sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 5 : "Nie martw się, nie ukrywam go w szafie"



Jako nasz cel, obraliśmy sobie park w centrum Cambridge. Ten punkt miasta był idealny, by odpocząć, spokojnie porozmawiać. Przy chodnikach stały małe budki z hot-dogami, owocami lub lodami, czy watą cukrową i popcornem.
Można było kupić różne zabawki, balony z helem. Na środku parku stał duży plac zabaw, który został wybudowany z inicjatywy rodzin zamieszkujących Cambridge, w tym mojej mamy, ponieważ dzieci nie miały się gdzie bawić. Robiono wiele strajków i zebrań w tym celu i po roku starań, wreszcie udało namówić się odpowiednich ludzi, a ci, w ciągu kolejnego roku, postawili przepiękne centrum rozrywki. Lubiłam tu przychodzić. Można było poleżeć na zielonej trawie, wsłuchać się w śpiew przeróżnych ptaków. Czasami zabierałam jednak ze sobą mp3 lub książkę, by delikatnie odciąć się od świata. Od problemów, nauki, codziennego życia. Miałam swoje ulubione miejsce. Byłam tu bardziej rozeznana, dlatego wtedy to ja ciągnęłam Harrego za rękę,
a nie on mnie.
Po drodze, kupiliśmy watę cukrową i miskę owoców, gdzie w skład wchodziły pokrojone truskawki, jabłka, gruszki, winogrona i kilka kawałków ananasa. Pod wielkim drzewem, trochę na uboczu, rozłożyliśmy koc i obydwoje usiedliśmy. Harry plecami oparł się o pień, a ja oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Delikatnie smerał mnie po czubku głowy, jednocześnie czułam, że nieźle czochra mi włosy, ale nie przeszkadzało mi to. Tym razem.
- Fajnie tu - mruknął.
- Wieem - odparłam melodyjnym głosem i poprawiłam bluzkę.
Leżeliśmy przez dłuższą chwilę nic nie mówiąc. Oddychaliśmy wolno i równo. Przymknęłam oczy i nawet nie poczułam, jak usnęłam.
***
Przebudziłam się i rozejrzałam dookoła. Harrego nie było, ale leżała jego torba. Zdziwiłam się
i zaczęłam za nim wyglądać. Wygrzebałam z torebki telefon i sprawdziłam godzinę. Zbliżał się wieczór, park pomału zaczęła opuszczać coraz większa liczba osób.
- Spałam gdzieś z godzinę. Cudownie, nie mam co robić, tylko spać - skarciłam samą siebie i energicznie wstałam z koca, otrzepując się z trawy. Schowałam torby pod sweterkiem, założyłam ręce na piersi i rozpoczęłam poszukiwanie chłopaka. W sumie nie mógł odejść daleko, bo, po pierwsze, po co, a po drugie, nie było gdzie. W końcu zdecydowałam się zadzwonić. Wróciłam na nasze miejsce, wybrałam jego numer
i przyłożyłam komórkę do ucha. Nerwowo stukałam nogą, ale nie przerywałam wyglądania, zaglądania, rozglądania się. W pewnym momencie ujrzałam dwie sylwetki, które siedziały na huśtawkach na placu zabaw. Rozłączyłam się i powoli podeszłam tam, starając się zachować spokojnie, żeby nie wyjść na idiotkę.
- Harry? - szepnęłam pod nosem i zmarszczyłam czoło. Stanęłam prawie na przeciwko niego, ale widocznie był bardzo zajęty rozmową z blondynką, ponieważ nawet mnie nie zauważył. Zmrużyłam oczy, przyglądając się dziewczynie. Mieszkam w Cambridge od urodzenia i znam tu, nawet tylko z widzenia, ale prawie wszystkich. Jej natomiast w ogóle nie kojarzyłam. Musiała być nowa albo przyjechać do kogoś. Zdecydowałam, że nie będę robiła scen, bo w końcu tylko rozmawiali i podeszłam do nich. Uśmiechnęłam się i odparłam :
- Harry, chcesz mi kogoś przedstawić? - spojrzałam na dziewczynę, która nie miała miłej miny.
Zaczął się śmiać i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie, myślę, że nie chcę - odparł i znowu się roześmiał, a ona dołączyła do niego.
Spoważniałam. Nie wiedziałam o co chodzi.
- Słucham? - zapytałam zdziwiona i nieco podirytowana. - Idziemy? - zapytałam po chwili.
- Idź, dojdę do ciebie - oznajmił i zaczął się huśtać.
- Harry, co z tobą?
- Oj, Jade, spotkałem koleżankę z podstawówki, chciałbym z nią pogadać, czy to coś złego?
- Nie, nie ma w tym niczego złego, ale mógłbyś przynajmniej być wobec mnie grzeczniejszy, tak? Chyba na to zasłużyłam ...
Pokiwał szybko głową, ale bardziej w stylu "dobra, dobra, idź już sobie". Nie powiem, łzy cisnęły mi się do oczu, bo czułam się poniżona i ośmieszona przed tą dziewczyną. Zdecydowałam jednak być silna i się nie dać.
- Jade - powiedziałam i wyciągnęłam do niej rękę.
Zaśmiała się pod nosem i mruknęła tylko :
- Kathrene.
Speszona schowałam dłoń do kieszeni w spodniach i uśmiechnęłam się sztucznie. Oni zaczęli rozmawiać, a ja stałam nie wiedząc co zrobić. W końcu zdecydowałam, że wrócę na koc i poczekam, aż mój chłopak do mnie przyjdzie. Gdy już doszłam, usłyszałam głośny krzyk Harrego. Odwróciłam się i zobaczyłam, że na huśtawkach nikogo nie ma. Przerażona zaczęłam biec w tamtym kierunku i wtedy ujrzałam Stylesa, leżącego na żwirze, a koło niego kałuża krwi.
- Cholera! - wrzasnęłam i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Kathrene. - Gdzie jesteś?! - krzyczałam. Padłam na kolana i spanikowana zaczęłam trząść chłopakiem. Miał rozwaloną głowę. Na telefonie wbiłam numer na pogotowie i zgłosiłam całą sytuację, ledwo mówiąc poprzez łzy. - Harry - szeptałam do niego. - Harry, obudź się, otwórz oczy!
- Fajnie? - usłyszałam za swoimi plecami, a gdy się odwróciłam ujrzałam Kathrene, która uśmiechała się triumfalnie.
- Co ty zrobiłaś?! - rzuciłam się na nią z pięściami, ale ona odepchnęła mnie z o wiele większą siłą.
- Zabiłam Twojego chłopaka, a teraz zabiję ciebie. Tyle, że później jego ożywię, a ciebie nie. Myślisz, że kiedy wyjedzie, to po kilku miesiącach, będzie jeszcze o tobie pamiętał?
Patrzyłam na nią, nie wiedząc co się dzieje. Miałam nadzieję, że to jakiś chory sen. Złapałam się za głowę i zaczęłam histerycznie płakać. - A wiesz po co zabiłam najpierw jego? - zapytała. - Żebyś najpierw trochę pocierpiała.
- Co ja ci zrobiłam?! Kim ty w ogóle jesteś?! - zaczęłam krzyczeć do niej, ale nie usłyszałam odpowiedzi, ponieważ wymierzyła we mnie nóż.

***
Ocknęłam się i zerwałam z koca.
- Jade? - usłyszałam głos Harrego, który przyglądał mi się z lekkim przerażeniem w oczach. - Coś ci się śniło?
Z ulgą wypuściłam powietrze i zaczęłam się śmiać.
- Ile spałam? - zapytałam i z powrotem ułożyłam się na jego klatce piersiowej, tym razem, położyłam się na lewym boku.
- Godzinę, około - mruknął. - Coś się stało?
Pokręciłam przecząco głową.
- Miałam głupi sen, ale nieważne.
- Na pewno?
- Tak - odparłam i pocałowałam go czule.
- Będziemy się zbierać, hm?
- Nieeeeeeeeeee - odpowiedziałam ociągając się. - Nie chcę, żebyś jechał.
Uśmiechnął się.
- Mam pociąg za 40 minut. Później już nie ma żadnego.
- To dobrze, zostaniesz na noc - spojrzałam na niego i zachichotałam cicho.
Przekrzywił głowę i uniósł brwi.
- Wiesz, że bym chciał - musnął moje wargi. - Ale przecież spotkamy się za tydzień.
Zdziwiona zerknęłam na niego, gdy nagle przypomniałam sobie,
że przecież wybiera się do Londynu na przesłuchania. Kiwnęłam głową i zagryzłam dolną wargę.
Zebraliśmy wszystkie rzeczy i złapaliśmy się za ręce.

***
Wpadłam do domu, żeby poinformować rodziców, że jadę odwieźć Harrego na pociąg i z powrotem znalazłam się w jego objęciach. Na stacji roiło się od ludzi. Przepchaliśmy się do okienka z biletami, a później usiedliśmy jeszcze na niebieskich fotelach, gdyż do odjazdu pociągu było jeszcze 10 minut. Poprosiliśmy jednego pana, by zrobił nam zdjęcie na pamiątkę, aż w końcu nadszedł czas rozstania.
Od autorki:
Jakby co, to Jade tak nie wygląda ;)
Zarzuciłam mu ręce na szyi, a na jego ustach złożyłam namiętny pocałunek. Chłopak odwzajemnił gest i złapał mnie w talii. Spojrzałam mu prosto w oczy,
a on mnie. W pewnym momencie obraz zaczął się zamazywać.
Łzy mimowolnie płynęły mi po policzkach.
- Nie płacz no - odparł i przejechał mi kciukiem po prawym policzku, wycierając wodę, która mnie smerała, spływając w dół. Zaśmiałam się i pocałowałam go jeszcze raz.
- Muszę uciekać. Uważaj na siebie. Proszę cię - szepnął i cmoknął mnie w czoło.
Pokiwałam głową, na znak, że zrozumiałam i puściłam go. Pomachał mi jeszcze i wysłał całusa.
Odwzajemniłam to i patrzyłam jak powoli znika w oddali. Po paru minutach już go nie widziałam, wobec czego uznałam, że czas na mnie. Co jak co, ale ta sobota była najpiękniejszą od wakacji. Pomimo, że rozstanie tak bardzo boli, cieszę się, że przyjechał. Pokazał, że bardzo mu zależy. Wsiadłam do samochodu, przekręciłam kluczyk w stacyjce i wtedy przypomniał mi się mój sen.
O co w nim w ogóle chodziło? Jak się człowiekowi coś przyśni, to zazwyczaj z powodu jakichś wydarzeń w jego życiu. Tak, martwiłam się o Harrego. Bałam się, że jakaś dziewczyna może go omotać, gdy nie będzie mnie tak długo widział, ale ufałam mu. Bezgranicznie. I wierzyłam, że nigdy by mnie nie zdradził. Dlaczego więc przyśniło mi się coś tak okropnego? Na dodatek wplątane jeszcze w to było zabójstwo i jakaś dziewczyna, która nawet mi nikogo nie przypominała. Zdziwiłam się tym, ale dobrze wiedziałam, że moja wyobraźnia umie płatać figle, więc po chwili dałam sobie spokój z zastanawianiem się dlaczego to, dlaczego tamto i po prostu weszłam do pokoju, odpaliłam komputer, a na facebooka wrzuciłam nasze wspólne zdjęcie, by podzielić się szczęściem z innymi. Zresztą dziewczyny, w szczególności Ashley, bardzo prosiły mnie, żebym jakąś fotkę wstawiła, więc to zrobiłam. Po chwili pojawiło się dużo komentarzy, typu :"Szczęścia życzę", "Powodzenia", "O, jak słodko". Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam do łazienki. Gdy wróciłam, znowu spojrzałam na komentarze i wtedy coś mnie zdziwiło. Zdjęcie skomentował Steve. Treść była następująca.
"Co za słodka para, życzę Wam szczęścia.
Cieszcie się, póki możecie".
Dżizas, dlaczego ja muszę trafiać na takich kretynów. Najpierw sen o zabójstwie, teraz ten, tak jakby mi grozi, no do cholery, co to HALLOWEEN?! Zapytałam go o co mu chodzi, a ten usunął komentarz. Wywróciłam oczami i napisałam do niego w prywatnej wiadomości, że chciałabym się jutro z nim spotkać. Status z niedostępnego zmienił się automatycznie na dostępny.
- Aha - mruknęłam pod nosem i skrzywiłam się. - On tylko na to czekał. Chłopak lubi prowokować.
- Kto lubi prowokować? - odwróciłam się i ujrzałam moją mamę stojącą w drzwiach.
Zamknęłam szybko klapę od laptopa, jednak dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że mogło wyglądać to głupio, więc uśmiechnęłam się przyjaźnie do rodzicielki.
- Nie, nikt. Co tam?
- Nic, nic - odparła, rozglądając się po pokoju.
- Nie martw się, nie ukrywam go w szafie, pojechał - ostatnie słowo wypowiedziałam ciszej i o wiele smutniejszym tonem.
Mama podeszła do mnie i przytuliła mnie od tyłu. Stwierdziła, że spotkamy się jeszcze nie jeden raz, a wtedy ja przypomniałam sobie, że nie mówiłam jej jeszcze o X-Factorze. Gdy to usłyszała, uznała, że ja też powinnam się zgłosić, ale od razu zbiłam ten pomysł. Wyjaśniłam jej, że nie jestem gotowa, na co ona stwierdziła, że nigdy nie będę jeżeli się nie odważę. Ja wiedziałam o tym. Jednak nie potrafiłam przekonać samej siebie, a nie mogłam wziąć udziału w czymś takim, pokazać się przed tyloma ludźmi i starać się, żeby oni uwierzyli we mnie, że mogę być kimś, skoro sama w siebie nie wierzyłam. Pożegnała się ze mną i zeszła na dół, bo Lux zaczęła płakać, co o tej godzinie oznaczało głód. Gdy zamknęła za sobą drzwi, z powrotem otworzyłam laptopa i włączyłam rozmowę ze Steve'm. Zapytał mnie gdzie i o której godzinie. Nie chciałam spotykać się z nim w domu, ani na odludziu, więc wybrałam kawiarnię, zwaną "Starbucks" i godzinę czternastą. Chciałam zapytać się go od razu o co mu chodziło z tym komentarzem, ale wolałam zostawić ten temat na spotkanie, bo w sumie w tym celu je zorganizowałam. Chciałam mu także uświadomić, że jestem z Harrym szczęśliwa i nie chcę, żeby się w to wtrącał.

________
loooooool, jaki długi rozdział.
od razu przepraszam za to z tym zabójstwem, nie wiem co mi odwaliło. *o*
Dziękuję za prawie 11 tys. odsłon ! :) To wiele, wiele dla mnie znaczy, kocham was ! <3
A ten, jak Wam się podoba? Ogólnie, jak myślicie, o co chodzi Steve'owi?
12 komentarzy - NEXT ! |hug. <3

Jeżeli chcesz żebym informowała cię o nowych rozdziałach, zostaw tu swojego fb lub twittera. :)

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 3 : "Czego on znowu chce?"




