar. Umiesz doprowadzić czytelnika do łez. Masz naprawdę wielki talent więc nie zmarnuj go. Rozdział oczywiście fantastyczny
    Pozdrawiam
    Ada

    OdpowiedzUsuń
  9. Płaczę noo. Piękne rozdział, choć smutny..., piękne opowiadanie. :) Szkoda, że to już koniec.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń