sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 9: "Bingo!"


Z Andym umówiłam się na godzinę trzynastą. Mieliśmy się wybrać do nowo otwartego muzeum. Wymagany był tam strój dosyć elegancki, więc założyłam czarne rurki, zakupione poprzedniego dnia, koszulę i żakiet, a do tego buty, które również nabyłam na zakupach z Gemmą.
Włosy związałam w wysokiego kucyka i lekko go natapirowałam. Oczy standardowo pociągnęłam tuszem, ale tym razem dodałam użyłam jeszcze eyeliner'a. Zerknęłam na zegarek i odczytałam dwunastą trzydzieści. Zeszłam na dół i natknęłam się na moją mamę, która jak zwykle sprzątała.
- Gdzieś idziesz?
- Tak, do muzeum.
- Z Harrym?
- Nie - zaprzeczyłam szybko. - Z Andym.
- Mhm - mruknęła pod nosem. - Fajnie, że odnowiliście kontakty.
Uśmiechnęłam się.
- A w ogóle to jak było w Holmes Chapel? Nic nie opowiadałaś.
- Było świetnie. Naprawdę. Czułam się jak u siebie. Rodzina Harrego jest bardzo przyjazna i w ogóle. Wczoraj byłam na zakupach z siostrą Hazzy - Gemmą.
- A i te buty to właśnie kupione wczoraj tak? - wyłączyła odkurzacz i wskazała palcem na moje stopy. Kiwnęłam głową. - No, ładne - stwierdziła i zabrała się do sprzątania. - Jade - zawołała mnie jeszcze w ostatniej chwili, gdyż już opuszczałam dom.
- No?
- O której wrócisz? Chciałabym, żebyś zajęła się Lux, bo my z tatą wychodzimy do kina.
Westchnęłam, nieco z grymasem.
- Postaram się jak najszybciej, o której seans?
- Przed siedemnastą musisz być.
- Okej - mruknęłam i zamknęłam drzwi.
Wsiadłam w samochód i po dziesięciu minutach stałam już przed muzeum.


***
Wejście do budynku było bezpłatne. Zdziwiło mnie to, bo zazwyczaj nowo otwarte muzea, zwłaszcza w XXI wieku chcą tylko i wyłącznie
zdzierać z ludzi pieniądze. Na wejściu przywitała nas, ubrana w czarną sukienkę i białe bolerko, pani, która trzymała w rękach tacę, a na niej kilka kieliszków z białym winem. Spojrzałam na Andy'ego ze zdziwieniem i postępując tak jak on, wzięłam podany nam alkohol. Stąpaliśmy po długim, czerwonym dywanie, zgodnie z kierunkiem zielonych strzałek, które wskazywały nam drogę do głównej sali. Po chwili ku mojemu wzrokowi ukazało się ogromne pomieszczenie. Na ścianach, pokrytych kremową farbą, tuż obok siebie wisiało mnóstwo obrazów, oprawionych w złote ramy. Niektóre były mniejsze, niektóre większe. Swoją estetycznością przyciągały do obejrzenia. Zaczęliśmy od ściany, która była po naszej lewej, a później szliśmy zgodnie z kierunkiem ruchu zegara.
"Yo Picasso"
- "Yo Picasso" - odczytał Andy. - Całkiem niezłe.
-Według mnie nic w tym specjalnego - mruknęłam i skrzywiłam się.
Zerknął na mnie podejrzliwie.
- Nie pociąga cię ten jego zielony wąs? - wskazał palcem na zarost namalowanego mężczyzny. Zaśmiałam się.
Vincent Van Gogh
Przeszliśmy dalej.
- Vincent Van Gogh - powiedziałam szybko.
Chłopak spojrzał na mnie, a następnie pochylił się i przeczytał plakietkę z informacją o dziele.
Pokiwał głową z podziwem i odpowiedział:
- Bingo - uśmiechnęłam się dumnie. - Co o tym myślisz?
- Jest dosyć ciekawy. Podoba mi się to, że mieszał kolory, na przykład tu - zrobiłam palcem niewidzialne kółko, otaczając fragment nieba. - Który normalny człowiek wziąłby zielony, żeby namalować niebo? Ja bym się bała - stwierdziłam.
Ominęliśmy trzeci i czwarty, bo nie wydawały nam się ciekawe. Zatrzymaliśmy się przy piątym.
Jasper Johns
"Fałszywy Start"
- Jasper Johns "Fałszywy Start" - oznajmił Andy.
Tym razem to ja się pochyliłam i zdecydowałam przeczytać informację, tym samym, sprawdzić kolegę.
- Bingo - mruknęłam i uniosłam brwi.
Uśmiechnął się.
- Ten mi się na serio podoba. Mogłabym sobie taki kupić - stwierdziłam po chwili, wciąż wpatrując się w płótno.
- Jeśli masz około 80 milionów dolarów, to może muzeum ci odsprzeda.
- Tyle to ja dostaję miesięcznie od taty, nie wiesz? - zażartowałam.
Pablo Picasso
- Niczym London Tipton.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Cii - ktoś szepnął z tyłu.
- Przepraszam - odpowiedziałam, starając się uspokoić.
Kolejny obraz sprawił, że moja ciekawość co do interpretacji Andy'ego wzrosła.
- Pablo Picasso "Les Noces de Pierrette".
- Tak jest - kiwnął głową Andy i przechylił kieliszek, by wziąć łyka wina.
- Teraz twoja kolej.
- Hmm - zamyślił się. - Wiem, że w czasie kiedy ten obraz powstał Picasso był biedny, a jego przyjaciele popełniali samobójstwa. Tworzył takie dzieła, by móc się odstresować i były one pewnego rodzaju azylem, bądź światem, w jakim Pablo chciałby żyć - mówił do mnie, po czym spojrzał z powrotem na obraz - Tu przedstawił tu typowy wieczór bogatych mężczyzn. Wiesz, panienki, ekskluzywny bar i tak dalej. Kto by tak nie chciał?
- Ty się nie musisz o to martwić - stwierdziłam i przeszłam dalej.
Andy przez moment nie ruszył się z miejsca, prawdopodobnie przetwarzał w mózgu wypowiedziane przeze mnie słowa. W końcu zerwał się i dogonił mnie.
- To znaczy?
- No przecież jesteś bogaty, możesz robić co chcesz, jak się jedna impreza skończy to na drugi dzień zaczyna się nowa. Życie jak w Madrycie - zaakcentowałam ostatnie słowa.
Gustav Klimt
Stanęłam przy kolejnym obrazie, który jako jedyny, oprawiony był w brązową ramę.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia i nie czekając na odpowiedź Andy'ego, pochyliłam się, by przeczytać dane, jednak on mnie wyprzedził.
- Gustav Klimt, rok 1907, tytuł "Portrait of Adele Bloch-Bauer I".
Klasnęłam delikatnie w dłonie i zatopiłam swój wzrok w namalowanej kobiecie.
- Stworzenie tego zajęło mu 3 lata. Wyobraź sobie ile musiał wykorzystać do tego złota i oleju.
- To jest ze złota?
- No pewnie. Dlatego kosztował 135 milionów dolarów.
Teraz stałam z otwartą buzią. Podszedł do mnie zamknął mi ją poprzez podniesienie opadłej wcześniej brody.
- Bo ci muchy nalecą - mruknął i poszedł dalej.
Ostatnim obrazem, który znajdował się na tej ścianie był obraz Jacksona Pollocka.
- "No. 5, 1948", Jackson Pollock, 1948 rok - powiedzieliśmy na raz, po czym ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.
- Brawo! - przybiłam mu piątkę. - Nie obraź się, że to powiem, ale jesteś mądrzejszy niż myślałam - spojrzałam na niego z podziwem.
Ukłonił się, omało nie wylewając resztki wina i podziękował za 'tak wielki komplement z mojej strony'. Przez następną godzinę obejrzeliśmy resztę obrazów, znajdujących się w tym pomieszczeniu, a później udaliśmy się do drugiej sali, gdzie czekały nas eksponaty,
nawet z czasów prehistorii. Nie powiem, było bardzo ciekawie. Tam jednak oprowadzała nas przewodniczka, pinie strzegąc, byśmy niczego nie dotykali. O godzinie piętnastej czterdzieści pięć, opuściliśmy muzem, wcześniej oddając na tacę, tej samej pani, pusty kieliszek.

***
- Może wyskoczymy na jakiś obiad? - zaproponował, a ja już miałam się zgodzić, kiedy przypomniałam sobie co obiecałam mamie.
- Wiesz co, przepraszam, ale nie mogę. Rodzice wychodzą do kina, a ja muszę zostać z Lux. Niestety nie jest jeszcze wystarczająco duża, by sobie sama poradzić - westchnęłam i ugięłam prawe kolano, przymrużając jedno oko z powodu mocnego słońca. Kiwnął głową na znak zrozumienia i uśmiechnął się.
- Tak czy inaczej, dziękuję za przemiłe popołudnie. Musimy się jeszcze kiedyś umówić na coś takiego. Porobić rzeczy takie jak w dzieciństwie, bo mogę przysiąc, że były to najlepsze lata mojego życia - zaśmiałam się. - Niestety wakacje się kończą, więc zostaną nam tylko weekendy, ale jakoś damy radę, hę?
- No pewnie - odparł z entuzjazmem i podszedł do mnie, by się przytulić.
- To paa! - krzyknęłam wsiadając do samochodu. Zamknęłam za sobą drzwi i pomachałam mu jeszcze przez szybkę, po czym pojechałam w kierunku domu.

***
Zanim Lux wstała, zdążyłam posprzątać w kuchni i łazience. Później nie miałam już 'wolności' bo co chwilę coś trzeba było przy niej robić.
Wykąpałam ją, by nie robić tego później, kiedy będzie zmęczona, bo wtedy nie mogę sobie zwykle z nią poradzić. Płacze, krzyczy i wszystko po kolei. Następnie przygotowałam jej kaszkę w butelce i położyłam ją na kanapie.
Zaczęłam robić głupie miny, by ją rozśmieszyć, po czym podałam jej jedzenie. Usiadłam na kanapie, tuż koło niej, włączyłam kanał muzyczny, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiłam się, bo nie spodziewałam się nikogo. Podparłam Lux z obu stron poduszkami, żeby nie sturlała się z sofy i ruszyłam w kierunku drzwi. Przekręciłam zamek i ujrzałam szeroko uśmiechającego się Andy'ego.
- Hej! - zawołał wesoło. - Mówiłaś, że nie możesz iść na obiad, to obiad przyszedł do ciebie.
Zaczęłam się śmiać i wpuściłam gościa do domu. Wszedł do kuchni i postawił papierową torbę na stole. Popatrzył na mnie i zaczął wyjmować poszczególne produkty, takie jak jajka, mleko, dżem truskawkowy, bita śmietana, kandyzowane wisienki. Zmarszczyłam czoło i zaczęłam zastanawiać się, co wymyślił.
- Co? - spytał i rozłożył ręce na boki, ale po chwili złożył je na piersi. - Nic ci to nie przypomina? - udał oburzonego.
Pokręciłam przecząco głową i uśmiechnęłam się lekko, wciąż próbując sobie przypomnieć.
Machnął ręką i schylił się do szafki, gdzie trzymaliśmy mikser. W pewnym momencie mnie oświeciło.
- MAM ! - klasnęłam w ręce. - Naprawdę?! - pisnęłam podekscytowana.
- Naprawdę co?
- Naprawdę robisz pyszne, grube naleśniki z dżemem, bitą śmietaną i kandyzowaną wisienką na środku?
- TAAAK - krzyknął i zaczął podskakiwać, klaszcząc szybko, parodiując dobrze nam znaną London Tipton z serialu młodzieżowego "Nie ma to jak hotel/statek". - To był nasz przysmak dzieciństwa, a wspomniałaś dzisiaj, że chciałabyś zrobić coś, co ci o tych latach przypomni, więc wziąłem sprawę w swoje ręce.
- Kocham Cię ! - rzuciłam się na niego. - To do roboty - zarządziłam i wyjęłam z szafki dwa fartuchy. Zanim zaczęliśmy szykować posiłek, małą Lux wsadziłam do kojca, gdzie miała dużo zabawek, więc się nimi zajęła.
***
Po ciężkiej harówie posiłek był gotowy. Przygotowaliśmy stół i popijając mrożoną herbatą, zabraliśmy się do pałaszowania. Ten posiłek naprawdę sprawił, że wróciłam do czasów dzieciństwa.
Każdy kęs przypominał mi coś innego,  czym dzieliłam się z Andym.
- Pamiętasz kurnik?
- Cioci Jagody?
- Tak - wybuchłam śmiechem.
- Pamiętam, pamiętam - odpowiedział i zapatrzył się na chwilę w dal. - Mały, niebieski ...
- I śmierdzący - dokończyłam.
Ten kurnik to nie takie byle co. Gdy mieliśmy po około 6-7 lat, pojechaliśmy na wieś do cioci Andy'ego - Jagody. Fajna babka. Pomimo swojego wieku (wtedy około 40 lat), była bardzo wyluzowana i rozumiała potrzeby dzieci, dlatego pozwoliła nam pobawić się na dachu swojego kurnika. Nic w nim nie było, ponieważ wtedy przestała już hodować kury, gdyż zdecydowała się na kupne jajka - mniej roboty. Razem z Andy'm przystawiliśmy drabinę do małej szopki i zaczęliśmy się wspinać. Na czarnym, chropowatym i nieco zniszczonym daszku, urządziliśmy sobie "fabrykę jabłek". Zbieraliśmy owoce, które spadły z drzew i wnosiliśmy na górę, gdzie wkładaliśmy je do długiej, poziomej rynny, popychaliśmy je, później jabłka wpadały do rynny pionowej, a na jej końcu ustawiona była miska. Nie wiem jaki był w tym sens, ale bardzo spodobało nam się to zajęcie i potrafiło wykurzyć nas z domu nawet na cały dzień. Czasami jabłka zastępowaliśmy śliwkami i gruszkami, ale i tak w końcu dochodziliśmy do wniosku, że one nie toczą się tak jak potrzeba i wracaliśmy do jabłek.
- Przypomniało mi się, jak kiedyś wszedłem na drzewo i chwaliłem ci się, że jestem jak Tarzan- wycedził chłopak, odkrajając kawałek naleśnika.
Pokiwałam głową i zaśmiałam się.
- Tak, a później z niego spadłeś. Bardzo efektownie, bo na trawę, na której leżała psia ...
- Dobra, dobra, nie przy jedzeniu okej? - poprosił mnie i podrapał się po czole, nieco zawstydzony.
- To były czasy - westchnęłam.
- Bez żadnych decyzji do podjęcia...
- Wyzwań - dodałam.
- Problemów - mruknął i spuścił wzrok.
Spojrzałam na niego zmartwiona jego reakcją.
- Coś się stało?
- Dzieje się - zerknął na mnie, a później wbił wzrok w pusty talerz.
W pozostałej plamce dżemu, widelcem trzymanym w prawej ręce, zataczał małe kółeczka. - Pamiętasz co przydarzyło się Mike'owi Cooper'owi?
- No tak, ale myślałam, że to już dawno skończone - wpatrywałam się w niego, a moje przerażenie sytuacją rosło z minuty na minutę.
Pokręcił głową mówiąc:
- No właśnie nie do końca.
- Co masz na myśli?
- Wciąż niektórzy podejrzewają mnie.
- No ale przecież skazali Robie'go, miał dozór kuratora -
- Ma - przerwał mi.
- Ma dozór kuratora, więc o co im chodzi?
- Tak naprawdę, do końca nie ma dowodów na to, że to był na 100% on. Myślę, że skazali go dlatego, że już dłużej nie chcieli tego ciągnąć. Dali sobie spokój. A ja nie zostałem oczyszczony ze wszystkiego, bo np. siostra Mike'a wciąż patrzy na mnie wilkiem.
- Może ci się wydaje...
- Nie - zaprzeczył szybko. - Nie wydaje mi się. Wiem, że oni myślą, że to ja zepchnąłem go z tych schodów. To była moja impreza, ja powinienem wziąć za to odpowiedzialność.
- Nie, nie mogłeś. Na takie przyjęcia się przychodzi z własnej woli. Nie możesz ponosić za wszystkich i za wszystko odpowiedzialności, a zwłaszcza za to, czego nie zrobiłeś.
- A skąd ty jesteś taka pewna, że to nie ja? - spytał.
- Bo ja ci ufam. I znam cię od małego. Zresztą, nie miałeś powodów, żeby mu to robić.
- A Robie miał?
- Tak - mruknęłam. - Jego dziewczyna zerwała z nim, żeby być z Mike'm. Wszystko jasne. Opił się i był zazdrosny. Proste - dodałam i włożyłam do ust ostatni kawałek przysmaku. Wtedy rozległ się płacz Lux. Zerwałam się od stołu i podeszłam do niej. Spojrzałam na zegarek. Pora spania.
- Przepraszam cię, ale muszę ją położyć - uśmiechnęłam się i wzięłam małą na ręce. Podeszłam do lodówki i wyjęłam gotowe mleko, które następnie włożyłam do mikrofalówki, by je odgrzać.
- Jasne, jasne i tak się muszę zbierać, bo umówiłem się z Missy.
- A. Jesteście parą? - uniosłam brwi.
- Nie - mruknął. - Jeszcze - dodał po chwili i nacisnął klamkę.
- Dziękuję za popołudnie i wieczór, czyli ogólnie za cały dzień - zawołałam, kołysając Lux na rękach.
- Nie ma za co. Musimy to powtórzyć - uśmiechnął się.
- No pewnie!
- Pa!
- Pa! - odpowiedziałam i pomachałam ręką siostry.
Zamknęłam za nim drzwi, a następnie zabrałam się za usypianie małej.

___________
Haha, nie wiem jak wy, ale ja totalnie zakochałam się w Andy'm . < 3
A wy? Wolicie Jade z Andym czy z Harrym? :) - CZEKAM NA ODPOWIEDZI!
+ ważne pytanie, proszę, odpowiedzcie w komentarzu.Wolicie jak jest więcej dialogów (rozmów pomiędzy bohaterami) czy więcej opisów?

min. 10 komentarzy - NEXT GWARANTOWANY :)

*Jeżeli chcesz, żebym informowała cię o nowych rozdziałach, zostaw tu swojego twitter lub fb.* |hug.<3

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 8 :"Nie patrz na mnie z rana"


- Dzień dobry - uchyliłam jedną powiekę i ujrzałam nachylającego się nade mną Harrego.
- Nie patrz na mnie z rana - mruknęłam i odwróciłam się na brzuch, a twarz włożyłam w dużą niebieską poduszkę.
- Dlaczego? - zachichotał.
- Bo wyglądam masakrycznie? - odpowiedziałam pytaniem, nie odrywając buzi od materaca.
- Weź sobie nie żartuj nawet - objął mnie w talii i podniósł do góry, pomimo mojego oporu.
Posadził mnie na przeciwko siebie, a ja zakryłam sobie twarz dłońmi.
- Jade - powiedział poważnym tonem. - Bo zacznę cię łaskotać.
- Nie! - krzyknęłam.
- To weź te ręce z twarzy.
- Nie - zaśmiałam się.
- Sama tego chciałaś - oznajmił i przystąpił do działania. Najpierw smerał mi stopy, a później zaczął mi 'wbijać' palce w żebra. Wybuchłam śmiechem. Chcąc, nie chcąc, oderwałam ręce od buzi i zaczęłam się bronić. Na samym końcu wylądowaliśmy na ziemi. Styles cmoknął mnie w czoło, a później złapał mnie za rękę i pomógł mi stanąć na nogach. Przyciągnął mnie do siebie i szepnął:
- Nie waż mi się tak więcej mówić, ok? - uśmiechnął się.
Kiwnęłam głową i przytuliłam się do niego.
***
Po zjedzeniu śniadania, składającego się głównie z resztek  pozostałych po wczorajszej imprezie, ubrałam się i ogarnęłam. Podczas kiedy Harry poszedł pod prysznic, ja zdecydowałam się na zmycie góry garów, zalegających w zlewie. Odkręciłam ciepłą wodę, gąbkę nasączyłam płynem i wzięłam pierwszy talerz. Nagle usłyszałam szuranie kapci. Odwróciłam się i ujrzałam Gemmę, która usiadła przy stole. Z białego, dużego talerza, który stał jeszcze niesprzątnięty, wzięła do ręki ciastko i zaczęła je chrupać.
- Hej - powiedziałam wesołym tonem, ale nieco nieśmiało.
- Hej - mruknęła pod nosem.
Wróciłam do zmywania naczyń, jednak w głowie kłębiły mi się myśli : "Czy powinnam się odezwać?", "Powinnam wyjść?", "Czy ona ma coś do mnie?". Ręce trzęsły mi się trochę. Nie zrozumcie mnie źle. To nie to, że ja się jej bałam. Po prostu nie chciałam mieć wrogów, tym bardziej, jeżeli jest to siostra mojego chłopaka. Z nią powinnam mieć dobre kontakty. Powinnam.
- Nie musisz tego robić - wybił mnie z myśli jej głos, lekko zażenowany.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dlaczego nie? Tu też są naczynia używane przeze mnie - odparłam i wzruszyłam ramionami, opłukując talerz pod strumieniem ciepłej wody.
- Niby tak - rzuciła ciastko z powrotem na talerz. - Pomogę ci - dodała i podeszła do mnie.
Doszłam do wniosku, że może istnieje jakaś szansa na to, żebyśmy się zakolegowały. Wiem, jestem strasznie zmienna. Niestety. W ciszy zabrała się za wycieranie szkła, a następnie ustawiała je od najmniejszego do największego, na półce wiszącej tuż nad zlewem.
- Słuchaj Jade, to nie tak, że ja cię nie lubię - zaczęła, a ja wyostrzyłam słuch. - Po prostu nie chcę, żeby ktoś zranił mojego brata. On jest dla mnie naprawdę wszystkim. To może się wydawać głupie, bo rodzeństwo - jak mówią stereotypy - nie lubi się nawzajem. U nas też nie promieniuje miłością, ale myślę, że to z powodu różnicy wieku i płci. Mimo tego, mimo sprzeczek a czasami większych kłótni - to jednak ciągle mój mały braciszek, którego ratowałam przed wpadnięciem do stawu, któremu zmieniałam pieluchy, którego karmiłam butelką i pomagałam stawiać pierwsze kroki. Rozumiesz, no nie? - kiwnęłam głową. - Pamiętam jak kiedyś znalazł sobie dziewczynę. Razem ze swoją kapelą "White Eskimo", grali koncert w pobliskim barze. Ona do niego podeszła, poprosiła go o numer, a miał wtedy góra 14 lat. Była dosyć ładna, więc to było dla niego coś. A - uderzyła się ręką w czoło. - Zapomniałam dodać, że była starsza o 2 lata, to dopiero COŚ! Wydawało mu się, że jest w niej zakochany, a ona w nim. Niestety tak nie było. Ona go wykorzystywała, dlatego, że był dosyć popularny w szkole. Dostawał różne gratisy i takie tak duperele. Mówiłam mu, że coś jest z nią nie tak, ale nie wierzył mi, przez co wtedy się bardzo pokłóciliśmy. Był z nią około pół roku - wiesz, dziewczyna musiała sobie opinię wyrobić - i rozumiesz, że przez ten cały czas ona była jednocześnie z innym? - spojrzała na mnie, a ja zacisnęłam wargi. - A później? Zerwała z nim przez sms'a. Najgorsze było nie to, że nie miał dziewczyny, ale to, że został upokorzony. Koledzy się od niego nie odwrócili, bo na szczęście, w Holmes Chapel, jeżeli się z kimś zaprzyjaźnisz, to on z tobą 'nie zerwie' choćby nie wiem co. Jednak wiesz jak to jest w gimnazjum. Spojrzenia pełne żałości, czasami nienawiści. Bardzo trudno było mu się po tym pozbierać. Po Carsy - tak miała na imię - nie miał już żadnej dziewczyny. No - rozłożyła ręce - dopóki nie poznał ciebie.
- Myślisz, że mogłabym go tak potraktować? - zapytałam lekko podirytowana.
Rozumiałam o co jej chodzi, ale poczułam się trochę 'oceniona po okładce', a to nie jest okej.
- Nie wiem - pokręciła głową bezradnie. - Mam nadzieję, że nie. Widzę, że on cię bardzo kocha.
Widzę to po nim.
- Ja kocham go tak samo - zapewniłam ją. - Uwierz, nigdy bym go nie zraniła. Ja też wcześniej nie miałam dużej ilości chłopaków. Harry - zawiesiłam się na chwilę - jest w sumie, jakby moją pierwszą, wielką, prawdziwą miłością. Dla mnie to nie jest zabawa na chwilę, nasz związek traktuję dosyć poważnie i wiem, że on też.
Stałyśmy tyłem do wejścia do kuchni, wobec czego nie zauważyłyśmy, że Harry przysłuchiwał się nam od pewnego czasu.
- Tylko to chciałam od ciebie usłyszeć - mruknęła i uśmiechnęła się do mnie. - Naprawdę nie mam nic przeciwko wam. Zresztą, widzę jakie dajesz mu szczęście. Przecież to dzięki tobie poszedł do X-Factora. Też chciałam mu o tym powiedzieć, ale bałam się, że się na mnie wydrze, że chyba oszalałam, czy coś w tym stylu - wymachiwała rękami, śmiejąc się.
- Ha, ha, ha - odwróciłyśmy się jednocześnie a następnie spojrzałyśmy się na siebie.
- Ładnie to tak podsłuchiwać? - zapytałam i uniosłam brwi.
Zrobił minę, w stylu "nie wiem o co wam chodzi" i zachichotał.
- Ja wcale nie podsłuchiwałem. Wszedłem dopiero teraz.
- Jaasne - powiedziałyśmy chórem i wróciłyśmy do mycia garów.
- Mooje dziewczyny - mruknął chłopak i rozłożył ramiona na naszych plecach.
- Naasz chłopak - odparłam triumfalnie i w zwisającą po mojej prawej stronie dłoń, wsadziłam mu gąbkę.
- Teraz twoja kolej - uśmiechnęłam się i pociągnęłam Gemmę za rękę.
- Idziemy na miasto, bo niedługo będę musiała wracać do domu - zarządziłam i złapałam w rękę torbę.
Gemma pobiegła do swojego pokoju, a po chwili znalazła się przy mnie, gotowa do wyjścia.
Opuściłyśmy dom, zostawiając Harrego w roli sprzątaczki.
***
- O matko - zmęczona opadłam na krzesło w kawiarni. Siedem torebek z butami i ciuchami postawiłam koło stolika i zajrzałam do karty. Palcem prześledziłam wszystkie desery, aż w końcu zatrzymałam się, a mój paznokieć wskazał ciasto truskawkowe.
Oblizałam się na samą myśl i zerknęłam na Gemmę, która usiadła na przeciwko mnie, równie padnięta po obchodzie sklepowym. Uznała, że zakupy ze mną, to samobójstwo. Przyjęłam to za komplement.
- Ciasto truskawkowe z bitą śmietaną - przeczytałam na głos i zaświeciłam oczami do dziewczyny.- Biorę to. A ty?
- Ja też. Byłam tu już kiedyś i to zdecydowanie trafny wybór. Jest wyśmienite, ale - wystawiła dłoń, na znak, żebym zaczekała zanim zamówię - do tego, musisz wziąć - przewróciła kartę i wskazała palcem na napój - to.
- Caffe Latte z bitą śmietaną - przeczytałam nazwę. - Ale mam prośbę - spojrzałam na nią. - Przyjedź do mnie i wyrzuć mi z domu wagę, bo jak na niej stanę po dzisiejszym dniu, to się zabiję - zaśmiałam się.
- Nie ma sprawy - prychnęła i podeszła do lady, by zamówić desery.
Ja w tym czasie sięgnęłam do torebki i wyjęłam swoją komórkę.
- Jedna nowa wiadomość - odczytałam z wyświetlacza.

"Moglibyśmy się spotkać jakoś w tym tygodniu?
Andy."

"W sumie, czemu nie?" - pomyślałam i odpisałam:

"Jasne. Zadzwonię."
Położyłam telefon na stoliku i otworzyłam szerzej oczy, na widok idącej z talerzykami Gemmy.
- Smacznego - odparła, podając mi łyżeczkę. - A pani zaraz doniesie kawy.
- Dziękuję - odkroiłam kawałek ciasta i skosztowałam go. - O mamoo, jakie pyszne - wydukałam. - Muszę tu częściej wpadać - uśmiechnęłam się.
***
- Naprawdę dziękuję za gościnę. Czułam się u państwa, jak u siebie w domu -powiedziałam , a mama Harrego przytuliła mnie mocno.
- Nie ma za co kochanie. Wpadaj częściej - dodała babcia, a dziadek kiwnął głową.
- Harry, jedziesz z Jade?
Spojrzał na mnie pytająco.
- Niee - pokręciłam głową. - Nie ma potrzeby. Jestem samochodem, jakby później wrócił? Naprawdę, dam sobie radę.
- No ale wiesz kochanie, teraz tak ciemno, te wypadki, ajj - machnęła ręką starsza pani.
- Jeżdżę bardzo bezpiecznie - zapewniłam ją. - Napiszę Harremu jak dojadę, a on państwa o tym powiadomi, tak? - zwróciłam się do niego.
- Oczywiście - zasalutował.
(WŁĄCZ PIOSENKĘ PROSZĘ :) ) 

- Jeszcze raz dziękuję - powtórzyłam i wyszłam z domu. Styles zamknął za nami drzwi.
Podeszłam do samochodu i otworzyłam drzwi kierowcy. Włączyłam silnik i radio. Usiadłam na fotelu, przodem do chłopaka, tak, że nogi miałam jeszcze na zewnątrz. Kucnął przy mnie.
- I znowu się rozstajemy - mruknął cicho.
Skrzywiłam się.
- Niestety, ale wiesz - dotknęłam kołnierzyka jego koszuli. - Damy radę - uśmiechnęłam się delikatnie. Po chwili zacisnęłam mocniej uścisk na kawałku materiału i przyciągnęłam go do siebie. Spojrzałam mu w oczy. Widziałam, że nieco się zaszkliły. Cmoknęłam go czule w usta.
- Nie zapomnij o mnie - mruknął.
- Nie mogłabym - odparłam i jeszcze raz złączyliśmy się w pocałunku.
Puściłam go i włożyłam nogi do samochodu. Ręce oparłam o kierownicę, Harry natomiast wstał z kucków i oparł się jedną ręką o drzwi. - Zadzwoń, okej?
- Okej - mrugnęłam powiekami i wysłałam mu bezgłośnego całusa. Złapałam za uchwyt i zamknęłam drzwi. Pomachałam mu jeszcze, a następnie ruszyłam przed siebie. W radiu leciała akurat piosenka mojego ulubionego wykonawcy, Eda Sheerana. Zaczęłam delikatnie się bujać w rytm melodii i cicho śpiewać: "Oh, give me love, ma - ma, ma - my, oh give me love". Dopiero wtedy zrobiło mi się naprawdę przykro, bo dotarło do mnie, że nie wiem kiedy spotkamy się po raz kolejny. Posmutniałam i miałam ochotę zawrócić, ale wiedziałam, że nie mogę. 

______________
Ufff, wreszcie udało mi się napisać kolejny rozdział. Otoczyłam się parawanem (poważnie :D), laptopa postawiłam na podkładce chłodzącej, żeby mi się nie zacinał, włączyłam ulubioną muzykę, zrobiłam sobie herbatę z sokiem malinowym i zabrałam się za pisanie. O dziwo, nikt mi nie przeszkadzał, za co serdecznie dziękuję swojej rodzinie, a w szczególności mamie i braciszkowi ( i tak tego nie przeczytają, ale tam.. :D)

Wiem, że blog jest nudny. Nie umiem pisać żadnych skomplikowanych rzeczy, bo po prostu nie mam na nie pomysłu. Zrozumiem, jak przestaniecie czytać - wcale wam się nie dziwię. :D

Jeżeli chcecie, żebym informowała was o nowych rozdziałach, zostawcie tu swojego fb, czy twittera.
17 komentarzy (stać was na to, no chyba, że połowa przestanie czytać :D) - NEXT GWARANTOWANY i postaram się dodać go może nawet jutro wieczorem. :) Pozdrawiam |hug.<3

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 7 : "A pamiętacie, jak kiedyś włożył rękę do sedesu?"

 - A pamiętacie, jak kiedyś włożył rękę do sedesu? - mówiła poprzez śmiech, ledwo łapiąc oddech Annie.
Cały pokój wybuchł śmiechem, a ja tylko spojrzałam się na Harrego, z lekkim uśmiechem na twarzy, a ten zasłonił sobie twarz rękami i tylko kręcił głową z niedowierzaniem. Babcia wstała od stołu, również cicho śmiejąc się pod nosem i rozłożyła ręce na boki. Następnie otworzyła oczy nieco szerzej i popatrzyła na siedzących przy stole gości, jednocześnie pytając:
- Kawy? Herbaty? - kilka rąk podniosło się do góry, ona je zliczyła i zniknęła w kuchni.
- Harry, opowiedz nam o tym, jak kiedyś całowałeś się z dziewczyną - zaczęła Gemma, gdy nagle zorientowała się, że byłam tam obecna. Spojrzała na mnie pytająco, na co ja kiwnęłam głową i uniosłam kąciki ust. Jej wzrok z powrotem wrócił na brata. - No, dawaj, ciocia Meredith i wiele innych jeszcze tego nie słyszało! - zachęcała go, po czym podniosła kieliszek z winem i wzięła łyka. Styles oparł się na łokciach i nieco niechętnie zaczął mówić:
- Miałem może ze 14 lat. Umówiłem się z nią po szkole. Poszliśmy do wesołego miasteczka, pojeździliśmy na kolejkach, weszliśmy do domu strachów, a gdy odprowadziłem ją pod drzwi domu, na pożegnanie ... rzuciła się na mnie i po prostu wessała się we mnie tak mocno, że aż przegryzła mi wargę - ostatnie słowa wypowiedział cicho. Czułam, że się wstydził. Mimo tego, wspólnie ze wszystkimi zaśmiałam się. No, ja zdecydowanie mniej niż wszyscy. Ciotka Meredith waliła pięścią w stół, aż wszystko się trzęsło.
- To cię dziewczyna ustawiła! - powiedziała na koniec.
- Dobrze, dobrze, już się z niego tak nie śmiejcie - wtrąciła się babcia, która weszła z jedną kawą w reku. - Kochanie - zwróciła się do mnie. - Pomożesz mi?
- Mhm - mruknęłam prawie bezgłośnie, wstałam od stołu i odwiesiłam torebkę na oparciu. Cały czas czułam na sobie wzrok Gemmy. Wydawało mi się, że coś jej we mnie nie pasuje.
Podążyłam za starszą, siwiejącą panią do kuchni.
- Jak ci się u nas podoba? - zapytała, zalewając kolejną filiżankę gorącą wodą.
- Um, jest bardzo przyjemnie - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Przystanęła na jednej nodze, założyła ręce na biodrach i przekrzywiła delikatnie głowę w lewą stronę.
- Na pewno?
- A dlaczego jest pani taka podejrzliwa?
- Bo widzę, dziecko, że jest coś nie tak - stwierdziła. - Coś cię gryzie? Powinnaś cieszyć się tak, jak to robiłaś jak byliśmy w tym programie, jak spotkaliście się na scenie.
Kiwnęłam zgodnie głową.
- Więc dlaczego tak nie jest, huh?
Wzruszyłam ramionami.
- Chodzi o Gemmę?
Zerknęłam na nią.
- A więc chodzi o Gemmę.
- Nie wiem dlaczego, ale dziwnie mi się przygląda. Jakby coś jej we mnie nie pasowało, jakby nie chciała, żebym tu była.
- Powiem ci tak - przysunęła się do mnie. - Gem, jest taka, że lubi, jak ma wszystko pod kontrolą. Kiedy Harry był dzieckiem, zajmowała się nim nawet częściej niż Annie. Myślę, że po prostu on jest dla niej ciągle takim małym chłopcem, którego trzeba pilnować, doradzać mu, pomagać. Nie może zrozumieć, że on dorasta. I dlatego ciężko jest jej zaakceptować fakt, że kogoś ma. Ale nie martw się - położyła mi rękę na ramieniu. - W końcu się przestawi.
- Dobrze, że mi to Pani powiedziała - uśmiechnęłam się. - To co? Te mam zanieść? - wskazałam na stojące filiżanki i zaczęłam bawić się w kelnerkę.
***
Około godziny 22, pożegnaliśmy się z rodziną, która jeszcze 'biesiadowała' przy stole i poszliśmy do góry.
- Mówiłaś mamie, że zostaniesz na noc? - zapytał Harry, naciskając klamkę przy drzwiach swojego pokoju.
- Jak wychodziłam, to nie, ale napisałam jej sms'a po x-factorze. Odpisała mi, że się tego spodziewała i, że dobrze, że nie będę wracała po ciemku, trochę kilometrów w końcu mam - podsumowałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pokój jak pokój każdego chłopaka. Jednak spodziewałam się bałaganu, a tu na odwrót. Czysto, że aż można by zrobić test białej rękawiczki. Zrobiłam minę "podziw" i wyszeptałam bezgłośne "Wow". Uśmiechnął się i rozłożył ręce na boki.
- Mama - podszedł do mnie i złapał za rękę. - Chodź, coś ci pokażę.
Pociągnął mnie w głąb pokoju (zapomniałam wspomnieć, że był dosyć duży). Odsunął szare zasłonki i przesunął lewe skrzydło szklanych drzwi w lewą stronę, tym samym ukazując duży balkon.
- To taki .. azyl. Często piszę tu piosenki - mruknął i oparł się rękami o barierkę, biorąc głęboki wdech.
Postąpiłam tak samo.
- Zapomniałem zapytać - przerwał ciszę. - Jak ci się u nas podoba? Mam nadzieję, że nie wystraszyły cię te historie z mojej przeszłości? Wiem, że nie powinienem był ich opowiadać, ale Gemma prosiła ...
- Nie, nie - przerwałam mu. - No coś ty. Fajnie, że dowiedziałam się takich rzeczy o tobie. Gdyby nie to spotkanie, pewnie nigdy byś mi o tym nie powiedział, huh? - zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię.
- Pewnie nie. Były zbyt obciachowe, ale jak mus, to mus.
- Harry?! - usłyszeliśmy wołanie z dołu.
Chłopak uchylił drzwi do pokoju.
- Tak?
To była Gemma.
- Chodź do nas na chwilę, chcemy ci coś pokazać!
- Chodź - powiedział do mnie i wyciągnął rękę.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, nie, idź, ja sobie tu pooglądam - uśmiechnęłam się i wskazałam na tablicę korkową, na której wisiały zdjęcia i różne karteczki. Kiwnął głową jakby zdeczka od niechcenia, ale wiedział, że nie zdoła mnie przekonać do zmiany decyzji, wobec czego zbiegł do salonu samotnie. Tymczasem ja, jak obiecałam, tak zrobiłam. Zaczęłam przyglądać się zapisanym, małym karteczkom, przypiętymi kolorowymi pinezkami.
"Jej uśmiech" - treść pierwszej. "Jej oczy" - treść drugiej. "Jej głos" - treść trzeciej. "Jej charakter" - treść czwartej. "Niesamowita inteligencja" - treść dziesiątej. Po kolei czytałam wszystkie, aż do trzydziestej, która była ostatnią : "Ona". Spojrzałam na biurko, na którym leżał stos kartek. Pozwoliłam sobie przejrzeć niektóre. Większość z nich była kartkami ze szkoły, jakieś kserówki i inne materiały. W końcu zauważyłam wystający świstek delikatnie niebieskiej kartki, na której pismem, nieco niestarannym były zapisane słowa "I can't be no superman, but for you i'll be superhuman". Wtedy usłyszałam kroki, więc szybko odłożyłam ją na właściwe miejsce i weszłam na balkon. Podszedł do mnie i złapał mnie od tyłu. Ręce położył na biodrach, a brodę oparł na lewym ramieniu. Zaczął nami delikatnie bujać.
- To o mnie ta tablica?
- A jak myślisz?
- Wymieniłeś tam ... - zaczęłam zdanie, w nadziei usłyszenia zakończenia.
- Rzeczy, cechy, które w tobie kocham.
- Iii, po co ci to?
- Kiedy nie ma cię przy mnie, patrzę na te karteczki. Kiedy mam chwile zwątpienia, coś się nie układa, czytam każdą z nich po kolei i wtedy dopiero dochodzi do mnie, dlaczego żyję i wtedy rozumiem, dlaczego moje życie ma sens i wiem, że wszystko co robię, ma sens. Bo mam dla kogo być sobą - obrócił mnie do siebie i przyciągnął blisko. - Kocham Cię - szepnął i nawet nie czekał na odpowiedź, ale pochylił się i czule mnie pocałował. Zagryzłam wargę i otarłam policzek, gdyż łzy popłynęły mi ze wzruszenia. - Chodźmy do środka.
Rozłożyliśmy sobie na ziemi koce, poduszki, materace i pościele. Wybraliśmy komedię romantyczną pt. "Love Actually", ponieważ Harry przekonywał mnie, że ten film jest najlepszy na świecie. Z dołu przynieśliśmy jakieś resztki chipsów i zrobiliśmy popcorn. Impreza nadal trwała. Cała rodzina bawiła się w najlepsze. Co najlepsze, dochodziła 23, a żadna babcia, ani dziadek nie poszli spać! Rozsiedliśmy się wygodnie. Styles oparł się o kanapę, a ja położyłam na jego podbrzuszu poduszkę, a na niej swoją głowę.
Już wciskałam "play" na pilocie, kiedy usłyszeliśmy ponowne wołanie.
- Braciszku kochany, chodź tutaj.
Chłopak głośno westchnął, a ja nieco spochmurniałam.
- Przepraszam, zobaczę co jest i wracam, okej?
- Jasne - mruknęłam i uniosłam głowę, by mógł wstać. Strzepał z siebie pościel i zbiegł po schodach na dół.
Chwilę później usłyszałam głośne śmiechy i walenie pięścią w stół. Widać, ciotka miała niezłego powera. Czekając na ukochanego, nerwowo stukałam palcami o podłogę. Zastanawiałam się, czy Gemma robi to specjalnie. Nie chce, żebyśmy byli sam na sam. Na początku zwaliłam całą winę na nią, ale po kilku minutach doszłam do wniosku, że w tym nie ma nic dziwnego. Rodzina Hazzy wyprawiła przyjęcie, zaprosiła całą rodzinę, a tymczasem on, zamiast spędzać ten czas z nimi, siedzi w swoim pokoju z jakąś dziewczyną z obozu. Wiedziałam, że dokładnie o to jej chodziło.
- Harry, gdzie idziesz? - usłyszałam jej głos, nieco cichszy.
- Idę do Jade, oglądamy film - odpowiedział Styles.
- Braciszku, tam siedzi twoja rodzina. Wujek Sim i Ciocia Dolly przyjechali tutaj z Irlandii, specjalnie, żeby z tobą pobyć i gratulować ci przedostania się do kolejnego etapu. To ostatnie chwile, które możesz z nimi spędzić. A z Jade możesz się spotykać kiedy chcesz.
- Jesteś tego pewna? Mieszkamy dosyć daleko od siebie. Jak mi się poszczęści i będę brał udział w występach na żywo, nie będziemy się widywać prawie w ogóle. Spędziłem z rodziną 4 godziny, mogę teraz chyba poświęcić 2 swojej dziewczynie, która jest dla mnie równie ważna?
Zapadła cisza.
- Jak chcesz - mruknęła, a po chwili usłyszałam, że ktoś wchodzi po schodach.
- Przepraszam, ale ciocia mnie zagadała - skłamał.
- Słyszałam wszystko i ciekawe, że twoja ciocia ma na imię Gemma? - uśmiechnęłam się do niego i uniosłam brwi. - Ja wszystko wiem - dodałam i ułożyłam się w poprzedniej pozycji.
- Nie martw się nią. Ona lubi sobie ponarzekać - uspokoił mnie i włączył film.
Wywróciłam oczami i zrobiłam minę w stylu "Ta, jasne".
*40 minut później*
- Przystojny ten aktor. Pewnie nieźle całuje - stwierdziłam i pokazałam palcem na ekran telewizora.
- Ranisz mnie! - syknął i poczochrał mi włosy.
- Eej ! Wiesz, że tego nienawidzę ! - warknęłam i podniosłam się. Spojrzałam mu w oczy, udając gniew.
- Ja myślę, że lepiej całuję od niego - założył ręce na piersi niczym małe dziecko i zrobił z dolnej wargi podkowę. - Mam rację?
Zaśmiałam się.
- Przekonajmy się - cmoknęłam go w usta. Przechyliłam głowę w lewo, później w prawo. - Hm.. Może być... - udawałam niezadowoloną.
- MOŻE BYĆ?! - oburzył się. - A co powiesz na to? - pocałował mnie trzy razy, dosyć czule.
- Czy to gra pt. "Poznaj wszystkie sposoby całowania Harrego Stylesa"? Można gdzieś kupić taką książkę?
- To by było niezłe. Przydałoby się niektórym początkującym chłopakom - stwierdził i posmerał się po brodzie dwoma palcami, niczym naukowiec. - Chce pani grać dalej?
- No nie wiem, trochę się boję, że tego nie przeżyję - zażartowałam.
- Ranisz mnie! - jęknął i ponownie udał obrażonego.
- No chodź tutaj - zachęciłam go i położyłam się na ziemi, a pod głowę podłożyłam sobie poduszkę. Jedną rękę postawił po mojej prawej stronie, a drugą po lewej, tym samym pochylając się nade mną.
- Nawet nie wiesz, jak za tym tęskniłem - mruknął i złożył pocałunek na prawym obojczyku.
- Nie wiesz jak ja tęskniłam - oplotłam jego szyję rękoma i przyciągnęłam do siebie tak, że wtedy nasze ciała się ze sobą stykały. Czułam ciepło jego klatki piersiowej i bicia serca, jak wtedy na kolonii. Złączyliśmy się w namiętnym pocałunku i wszystko szło w dobrą stronę, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. Harry sprytnie 'sturlał' się ze mnie, a ja zwątpiłam, w to, że kiedyś uda nam się wreszcie byś sam na sam.
Podszedł do drzwi i energicznie je otworzył.
- Co? - zapytał nieco poddenerwowany i był pewien, że ujrzy swoją siostrę, zamiast niej jednak przed drzwiami stała Annie. - To znaczy słucham mamo?
- Goście wychodzą, przyjdziesz się z nimi pożegnać?
- Tak, tak, już schodzę - odpowiedział i odwrócił się, spoglądając na mnie.
Postanowiłam podnieść się z ziemi i wyszłam na balkon.
- Chodź szybko i wrócisz do Jade zaraz - dodała.
Usłyszałam tylko lekkie uderzenie drzwi, z którego wywnioskowałam, że wyszedł. Westchnęłam głęboko i zamknęłam oczy, czując jak wiatr rozwiewa mi włosy. Wreszcie mieliśmy chwilę dla siebie i znowu nam coś przeszkodziło. Może to głupie, ale naprawdę pragnęłam jego ciała, żebyśmy mogli znów wrócić do tamtej nocy, która totalnie zmieniła moje życie. Wywróciła je do góry nogami i sprawiła, że do szaleństwa zakochałam się w chłopaku z kręconymi włosami, nieco popapranym, ale dla mnie idealnym.
- Jade?
- Jestem na balkonie.
- Przepraszam, już raczej nikt nam nie przeszkodzi - powiedział i musnął moją szyję.
- Może nie powinnyśmy - mruknęłam pod nosem i odwróciłam się do niego. - Może kiedy indziej, a teraz dokończymy film, hm? - zaproponowałam i weszłam do pokoju.
Uśmiechnął się, a po chwili leżeliśmy w takiej samej pozycji, jak na samym początku. Film dobiegał końca, a ja nawet nie poczułam, jak usnęłam.