Mama obudziła mnie dosyć wcześnie, bo o dziewiątej. Mieliśmy już to w zwyczaju, że co dwa tygodnie w soboty, rodzice jeździli na zakupy.  Te spożywcze, ale chemiczne i inne, także. Budzili mnie, żebym zajęła się Lux, bo takie małe dziecko nie może samo chodzić po domu.
Pomachałyśmy im na pożegnanie i zamknęłam drzwi. Odstawiłam małą na dywan, podałam jej różne zabawki i weszłam do kuchni. Nastawiłam wodę, a z górnej szafki, wiszącej nad kuchenką, wyjęłam butelkę na kaszę. Następnie podeszłam do kanapy i włączyłam kanał muzyczny. Znów leciała reklama X-Factora. Zaczęłam zastanawiać się, czy i ja faktycznie nie powinnam pójść. Moim zdaniem w moim głosie nie ma nic specjalnego, ale zawsze chciałam śpiewać dla ogromnej publiczności, chociaż jestem strasznie nieśmiała. Po chwili jednak wybiłam sobie ten pomysł z głowy, bo przecież teraz idę do collegu i nie będę miała czasu, żeby jeździć na próby, gdyby się okazało, że udało mi się przejść dalej. Niestety. Muszę najpierw załatwić sobie jakieś podstawy, że gdyby nie wyszło, to żebym miała do czego wrócić. Żyję z takim mottem od kilku lat i mało udało mi się osiągnąć. Czasami chciałabym być bardziej stanowcza i szalona. Porywcza i zdecydowana. A w moim przypadku, jak przyjdzie wybierać jakąś bluzkę i coś mi się spodoba, to zamiast kupić, pół godziny zastanawiam się, czy się opłaca i czy będę w tym chodziła. Chyba odziedziczyłam to po mamie.
    Czajnik zaczął piszczeć, więc przekręciłam korek na "0" i nalałam wody do butelki, a później dodałam jeszcze trochę zimnej. Wsypałam 7 łyżeczek kaszy i zamieszałam. Podeszłam do Lux, pocałowałam ją w czółko i podałam jej butelkę, a ta z uśmiechem na twarzy, położyła się na kanapie i zaczęła pić. Ja natomiast korzystając z okazji, wbiegłam szybko na górę i wyjęłam z szafki ubranie. Do tego : http://www.polyvore.com/cgi/set?id=66622306&.locale=pl założyłam jeszcze naszyjnik z literką "H",
który dostałam od Stylesa. Włosy puściłam swobodnie na ramiona.
Były lekko pokręcone, gdyż nie wysuszyłam ich przed snem.
Grzywkę podpięłam wsuwką do góry. Rzęsy pociągnęłam tuszem i dodałam delikatne, czarne kreski na dolnej powiece. Niby nigdzie nie wychodziłam, ale gdyby ktoś zadzwonił, to będę gotowa. Zeszłam na dół, a Lux tańczyła w salonie do piosenki Kelly Clarkson "My Life Would Suck Without You". Spojrzałam na ekran i doszłam do wniosku, że spokojnie mogłabym zaśpiewać to Harremu. Zaczęłam pląsać razem z nią i głośno śpiewać. Mała biegała dookoła stołu, wystawiając swoje bielutkie ząbki. Piosenka się skończyła, a kolejną była "Teenage Dream" wykonywana przez Katy Perry. Cicho nucąc, z powrotem wróciłam do kuchni i zaparzyłam sobie grejpfrutową herbatę. Siadłam na kanapie, a obok mnie siostrzyczka. Włączyłam jej kanał dziecięcy i wspólnie oglądałyśmy kucyki Pony. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Odstawiłam biały kubek w kolorowe kropki na stół i wstałam, by otworzyć. Spojrzałam przez wizjer, ale nic nie mogłam zobaczyć. Przekręciłam zamek i nacisnęłam klamkę. Uchyliłam delikatnie drzwi i ujrzałam wielkie, brązowe oczy misia. Uśmiechnęłam się, a serce zaczęło mi szybko walić. W pewnym momencie pluszak odchylił się w lewo, a ja ujrzałam twarz ... Steve'a. Zmarszczyłam czoło zdziwiona.
- Co ty tu robisz?
Spoważniał.
- No jak to co? Nie umówiliśmy się na obiad?
Otworzyłam szeroko oczy.
- Coo? Niee - pokręciłam szybko głową. - Ja nic takiego nie mówiłam.
- No wiem, że nie. Ale ja cię zapraszam - uśmiechnął się zadziornie.
Nie wiedziałam jak się z tego wymigać, nie robiąc mu przykrości. W końcu przypomniałam sobie o tym, że jestem sama z Lux.
- N - nie, ja nie mogę nigdzie wychodzić, bo jestem z siostrą i muszę czekać, aż przyjadą rodzice - wytłumaczyłam się i posłałam mu przepraszający uśmiech.
- Aha, no okej, to kiedy indziej tak? - zapytał z nadzieją w głosie.
Pokiwałam głową. Odwrócił się do mnie plecami i zaczął schodzić po schodkach, po czym wrócił się i wręczył mi kremowego pluszaka.
- To dla Ciebie - mruknął. - Albo dla Twojej siostry - dodał szybko, zaglądając przez uchylone drzwi.
- Dziękuję - odparłam miło. - Do zobaczenia - zamknęłam za nim drzwi.
Podeszłam do Lux i dałam jej misia, na co ona, od razu zaczęła wydłubywać mu oczy.
 Zachichotałam i z powrotem siadłam na kanapie. Po kilku minutach, ponownie rozległ się dzwonek.
- Czego on znowu chce? - mruknęłam pod nosem i niechętnie podeszłam do drzwi.
Wywróciłam oczami, a otwierając mu najpierw spojrzałam na buty.
Ujrzałam szare "kowbojki" (?) zamiast czarnych adidasów, jakie przed chwilą miał Steve. Moje oczy powędrowały wyżej, aż w końcu natrafiłam na TE bladoróżowe usta. Zacisnęłam wargi i zamknęłam oczy, gdyż od razu napełniły się łzami. Łzami szczęścia. Nie mogłam uwierzyć w to, że jednak przyjechał. Stałam w bezruchu, sparaliżowana emocjami we mnie buzującymi.
- Hej kochanie - mruknął cicho.
Spojrzałam mu w oczy, a po chwili, rzuciłam mu się na szyję. Przytulił mnie mocno. Czułam jego oddech na swojej szyi. Przeszyły mnie ciarki.
Pochylił się i pocałował mnie czule w usta.
- Jak ja za tym tęskniłam - szepnęłam i musnęłam go ponownie.
Moja lewa i jego prawa dłoń złączyły się i weszliśmy do domu.
Odłożył torbę i usiadł na kanapie, a ja siadłam na jego kolanach, bokiem, tak, bym mogła patrzeć w jego zielone oczy.
Myślałam, że z radości serce mi wyskoczy.
- Jak mnie znalazłeś? - zapytałam, zaplatając ręce w okół jego szyi.
- Nie było łatwo, ale udało mi się. To znaczy, wiedziałem w jakiej dzielnicy mieszkasz, bo mi powiedziałaś, ale gorzej z numerem domu.
- Nie mogłeś zadzwonić, powiedziałabym ci przecież - stwierdziłam.
Spojrzał na mnie i uniósł brwi do góry. Pokiwałam głową, bo zrozumiałam o co mu chodzi.
- No tak, nie byłoby niespodzianki - powiedziałam i zaśmiałam się.
Spojrzałam w prawą stronę, gdyż tam siedziała Lux i bawiła się nowym misiem.
- O, to twoja siostra? - zerknął na nią.
Pokiwałam głową.
- Podobna - uśmiechnął się i popatrzył mi w oczy. - Musiałem do ciebie przyjechać. Tak tęskniłem, że myślałem, że nie wytrzymam.
- A co z obiadem rodzinnym? - przypomniałam sobie.
- Mama widziała jak cierpię i przełożyła go.
- Nie ma mi nic za złe?
- Tobie? Dlaczego?
- No, że odciągnęłam cię od tego, a ona sama musiała zmieniać plany.
Pokręcił głową. Uśmiechnęłam się.
- To co będziemy robić? - spojrzałam na zegarek. - Rodzice powinni zaraz wrócić, więc będę wolna.
- Czyli czekamy - pocałował mnie w czoło, na co lekko się speszyłam.

*30 minut później*

Siedzieliśmy w kuchni, wspólnie omawiając, jaką piosenkę Harry powinien wybrać na casting. Co chwilę podawałam mu nowe propozycje, a on próbował zanucić. Jak nie mógł przypomnieć sobie melodii, pomagałam mu.
- A może "Isn't She Lovely"? - zaproponował.
- Oooo - spodobał mi się jego pomysł. - Zaśpiewaj - uśmiechnęłam się i oparłam o blat.
Wtedy do domu weszli rodzice. Zeskoczyłam z krzesełka i podeszłam do chłopaka. Mama otworzyła szeroko oczy i spojrzała na tatę. Ten miał nieco groźniejszą minę, ale próbował zachować spokój.
- Hej mamo, hej tato - powiedziałam wesoło.
- Dzień dobry - Harry uśmiechnął się.
- Dzień dobry - odpowiedzieli razem.
- Ym .. przedstawiam wam ... - zaczęłam, ale rodzicielka przerwała mi.
- Harrego - uśmiechnęła się i podeszła do nas. - To ten chłopak z obozu, o którym mi opowiadałaś, tak?
Kiwnęłam głową.
- Miło mi - podała mu rękę, a on delikatnie i jak na prawdziwego, wychowanego chłopaka przystało, musnął wierzch jej dłoni.
Moja mama uśmiechnęła się i spojrzała na mnie.
- Już mi się podoba! - zaśmiała się i zabrała się za rozpakowywanie zakupów.
Tata podszedł do nas i poprosił chłopaka na stronę. Spojrzałam na Harrego z lekkim przerażeniem, ale on zrobił minę "spoko, wyluzuj" i wyszedł z tatą na dwór.
- Żeby go tylko nie zabił - powiedziałam do mamy, wyciągając z papierowej torby, warzywa.
- No coś ty. A w ogóle, to co on tu robi? Mówiłaś, że nie przyjedzie.
- Ale przyjechał, bo tęsknił - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. - Jego mama odwołała rodzinne spotkanie, bo nie mogła patrzeć na to, jak cierpi, z powodu naszej rozłąki.
- Ile wy się znacie? - oparła dłonie na biodrach.
- Prawie miesiąc.
- I tak się kochacie?
- Niesamowite co?
Pokiwała głową.
- Wiem, że może dla ciebie to głupie, ale ja, póki co, nie widzę świata poza nim.
- Nie, nie głupie - mruknęła. - Ja miałam tak samo. Niestety, tamten chłopak tego nie odwzajemniał - uśmiechnęła się delikatnie. - Ale co było, minęło, a teraz mam twojego tatę, którego równie mocno kocham - dodała i odwróciła się w kierunku drzwi, bo właśnie wtedy, weszli Harry z tatą. Na twarzach mieli uśmiechy.
- Widzę, że się zaprzyjaźniliście? - powiedziałam wesoło i przytuliłam się do chłopaka.
- Tak - kiwnął głową tata.
- To my wychodzimy - powiedziałam i sięgnęłam po czarną torebkę, na cieniutkim paseczku.
- Uważajcie na siebie! - zawołała za nami mama.
Zaśmialiśmy się i zamknęliśmy drzwi, trzymając się za ręce.

_________
Chciałyście, to macie Harrego . :)
Ale uprzedzam, że w tej części, nie będzie go zbyt dużo, pewnie się domyślacie dlaczego.
Jeżeli chcesz, żebym informowała cię o nowych rozdziałach, podaj swojego tt lub fb. :)

10 komentarzy - NEXT ! <3 |hug.< 3

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 2 : "Faceci to nie baby"


Leniwie otworzyłam powieki, ale za chwilę z powrotem zasłoniłam oczy dłonią, gdyż promienie słoneczne wpadały do mojego pokoju i w pełni skupiały się na wysokości poduszki, na której bezwładnie spoczywała moja, pełna przemyśleń, głowa. Ziewnęłam głośno i spojrzałam na telefon, w celu ustalenia godziny. Mój wzrok przykuła mała, żółta, zamknięta koperta, która wyświetliła się na ekranie komórki. Odblokowałam klawiaturę wpisując czterocyfrowe hasło i nacisnęłam znaczek. Na białym polu, czarnymi literami wysnuła mi się treść sms'a :
Mam nadzieję, że nie znienawidziłaś mnie za to, 
co ci wczoraj powiedziałem.
Naprawdę, jest mi strasznie przykro.
Kiedy będziesz miała wolny czas?
Napisz, a póki co - miłego dnia, kochanie :) xx
Uśmiechnęłam się do siebie, ale później zorientowałam się, że faktycznie - nie spotkamy się w tę sobotę, której od przyjazdu z kolonii, tak wyczekiwałam. Odpisałam:

Nie, oczywiście, że nie.
Mam czas przez cały ten tydzień, później już będzie trudniej.
Miłego dnia dla Ciebie również.
Miałam nacisnąć przycisk "wyślij", ale dodałam jeszcze :

Kocham Cię. 
Bardzo.
I dopiero wtedy wysłałam wiadomość. Odłożyłam telefon na biurko i w ślimaczym tempie, potoczyłam się w kierunku łazienki, w której wykonałam poranne czynności, łącznie z pomalowaniem się, a następnie podeszłam do szafy, by wybrać ubranie. Zdecydowałam się na: http://www.polyvore.com/cgi/set?id=66175542&.locale=pl. Był czwartek więc rodzice poszli do pracy, a ja zostałam w domu z młodszą siostrą - Lux.
Zdecydowałam, że najpierw trochę posprzątam, a później pójdę z nią na spacer. I tak minął mi cały dzień.

*dzień później*
- Nie dasz rady przyjechać? - zapytałam jeszcze raz, pełna nadziei, że może coś się zmieniło.
Westchnął.
- Wiesz, że bym chciał - odpowiedział zrezygnowany.
Siadłam na kanapie i oparłam buzię na dłoni. Wcisnęłam czerwony guzik na pilocie i włączyłam kanał muzyczny, wciąż rozmawiając przez telefon z Harrym.
Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu odezwał się:
- Tęsknisz?
- No pewnie - mruknęłam smutno.
Znów cisza.
- Muszę kończyć - odparł szybko i rozłączył się.
Lekko zdziwiona spojrzałam na komórkę i ujrzałam "połączenie zakończone". Wzruszyłam ramionami i ułożyłam się na kanapie. Z zamyślenia wyrwała mnie głośna reklama.

Myślisz, że masz to coś? 
Chcesz być gwiazdą?
Chcesz podzielić się swoim talentem z innymi?
Chcesz pokazać światu na co się stać?
Przyjdź na casting do kolejnej edycji programu,
który oglądają miliony ludzi!
Przyjdź, jeżeli masz 
FACTOR X.

Uśmiechnęłam się, gdyż wpadłam na genialny pomysł. Doczytałam jeszcze na internecie, gdzie i kiedy dokładnie są castingi i wybrałam numer do Harrego. Po kilku sygnałach, usłyszałam jego niski głos.
- Harry, oglądałam przed chwilą reklamy i mówili o castingu do programu muzycznego.
- Chcesz się zgłosić tak?! Wiedziałem! Dobry pomysł! - krzyczał podekscytowany.
- No nie zupełnie - przerwałam mu. - Ty się zgłosisz.
Zapadła martwa cisza, po czym głośno wybuchnął śmiechem.
- Fajnie, że cię to śmieszy, ale ja mówię na serio.
- Jade, żartujesz?
- Nie, Harry, nie żartuję - odpowiedziałam poważnie.
- Niby po co?
- Jak to po co? Żebyś coś zrobił ze swoim talentem! I dlatego, że ja chcę - dodałam cicho. - Przecież sam mówiłeś, że chciałeś coś robić w tym kierunku, że lubisz to. Masz teraz szansę
i to ogromną bo to X-Factor.
- Ty też lubisz śpiewać i umiesz, więc ty też pójdziesz, tak?
- Nie , ja nie, bo nie chcę.
- Ale ja chcę, żebyś poszła, tak samo, jak ty chcesz, żebym ja się zgłosił.
- Jak ja pójdę, to ty pójdziesz?
- Tak - odparł zdecydowanie.
- Dobrze, ty pójdziesz za dwa tygodnie, a ja w przyszłym roku - zaproponowałam.
- A może duet?
Zaśmiałam się i pomyślałam, że nie, bo nie chcę, żeby stracił wspaniałe możliwości jako solista.
- Nie, nie, osobno.
- Dobrze. Pójdę. Ale co mam zaśpiewać? - zapytał. - A gdzie i kiedy to jest? - dodał po chwili.
- W Londynie, w tej dużej hali, wiesz której, od 11, za dwa tygodnie, w sobotę.
- Na Oxford Street?
- Tak, tak - mruknęłam.
- Będziesz?
- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się.
- Harry, jedź z Gemmą na zakupy - usłyszałam kobiecy głos w tle.
- Muszę - zaczął chłopak ale mu przerwałam.
- Kończyć, wiem, słyszałam.
- Kocham Cię, wiesz o tym? - mruknął na koniec.
- Wiem. Ja ciebie też - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Westchnęłam głośno i odłożyłam telefon na szafkę. Powoli zaczynało mnie to wszystko bardziej boleć. To, że nie widzę się z nim codziennie i, że rozmawiamy max. godzinę przez telefon. Zaczynało mi coraz bardziej brakować widzenia jego twarzy i smakowania jego ust.
Niby tak blisko, a tak daleko. Po obiedzie wybrałam się do kina z Ashley, a później poszłyśmy do baru, gdzie spotkałyśmy Andy'ego. Ubrany w białą koszulę i brązowe rurki, podszedł do nas z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Oo, Ashley - krzyknął wesoło i rozłożył ręce, by się do niej przytulić.
Dziewczyna odwzajemniła gest i miło się uśmiechnęła.
- Nie było cię na imprezie, tęskniłem!
Zaśmiałyśmy się. Teraz jego wzrok przeszedł na mnie.
- Jade - wycedził. - Szybko się zmyłaś, hę?
Uniosłam brwi do góry i skrzywiłam się.
- Ja? - dotknęłam wskazującym palcem swojej klatki piersiowej. - Ja? - powtórzyłam. - To ty - wskazałam na niego - zaliczyłeś zgon po pięciu godzinach imprezy i zostawiłeś dom na pastwę losu.
Gdyby nie ja i Steve ...
- Steve? - wyraźnie się zdziwił. - A co on u diabła robił u mnie na chacie?
Pokręciłam głową, równie nie znając przyczyny.
- Mówił mi, że się przyjaźnicie - mruknęłam i spojrzałam na niego, a on usiadł przy barze, tuż obok nas.
Ashley przysunęła się do mnie, wsłuchując się w rozmowę.
- Przyjaźnimy? - prychnął. - Chyba w innym świecie. Szczerze gościa nienawidzę.
- Mnie mówił inne rzeczy.
- Chwalił może twoje oczy i włosy?
Próbowałam sobie przypomnieć, jednocześnie drapiąc spód kieliszka z białym winem. Po chwili kiwnęłam twierdząco głową.
- Opowiadał ci o swoich studiach i planach na przyszłość?
Kiwnęłam głową.
- Zaproponował wyjazd do Afryki?
Powtórzyłam gest i lekko się przeraziłam.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytałam, obawiając się odpowiedzi.
- Czekaj, czekaj - wystawił dłoń, pokazując mi, żebym wyluzowała. - Ostatnie pytanie. Zauroczyłaś się w nim?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, skąd. Mam chłopaka.
Wtedy to on uniósł brwi do góry i otworzył szeroko oczy.
- Serio? Kto to? Skąd jest? Ile lat? Przyjdź z nim kiedyś na imprezę.
- Dobrze, dobrze, ale nie zmieniaj tematu. Skąd wiesz, o czym rozmawiałam ze Steve'm?
- Steve to typek z przeciwnej klasy. Na początku się kumaliśmy, ale przestaliśmy, gdy odbił mi dziewczynę. Pierwszą, później drugą. Tłumaczyły się, że je 'zauroczył' swoimi opowieściami, a na mnie nagadał same złe rzeczy. Od tamtej pory strasznie po sobie ciśniemy i chyba to się nigdy nie zmieni.
- I to co mówił wczoraj do mnie, mówił też do tamtych dziewczyn? - spytałam.
- Tak, dokładnie tak. Słowo w słowo.
- Heh - mruknęłam. - Wydawał się miłym i normalnym chłopakiem.
- Stereotypy mylą - podsumował i zamówił dla siebie drinka. - A i proszę cię, nie spotkaj się z nim, nie jest bezpieczny.
- A co, jeśli nie uda mu się zdobyć dziewczyny, do której zarywa? - wtrąciła się Ashley.
Andy pokręcił głową i wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Zawsze wszystkie na niego leciały, Jade jest pierwszą, która mu się postawi. Bo mam nadzieję, że to zrobisz? - spojrzał na mnie.
- Nigdy nie zdradziłabym Harrego - powiedziałam poważnie. - Nawet gdyby ten cały Steve - zaakcentowałam jego imię - przynosił mi kwiaty i inne duperele.
- Nie, on nie z tych.
- A z jakich? - zapytała Ash.
Andy tylko się uśmiechnął, przechylił kieliszek, kiwnął nam głową na pożegnanie i wyszedł z baru. Spojrzałyśmy się na siebie, wzięłam łyk wina i zapytałam:
- Myślisz, że to prawda?
- Wiesz, nie ma powodu, dlaczego Andy miałby kłamać. Przyjaźnimy się od przedszkola, kiedyś byliśmy prawie nierozłączni.
Stwierdziłam, że ma racje, jednak później dodałam od siebie, że przecież nic nie wiadomo.
- W końcu Steve odebrał mu dwie dziewczyny. Andy może chcieć się tak mścić na nim.
- Jak? - zapytała Ash, nie wiedząc o co mi chodzi.
- Gadając na niego złe rzeczy - oznajmiłam.
- Co ty. Faceci to nie baby.
- No co ty nie powiesz? - zaśmiałam się.
Po kilku minutach wyszłyśmy z baru i wróciłyśmy do domu.

_________
6 komentarzy - NEXT ! <3
Wiem, że nudno, wiem. :[ |hug. <3

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 1 :"A co? Ktoś jest nim zainteresowany?"


Na imprezę pojechałam swoim samochodem - Mini Cooperem, koloru czerwonego. Lekko niepewna, postawiłam pierwsze kroki na schodkach do drzwi i zapukałam głośno. Z tyłu domu, ba, willi, dobiegała głośna, hucząca na całe Cambridge, muzyka, krzyki i piski dziewczyn i co jakiś czas pluskanie wody. Nikt nie podszedł do drzwi, wobec czego, zapukałam jeszcze raz, a później po prostu zadzwoniłam dzwonkiem, który sprytnie ukryty był za zwisającymi z balkonu, długimi liśćmi paproci. Dalej nic. Wywróciłam oczami i zeszłam z powrotem na podjazd, szukając jakiegoś bocznego wejścia do ogrodu.
- No przecież już byłam u Andy'ego. Miał tu gdzieś furtkę - mruczałam do siebie, rozglądając się.
- Oo, proszę, kto przyszedł - usłyszałam męski głos i uniosłam głowę do góry. Na balkonie, tuż nad tarasem, stał gospodarz domu, uśmiechnięty od ucha do ucha i jak zwykle, wyglądający perfekcyjnie.
Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam chwiać się na nogach, gdyż stopy zaczęły pomału odczuwać ból, od jakże wysokich obcasów.
- Może mnie wpuścisz? Czy nie jestem tu mile widziana? - przymknęłam jedno oko.
Pokręcił głową i zaczął się śmiać.
- Już cię wpuszczam - odparł i zniknął w głębi pokoju.
Po chwili drzwi frontowe otworzyły się, a ja weszłam do środka. Rozejrzałam się po jego posiadłości, ale w sumie nic się nie zmieniło od czasu ostatniej imprezy, która była tuż po zakończeniu szkoły, czyli jakieś trzy tygodnie temu. No, może było tu teraz więcej ludzi i .. bałaganu. Gdzieniegdzie na ścianach wisiały dyplomy, a na szafce, w samym centrum hallu, stał ogromny, złoty puchar, który udało im się zdobyć pod koniec semestru w zawodach sportowych, automatycznie awansując do kolejnych. Zaproponował mi kawę, herbatę, ale odmówiłam, bo szczerze mówiąc miałam ochotę napić się czegoś z procentami.
Weszliśmy wspólnie do ogrodu, tym samym, zwracając uwagę wszystkich ludzi tam się znajdujących.
Niektóre dziewczyny patrzyły na mnie z nienawiścią, chociaż nie wiem dlaczego. Przecież z nim nie byłam. No ale tak. Najlepiej ocenić kogoś i mówić o nim po swojemu, nie znając jego historii Przecież tak najprościej. Usiadłam na kanapie przy basenie, a po chwili dołączyła się do mnie ruda dziewczyna,
z masą piegów na nosie.
- Hej - powiedziała wesoło i wystawiła dłoń.
- Hej - przywitałam się z nią.
- Jesteś z Andy'm?
- Niee, to mój kolega od przedszkola, nic między nami nie ma - sprostowałam.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, zmarszczyła czoło, ale w końcu chyba zrozumiała, że mówię prawdę, bo uśmiechnęła się.
- A co? Ktoś jest nim zainteresowany?
- 3/4 szkoły. A głownie Missy.
- O tak, ona to już od początku.
- Nie mów jej nic, ale jest o ciebie chorobliwie zazdrosna.
- O mnie?! - zaśmiałam się. - Niby dlaczego?
- Ładna, popularna, zgrabna. Chłopcy na ciebie lecą. Do tego jesteś dosyć ciekawa pod względem charakteru, ciężko jest cię zdobyć, a to ich bardziej pociąga - wyjaśniła.
- No to już ich nie ma co pociągać, bo jestem zdobyta - odpowiedziałam pewnie. - O ile można to tak nazwać.
- Oo, Missy się ucieszy! - zaśmiała się. - Żartuję. Nie no, w sumie nie żartuję, ucieszy się - powtórzyła.
- Przyjaźnicie się? - zapytałam.
- Ym.. jest tylko 'Rosie, przynieś mi to, Rosie, przynieś mi tamto' - można to nazwać przyjaźnią?
Wzruszyłam ramionami. Porozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, a później poszłyśmy się napić.
W pewnym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Na wyświetlaczu pojawiło się imię, które wzbudzało we mnie ogrom przemiłych wspomnień.
- Halo? - krzyczałam, próbując przebić się przez krzyki.
- Jade? Możemy pogadać?
- Jasne, poczekaj.
- CO?! - wydał z siebie dźwięk.
Zachichotałam i wyszłam na podjazd.
- Halo? - zawołał ponownie.
- No halo, halo. Coś się stało?
- To znaczy, nie wiem czy uda mi się przyjechać do ciebie.
Zmarszczyłam czoło.
- Czemu?
- Siostra wymyśliła jakiś rodzinny obiad, mówiłem jej, że już jestem umówiony, ale ona pozapraszała babcie, dziadków, wujków - wymieniał.
- Nie przejmuj się, spotkamy się za kolejny tydzień - przerwałam mu.
Starałam się zachować spokój, ale po chwili zaczęło dochodzić do mnie, że tego właśnie się obawiałam. O tym właśnie mówiłam na kolonii. Zabraknie nam czasu dla siebie. On jednak nie chciał słuchać, to teraz sam zobaczy. Tyle, że ja ... pozwoliłam sobie w to uwierzyć.
- Na pewno?
- Tak - szepnęłam.
- Przecież słyszę, że nie.
- Kochanie, naprawdę jest okej. Jakoś wytrzymam - dodałam. - A teraz? Co robisz? - zmieniłam temat.
Usłyszałam szelest, jakby kartek papieru.
- Układam piosenkę - odpowiedział zadowolony.
Zrobiłam minę 'podziw' i uśmiechnęłam się do siebie.
- Dla mnie? - mruknęłam.
- Mhm. Jak się spotkamy, to ci pokażę. A ty? Co robisz? Chyba jesteś na jakiejś imprezie? Bo słyszałem muzykę.
- No, tak. Kolega obok robi małe - zaakcentowałam to słowo - party.
- JADE! - krzyknął z ogrodu Andy.
- Dobra, to ja kończę, zadzwonię jutro, okej?
- Kocham cię - powiedział szybko i rozłączył się.
Schowałam telefon z powrotem do torebki i wróciłam do ogrodu.
Impreza z godziny na godzinę coraz bardziej się rozkręcała. Słowo daję, była o wiele bardziej 'niebezpieczna', niż te w Miami. Andy lekko wstawiony, cały czas przystawiał się do mnie, ale ja, znając go już od bardzo dawna, wiedziałam, że nie należy się nabierać na jego teksty. Generalnie był dobrym chłopakiem, przykładnym synem. Pomagał rodzicom - w miarę możliwości, bo wiadomo jak to z tym sprzątaniem u młodzieży jest (w sumie, to jesteśmy już dorośli, ale rodzice zawsze będą nas traktować jako swoje 'dzieciątka'). Po wakacjach wybierał się na uczelnię. Był o rok wyżej niż ja. Co prawda nie poszedł na żadną medycynę, nic z tych rzeczy. Dostał stypendium do szkoły sportowej, bo to było jego pasją. Czasami jednak przeginał. I to znacznie. Poprzez ciągłe sukcesy, powodzenie, wydawało mu się, że może mieć wszystko. Zarywał do każdej dziewczyny. Wiązał się z nimi (o ile w ogóle) na kilka dni, później zrywał i podrywał kolejną. Do mnie także startował i uwierzcie mi, naprawdę ciężko było się oprzeć, na szczęście udało mi się. Nie wnikajmy, że to po prostu dlatego, że zachorowałam na wirusa żołądkowego i nie było mnie w szkole, a później znalazł nową.
Ja wiem, że mu się OPARŁAM.
Tym razem też zagadywał do mnie, ale znacznie bardziej chwiał się na nogach.
- Andy, może powinieneś iść się położyć, co? - zaproponowałam, wystawiając przed siebie dłonie, by przytrzymać, jego upadające na mnie, ciało.
Coś wymamrotał pod nosem, ale mało zrozumiałam i nie widząc żadnej osoby, która mogłaby to zrobić za mnie, zarzuciłam jego ramię na swoją szyję i zaczęłam iść w kierunku domu.
- Hej, może ci pomóc? - podbiegł do mnie chłopak, na około 21 lat, wysoki, brunet, o zielonych oczach. - Steve - wyciągnął rękę.
- Jade - odparłam tylko i uśmiechnęłam się, gdyż nie miałam jak odwzajemnić gestu.
- A, jasne, rozumiem - powiedział, kiedy zorientował się o mojej sytuacji. - Pomogę ci.
Podszedł do Andy'ego i zarzucił jego lewą rękę na swój kark.
 Doszliśmy do domu, chłopak otworzył drzwi i powoli, po schodach wtoczyliśmy się do jego pokoju. Zrzuciliśmy go na łóżko,
a ten zaczął się śmiać i coś marudzić. Pokręciłam tylko głową
i westchnęłam głośno.
- Powtórka z przed tygodnia - mruknął chłopak.
Uniosłam brwi do góry i założyłam ręce na biodra.
- Tydzień temu też robił imprezę?
Pokiwał głową i wskazał na drzwi.
- Idziemy? - uśmiechnął się.
Podążyłam za nim.
_______________
nudny, tak wiem, rozkręci się. |hug. <3

Jeżeli chcesz być informowana/y o nowych rozdziałach podaj mi swojego twittera, fb czy też gg. :)

środa, 12 grudnia 2012

This is not like i was thinking.



THIS IS NOT LIKE I WAS THINKING

Wpadłam do pokoju, po drodze taranując młodszą siostrę, wpięłam ładowarkę do kontaktu
i podpięłam do niej telefon. Szybko nacisnęłam srebrny, podłużny guzik na górze komórki
i wpisałam kod.
- A co ty tak się spieszysz, że nawet się nie przywitałaś? - usłyszałam mamę.
Odwróciłam się i zobaczyłam śliczną, brązowo-włosą kobietę, opierającą się o ścianę.
- Maamoo - krzyknęłam i rzuciłam się jej w ramiona. - Tęskniłam.
- Ja też! Opowiadaj, jak było?
- Poczekaj chwilkę - odparłam i z powrotem podeszłam do sprzętu. Uśmiechnęłam się szeroko, bo na ekranie wyświetliło mi się 10 połączeń nieodebranych i 5 sms'ów od Harrego.
Mama, nieco zdziwiona moim zachowaniem podeszła do mnie i starała się zerknąć w telefon, jednak ja przechyliłam go do siebie i pokręciłam przecząco głową.
- No moment ! - powiedziałam, śmiejąc się, wcisnęłam zieloną słuchawkę.
Po trzech sygnałach usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka. Serce strasznie waliło mi z radości.
- Hej słońce, dotarłaś już do domu?
- Tak. Przepraszam, że nie odbierałam, ale telefon mi padł i dopiero teraz podłączyłam go do ładowarki, a ty?
Mama usiadła na łóżku, z zachwytem wsłuchując się w rozmowę. Nie miałam zamiaru jej wyganiać. Miałyśmy wystarczająco dobre kontakty, żebym mogła jej mówić o swoich problemach, chłopakach i ogólnie wszystkim.
- Ja właśnie dojeżdżam, ale zdążyłem już opowiedzieć swojej mamie o tobie i bardzo chce cię poznać.
- BARDZO ! - usłyszałam w tle, a później śmiech Harrego.
- Sama widzisz - dodał.
- Miło mi, powiedz, że ja również z miłą chęcią ją poznam - mruknęłam i uśmiechnęłam się do siebie.
- Tęsknię, wiesz?
- Ja też i to strasznie. Kiedy się spotkamy? - spytałam, pełna nadziei, że odpowie, że niedługo.
- Niedługo - odetchnęłam z ulgą. - Może w tę sobotę?
- Jasne! Ty tu, czy ja tam?
- Jak ci wygodniej.
- Hmm - zastanawiałam się. - Ty tu. A później ja tam.
Zaśmiał się.
- Nie ma sprawy, dla ciebie wszystko.
- Awwww! - zarumieniłam się i spojrzałam na mamę, która prawie skakała po łóżku z podekscytowania. - Dobra, muszę kończyć, bo moja rodzicielka zaraz tu wikituje, jak jej wszystkiego nie opowiem. Zadzwonię później. Pa - odparłam czuło.
- Pa, Jade - rozłączyłam się.
- Mamo? - spojrzałam na nią, lekko przerażona.
- OPOWIADAJ! Masz chłopaka?!
Wywróciłam oczami i siadłam koło niej.
- Yep.
- Jak ma na imię? Ile ma lat? Skąd jest? Gdzie się uczy? - zadawała pytania.
- Harry, 19. Jest z UK, z Holmes Chapel. Gdzie się uczy? No pewnie w jakiejś szkole, myślę, że w jednej z tych dobrych.
- Holmes Chapel - mruknęła. - Trochę daleko od nas...
- No wiem, ale damy radę. Naprawdę go kocham.
- Oj córeczko - powiedziała i przyciągnęła mnie do siebie, a następnie przytuliła mnie mocno.
- Proszę cię, nie mów mi, że trzy na pięć związków na odległość nie ma szans przetrwania, bo za takim myśleniem, na pewno długo nie wytrzymamy.
Pokręciła przecząco głową.
- Nie mam zamiaru - uśmiechnęła się. - Co chcesz na obiad?
Pobiegłam z nią do kuchni i zaczęłam przygotowywać pyszne spaghetti z sosem serowym.
***
Po południu skończyłam rozpakowywanie, następnie zadzwoniłam do Harrego i umówiliśmy się na następny weekend u mnie. Weszłam na facebooka, a tam wyskoczyło mi pięć tysięcy zaproszeń do znajomych, w tym Harry i reszta chłopaków, ale też ludzie, których w ogóle nie znałam. Przyjęłam większość, a później ustawiłam sobie status na 'W związku z Harry Styles'.
- Awww - jęknęłam i uśmiechnęłam się szeroko, gdy zobaczyłam potwierdzenie.
W pewnym momencie dostałam wiadomość o treści :

"Siemano Jade ! Dzisiaj robimy imprezę u Andy'ego, wpadasz?"

Andy. Lat 20. Przystojny chłopak, na którego w szkole lecą wszystkie dziewczyny. Bardzo popularny, kapitan drużyny (koszykówka). Do tego, w miarę dobrze się uczył. Bogaty. Czego tu więcej pragnąć?
Zastanowiłam się chwilę.
- Mamo? - zawołałam. - Mogę iść do Andy'ego na imprezę?
- Nie jesteś zmęczona?
- Nie, w sumie to nie. Pójdę na chwilę i wrócę przed północą.
- Przed 23 - wtrącił się tata.
- Dobrze, przed 23 - zgodziłam się i spojrzałam na zegarek. - Ej, ale jest 18! Tylko 5 godzin?
- A to mało? - krzyczał z dołu.
Machnęłam ręką i rzuciłam się w kierunku szafy.

________________
rozdział krótki, ale tak prosiliście, to macie.
następne będą ciekawsze . ; ) |hug!

niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 16 : "You always will be mine SUMMER LOVE"


Proszę o zwrócenie uwagi na końcowe słowa piosenki, które idealnie wpasowały się w sytuację mojego bloga. ;D Miłego czytania !
___
Obudziłam się, ale Harrego już nie było. Zamiast tego, na swoich łóżkach smacznie spały dziewczyny. Uśmiechnęłam się do siebie, wspominając noc, która była najlepszą w moim życiu. Dotknęłam po kolei każdej części ciała, na której spoczywały pocałunki chłopaka. Przejechałam ręką po obojczykach, śmiejąc się do siebie. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na zegarek. Było po ósmej. Została nam jeszcze godzina do śniadania, ale ja wyskoczyłam od razu z łóżka i zaczęłam się ubierać. Chciałam jak najszybciej zobaczyć się z Harrym. Mój dobry humor, który objawił się skakaniem po pokoju, obudził dziewczyny.
- Jejuu, co ty tak hałasujesz?
- Jest już po ósmej, wstawajcie, bo nie zdążymy na śniadanie.
- Ty, młoda - mruknęła Ashley, przekręcając się na brzuch i spoglądając na mnie. - Jak było? - uniosła brwi do góry, a reszta dziewczyn nastawiła uszu.
Usiadłam na łóżku, wywracając oczami.
- Wspaniale - odparłam w końcu.
Uśmiechnęły się do siebie, a Alex z Mikeylą przybiły sobie piątki.
- Dziękuję wam - dodałam i podeszłam, by się do nich przytulić.
- No, ale opowiadaj nam, co robiliście, ze szczegółami.
- Jeszcze czego! - krzyknęłam. - Tajemnica - szepnęłam nieco ciszej i wróciłam do wybierania ubrania. Zdecydowałam się na http://www.polyvore.com/cgi/set?id=64609343&.locale=pl.
Włosy podzieliłam na dwie części i zarzuciłam na przód. Rzęsy tradycyjnie pociągnęłam tuszem, usta potraktowałam arbuzową pomadką.
- Okej, ja idę już, dobra? - zawołałam z łazienki.
- Nom - odpowiedziały chórem. - Spotykamy się na stołówce?
- Tak - krzyknęłam i zamknęłam za sobą drzwi.
Pobiegłam schodami na trzecie piętro i zapukałam do pokoju chłopaków.
Otworzył mi Louis, stojący w samych bokserkach.
- Siema, szukasz Harrego?
Kiwnęłam głową.
- Leży u mnie w łóżku - odparł i uśmiechnął się.
Mina mi zrzędła, a sama zmarszczyłam czoło.
- Żartowałem, żartowałem, jest cały twój - dodał i zaczął się śmiać, na co i ja odpowiedziałam śmiechem.
- Wystraszyłeś mnie! - oznajmiłam i zapytałam, gdzie mogę go znaleźć, gdyż zdążyłam zauważyć, że nie było go w pomieszczeniu.
- Mówił, że idzie do ciebie. Pewnie pojechał windą.
Zachichotałam i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Pożegnałam się z Louisem i śpiącymi jeszcze Niallem, Zaynem i Liamem i z powrotem wróciłam do pokoju. Otworzyłam szybko drzwi, ale nie zastałam tam Harrego.
- Gdzie on jest?
- Kto? - zapytała Alex.
- No Harry. Był tu?
- No był, ale mu powiedziałyśmy, że poszłaś do niego.
- Dżizasssssssss ! - syknęłam, unosząc ręce do góry.
Wyszłam z pokoju i stanęłam przy windzie, wciskając srebrny guzik. Drzwi otworzyły się, a ja poczułam motylki w brzuchu. Opierał się o jedną ze ścian windy, zupełnie wyluzowany.
- Hej - mruknął i uśmiechnął się.
Zrobiłam krok do przodu, no może dwa i po chwili znalazłam się już w jego objęciach.
Pocałowałam go namiętnie w usta i odpowiedziałam:
- Hej.
- Szkoda, że nie mogliśmy się obudzić razem, ale musiałem wyjść, jeszcze by Sellodowa coś zauważyła i byłoby kiepsko.
- Wiem, rozumiem.
Winda stanęła na 1 piętrze, a do niej wsiadła Cassandra i koleżanki. Uśmiechnęła się do Harrego, a na mnie spojrzała z zażenowaniem. Harry nawet nie zwrócił na to uwagi, tylko wciąż wpatrywał się w moje oczy.
- Harry, robimy dzisiaj z dziewczynami imprezę w naszym pokoju. Wpadasz z chłopakami?- zapytała, pełna nadziei.
- Y ... Myślę, że ... - przeciągał. - Myślę, że spasuję - odpowiedział szybko, a na jego twarzy wytworzył się sztuczny uśmiech.
- To nie - prychnęła i wyszła z windy, z pełną gracją.
- Czemu jesteś taki niemiły?
Zrobił zdziwioną minę.
- Skoro ona była "niemiła" dla ciebie, ja będę niemiły dla niej, jasne?
Pochylił się i pocałował mnie w czoło. Następnie złapaliśmy się za ręce i udaliśmy na stołówkę.
***
- Dzisiaj mamy przedostatni dzień kolonii - mówiła głośno p. Sellod. - A właściwie to już ostatni, ponieważ jutro po obiedzie wyjeżdżamy. Proszę was, żebyście dzisiaj, w przerwie poobiedniej, zapakowali już swoje walizki, większość rzeczy, których już na pewno nie będziecie nosić, wszelkie prezenty, pamiątki. Chcemy, aby jutro wszystko wyszło w miarę sprawnie, więc nie zostawiajcie nic na ostatnią chwilę. Wieczorem - zadecydujemy później - czy wybieramy się gdzieś razem, czy damy wam czas wolny - mówiła. - A teraz smacznego -dokończyła i usiadła przy stole. Zaczęłam martwić się przyszłością. Wobec czego, zamiast jeść, tylko dłubałam widelcem w makaronie.
- Co jest? - zapytał loczek, przełykając jedzenie.
- Nic - odparłam, prawie, że szeptem.
- No przecież widzę - mruknął. - Pewnie znowu myślisz o tym, że to koniec obozu i będziemy musieli się rozstać?
- Widzisz? Sam się do tego przyznałeś - skwitowałam i odłożyłam widelec.
Oparłam łokcie na stole, a głowę na dłoniach.
- Nie, nie - pokręcił głową. - Ja tylko wyraziłem słowami to, o czym ty teraz myślisz. Znam cię na wylot, kochanie.
Skrzywiłam się.
- Proszę cię, spędźmy te ostatnie godziny w miłej atmosferze, bez żadnych tam, obrażań się, smutań i tego typu rzeczy okej? Co będzie, to będzie.
Pomachał mi sztućcem przed oczami, na co ja tylko się uśmiechnęłam i przejęłam go, zabierając się do jedzenia.
***
- Ashley, a ty to gdzie właściwie mieszkasz? - zapytał Liam, wracając z Ashley pod rękę.
- Głupku, mówiłam ci już ze trzy razy, że tam gdzie Jade.
- Aaaa, no faktycznie, faktycznie, zapomniałem. No ja teraz w centrum Londynu. Trochę daleko, ale będziemy się spotykać, no nie?
- Tak, oczywiście. To też ci mówiłam ze trzy razy - zaśmiała się i lekko popchnęła go w lewą stronę, a on ją w prawą.
Starałam się zachowywać jak moja przyjaciółka. Może była w mniej poważnym związku z Liamem, niż ja z Harrym, ale doskonale wiedziałam, że kocha go równie mocno. Mimo tego, nie myślała o tym wszystkim tak pesymistycznie jak ja. Prawdopodobnie dlatego, że była już kilka razy w związkach i wie już jak to jest. Ludzie się schodzą i rozchodzą. Ja jednak nigdy nie skosztowałam takiego uczucia jak wtedy i po prostu bałam się je utracić. Tak. Bałam się. Bałam się, że kiedy obóz się skończy, my pojedziemy w różne strony Wielkiej Brytanii i już po mojej całej miłości. A to zapewne cholernie boli. Ba, na pewno boli. W sumie to przekonałam się już trochę o tym, kiedy Harry odwrócił się ode mnie po tej sprawie z pijanymi gościami z baru. Nigdy w życiu nie chciałabym stanąć w podobnej sytuacji. Chodzi tu też o dziewczyny. Natomiast wiedziałam, że ta rozłąka w końcu nadejdzie i tego nie zatrzymam. Nie zatrzymam samolotu. Nie zmienię miejsca zamieszkania, by móc być przy nim.
     Szłam w stronę pokoju, tym razem bez Hazzy, ponieważ ten został z Niallem i Zaynem po drugą porcję lodów. Żarłoki z nich. Ogromne żarłoki.
Wsiadłam do windy, a następnie weszłam do pokoju. Spod łóżka wyciągnęłam swoją wielką walizkę i otworzyłam jej dwa skrzydła. Rozsunęłam wszystkie kieszenie, wywaliłam całą szafę na łóżko i zaczęłam porządkować. Podłączyłam jeszcze wcześniej telefon pod mini głośniki i puściłam sobie piosenkę Adele "Someone Like You". Zawsze się przy niej wzruszałam, i tym razem również nie było inaczej. Ale tak już jest. Człowiek musi sobie czasami popłakać, wtedy robi mu się lżej. Albo gorzej. Nie no, zazwyczaj lepiej, bo wypłacze wszystkie problemy i smutki. Chwilę później do pomieszczenia wtargnęły Alex, Ash i Mikeyla i zaczęły robić to samo, gadając przy tym głośno.
- Czyje to? - spytała Alex, podnosząc bluzkę do góry.
Odwróciłam się, by zobaczyć o czym mówi.
- Moje - szepnęłam, zgarnęłam rzecz i pociągnęłam nosem.
- Ja chcę tu zostać - powiedziała smutno Ashley i zerknęła na nas.
- A kto nie chce? - mruknęłam i westchnęłam.
W tym momencie usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Otarłam łzy z policzków i nacisnęłam klamkę. Kiedy zobaczyłam tam stojącego Harrego, nieco przygnębionego, nie potrafiłam się powstrzymać i woda znów zaczęła strużkami płynąć z oczu. Przytulił mnie, wycofał się i zamknął drzwi, tak, że staliśmy na korytarzu. Próbowałam się uspokoić, ale im bardziej wtulałam się w niego, tym bardziej uświadamiałam sobie, że to koniec. Pogładził mnie dłonią po włosach, uciszając mnie. Pociągnęłam nosem, wzięłam głęboki wdech i pokręciłam głową.
- Wiesz, że to koniec?
Wywrócił oczami. Widziałam, że jemu też było ciężko i miał już dość powtarzania, że to dopiero początek, że nic się nie skończy.
- Nie mów tak - wydukał.
- Wiem, jakie jest twoje zdanie na ten temat, ale moje też znasz - przerwałam mu.
- Czy ty naprawdę tak chcesz spędzić ostatni dzień?
Wyciszyłam się. Słychać było tylko szybkie bicie mojego serca i co jakiś czas, lekkie pociągnięcia nosem.
- No właśnie - odparł i pocałował mnie w czoło. - Idź, dokończ pakowanie, ja tez muszę się za to zabrać, a później wyjdziemy gdzieś razem, wszyscy, całą paczką i spędzimy świetny wieczór, którego nie zapomnimy do końca życia, ok?
- Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie już była taka noc, której nic nie zastąpi - zagryzłam wargę, a wspomnienia powróciły.
Uśmiechnął się tylko, zapatrzył w podłogę i znów wydał z siebie dźwięk radości.
- Idę - mruknął i uczynił jak powiedział.
Wróciłam do pokoju i od razu zostałam zbita pytaniem :
- I co? Przemówił ci do rozsądku? - Mikeyla stanęła przede mną i spojrzała mi w oczy.
Pokiwałam głową.
- No właśnie, nie mazgaj się, tylko postarajmy się spędzić ten wieczór jak najlepiej się da, jasne?! - krzyknęła Alex i zaśmiała się, gdyż przez przypadek stanik, wystrzelił jej z palców i wylądował na głowie Ashley.
Wybuchłyśmy śmiechem i padłyśmy na łóżka.
***
Opiekunowie, razem z nami, zdecydowali, że wybierzemy się na dużą dyskotekę, która miała odbyć się na ... plaży! Na koniec zaplanowane było ognisko, pieczenie kiełbasek i śpiewanie piosenek. Założyłam : http://www.polyvore.com/cgi/set?id=64613559&.locale=pl i po przeliczeniu, wyruszyliśmy w kierunku plaży.
Przez pierwsze trzy godziny, świetnie bawiliśmy się, tańcząc i ganiając po piasku.

Wszędzie porozkładane były kolorowe lampki, a ja sama, kompletnie nie miałam pojęcia gdzie było źródło prądu, jak oni przynieśli tu te ogromne głośniki ... tajemnicze. Później odbyło się ognisko, rozłożyliśmy koce w kółku jak na początku obozu, kiedy przyszliśmy tu, by się poznać. W trakcie śpiewaliśmy mnóstwo znanych i tych mniej popularnych piosenek, Niall i momentami Harry, przygrywali nam na gitarze. Gdzieniegdzie dołączali się inni chłopcy, którzy również umieli grać na instrumentach. Wydaje mi się, że lepiej, ostatniego wieczoru, spędzić się nie dało.
***
Następnego dnia, od samego rana, wszyscy chodzili bardzo przygnębieni, jedynie uśmiechali się sztucznie, gdy prosili ich o to opiekunowie. Nie ukrywajmy. Nie chcieliśmy, żeby tak wspaniała kolonia już się kończyła. Każdy z nas kochał coś w Miami i nie uśmiechało mu się, by stąd wyjeżdżać. Po śniadaniu zapakowaliśmy walizki do autokaru, zajęliśmy sobie miejsca, a później mieliśmy jeszcze godzinę czasu wolnego.
- Chodź ze mną - pociągnął mnie za rękę Harry.
Wspięliśmy się po małych skałkach, aż w końcu usiedliśmy na szczycie wielkie góry, skąd widać było całe miasto.
- Abyś mnie nie zapomniała - zaczął mówić, ale ja przerwałam mu szybko.
- Nigdy nie zapomnę.
Uciszył mnie i mówił dalej :
- Mam coś dla ciebie - sięgnął do prawej kieszeni spodenek. - Odwróć się.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- No, odwróć się i odgarnij włosy do przodu.
Wykonałam polecenie i zaczęłam się cicho śmiać. Nagle poczułam jego delikatne dłonie wokół mojej szyi. Usłyszałam ciche 'brzdąknięcie' i spojrzałam na swój dekolt. Na srebrnym łańcuszku, wisiała mała literka "H" z czterema drobnymi diamencikami. W oczach pojawiły mi się łzy.
- Jak w High School Musical? - szepnęłam i z powrotem odwróciłam się do niego, patrząc mu w oczy.
- Co?
Zaśmiałam się.
- Jak w High School Musical. Troy dał taki naszyjnik Gabrielli - wyjaśniłam.
- Uwierz, nie był moją inspiracją.
Uśmiechnęłam się.
- Nosząc ten naszyjnik, będziesz czuła się, jakbym był cały czas przy tobie..
- Wreszcie dotarło do ciebie, że się rozstajemy na zawsze, hę?
- Jade, ja od samego początku o tym wiedziałem. I nie na zawsze, ale na jakiś czas.
- To dlaczego zawsze denerwowałeś się na mnie, kiedy o tym wspominałam? Dlaczego ukrywałeś przede mną, że masz takie same przeczucia ? - wyrzuciłam mu, bo już nic nie rozumiałam.
Pokręcił przecząco głową.
- Od samego początku wiedziałem, że nadejdzie moment, w którym będziemy musieli się rozstać. Tak samo jak Liam z Ash, czy Zayn z Alex. Kiedy o tym myślałem, zabijało mnie od środka, ale nie mogłem pozwolić, byś to zobaczyła. Ty się rozkleiłaś i miałaś do tego prawo, a ja musiałem cię wspierać, żebyś cieszyła się tym, że jesteśmy razem, a  nie martwiła tym, że za chwilę wszystko się skończy. I przez to spędziłem najlepsze dwa tygodnie w moim życiu, rozumiesz? - podszedł do mnie i objął moją twarz dłońmi. 
- Rozumiesz? - powtórzył.


'Sprawić, by ostatni czas,
był jak pierwszy czas.
Wcisnąć przycisk
i przewinąć.
 


Pokiwałam głową i pocałowałam go czule.
Siedliśmy jeszcze na chwilę, oparłam mu głowę na ramieniu, a Harry cicho zaczął śpiewać :
Can't believe you're, packing your bags,
trying so hard not to cry.
Had the best time, now it's the worst time,
but we have to say goodbye.
Don't promise that you're gonna write,
though promise that you call.
Just promise that you won't forget we had it all.
Cuz you were mine for the summer, now we know it's nearly over.
Feels like snow in September, but i'll always will remember.

YOU WERE MY SUMMER LOVE, YOU ALWAYS WILL BE MINE SUMMER LOVE.

________
forever and always. |kisses. <3