_________
Jak Wam się podoba? :)
Ogłaszam, że jutro wyjeżdżam na obóz zimowy i wracam dopiero w sobotę za tydzień.
Jeżeli uda mi się napisać rozdział, ustawię tak, by dodał się we WTOREK o godzinie 17 AUTOMATYCZNIE. |hug.<3

Jeżeli chcesz, żebym poinformowała cię o nowym rozdziale, zostaw tu swojego twittera lub fb :)


poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział 6 : "Przecież obiecałam"


Rano zbytnio się nie szykowałam. Włosy związałam w wysokiego kucyka, założyłam krótkie czarne spodenki, białą bokserkę, a naszyję założyłam naszyjnik, który dostałam od Harrego. Włosy pociągnęłam tuszem, a usta błyszczykiem. Na ramię zarzuciłam małą, szarą torebkę na długim sznurku, do której zapakowałam telefon, gumy do żucia i portfel z pieniędzmi.
- Mamo, wychodzę, będę ... - zastanowiłam się. - Za chwilę w sumie - zamknęłam drzwi
i wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam w kierunku kawiarni.
W środku było mnóstwo osób. Przecisnęłam się przez środek kolejki i usiadłam przy jedynym wolnym stoliku, który znajdował się w lewym rogu, przy szybie. Byłam piętnaście minut przed umówioną godziną i wiedziałam, że trochę sobie poczekam, bo faceci lubią się spóźniać. Wobec tego zamówiłam sobie karmelowe frappucino z podwójną posypką czekoladową. Napisałam do Harrego sms'a z zapytaniem jak się czuje tego dnia i czy wybrał w końcu jakąś piosenkę, odłożyłam telefon i wtedy ujrzałam, wchodzącego przez próg kawiarni, Steve'a. Poprawiłam bluzkę, która niefortunnie zsunęła mi się lekko
i odchrząknęłam, a następnie przełknęłam ślinę. Chłopak usiadł na przeciwko mnie z dużym uśmiechem na twarzy i wręczył mi bukiet tulipanów. Odwzajemniłam uśmiech, jednak nieco sztuczniej.
- Nie trzeba było, to nie randka - oznajmiłam mu i uśmiechnęłam się ponownie, by załagodzić sytuację.
Wzruszył ramionami.
- To co? Prawdziwy facet powinien obdarowywać kobietę kwiatami co chwilę. Nawet bez okazji - powiedział i podniósł rękę, jednocześnie wołając kelnera do stolika. Zamówił sobie małą czarną.
- Więc? Po co się spotkaliśmy? - zapytał w końcu, mieszając łyżeczką czarny napój.
- Wiesz... chciałam zapytać się... tak właściwie to chodzi mi o to, że ... - nie wiedziałam jak to obrać w słowa. Poczułam się niezręcznie.
- O ten komentarz pod zdjęciem twoim i twojego chłoptasia? - dobrze wiedział o co mi chodziło i dzięki Bogu, że sam o tym powiedział, nie musiałam więcej się główkować.
Kiwnęłam twierdząco głową. Westchnął, na co ja skrzywiłam się trochę.
- Wiedziałem, że będziesz miała mi to za złe.
- No wiesz, co jak co, ale takie komentarze raczej nie wzbudzają pozytywnych emocji -wtrąciłam się i zmarszczyłam czoło, następnie pochyliłam się i przez słomkę wciągnęłam trochę swojego napoju.
- Ja po prostu stwierdziłem fakt, Jade - spojrzał mi w oczy.
Czułam się dziwnie. Bardzo dziwnie. Znam faceta... nie, zaraz, właściwie to praktycznie w ogóle go nie znam. Może inaczej. Spotkałam faceta na imprezie u kumpla, pogadaliśmy trochę, a on teraz wyskakuje mi tutaj z jakimiś poradami dotyczącymi związku i patrzy mi się w oczy, jak gdyby czuł coś do mojej osoby.
- Dziękuję za porady, ale myślę, że my - ja i Harry - sami wiemy co robić - przerwałam ciszę.
- Ale ja wiem czego ci trzeba Jade, a on nie - stwierdził i uśmiechnął się nonszalancko.
Uniosłam brwi i zaśmiałam się.
Ludzie spojrzeli się na nasz stolik, a ja wtedy przysunęłam się do niego, opierając się na łokciach i odparłam uwodzicielsko:
- Ty, kochanie, nic o mnie nie wiesz - odsunęłam się i z powrotem oparłam się o kremowe krzesło, a następnie przyłożyłam usta do szklanki i przechyliłam ją. Wytarłam usta i zerkałam na niego, jak topi się z zazdrości. Wiedziałam, że mnie pożąda. I nie mógł znieść faktu, że jestem już z kimś innym.
- No.. nie wiem o tobie za dużo - podkreślił ostatnie dwa słowa, próbując zachować spokój i udając,
że moje gesty nie wywołały u niego żadnych emocji. - Ale zawsze możemy to zmienić.
- A więc o to ci chodzi?
- O co?
- Chcesz się ze mną umówić?
- Zgadłaś - puścił mi oczko.
Zachichotałam.
- Niedoczekanie twoje - odparłam dumnie. - Przykro mi, ale obecnie spotykam się z kimś innym i nie wydaje mi się, żebyśmy mieli to szybko skończyć.
Pokręcił głową i zaśmiał się do siebie. Spoważniałam.
- A ciebie proszę, byś więcej nie komentował moich zdjęć, czy statusów w ten sposób. Nie chcę mieć z tobą konfliktów, ale żeby zachować równowagę, obydwie strony muszą być wobec siebie fair - oznajmiłam mu i wstałam od stolika. Podeszłam z jego strony, położyłam prawą rękę na blacie, automatycznie opierając na niej ciężar całego ciała, przechyliłam głowę i szepnęłam mu do ucha. - Jasne?
Pokiwał szybko głową i chciał chwycić mnie za dłoń, jednak ja byłam szybsza i odwróciłam się w kierunku drzwi. W kawiarni zostawiłam bukiet różowych tulipanów i zdezorientowanego,
wpatrującego się w falującą, w białej filiżance, kawę, chłopaka.
***
- No i? Jaką piosenkę wybrałeś w końcu? - zapytałam, leżąc na łóżku i wymachując nogami.
- W sumie nie jestem pewien, ale chyba zaśpiewam 'Isn't She Lovely' - usłyszałam.
- Myślę, że to dobry wybór. Acapella?
- A nie z muzyką?
- Eee - skrzywiłam się. - Lepiej bez. Mogą to docenić.
- Że nie chciało mi się szukać podkładu? - zaśmiał się, a po chwili i ja.
- Nie, nie, że jesteś taki odważny - powiedziałam. - Wiesz, usłyszą cię wyraźniej i będą mieli większe szanse, żeby zauważyć jak niezwykły masz głos - uśmiechnęłam się.
- Mam nadzieję, że będziesz?
- Oczywiście!
Nastała chwila ciszy.
- Co robisz? - zapytał cicho.
- Patrzę na twoje zdjęcia - szepnęłam, prawie bezgłośnie.
- I? Płaczesz z powodu mojej brzydoty?
- Chyba sobie żartujesz. Płaczę, bo tęsknię za tobą. Nie widziałam cię już tydzień.
- No tak, ale zobaczymy się niedługo.
- No właśnie, a którego to jest?
- Mnie się pytasz? Sama mi przypominałaś.
Uderzyłam się ręką w czoło.
- Czekaj, czekaj - wstałam z łóżka i podeszłam do wiszącego na szafie kalendarza. Palcem prześledziłam dni, aż w końcu natknęłam się na zakreślone dużym, czerwonym kółkiem, cyfry. - W przyszłą sobotę.
- Czyli za tydzień - odparł. - Tak? Dobrze liczę?
Zachichotałam.
- Tak, tak - wróciłam z powrotem na łóżko.
Przegadaliśmy jeszcze około dwóch godzin, aż w końcu musiałam się rozłączyć, ponieważ moja mama potrzebowała pomocy przy Lux.
*tydzień później*
*dzień przesłuchań do X-Factora*
Przetarłam oczy i zbiegłam na dół, by przygotować sobie śniadanie. Po drodze spojrzałam na zegarek i obliczyłam, że przesłuchania zaczynają się za 3 godziny. Musiałam wyjść dosyć wcześnie, żeby zdążyć dojechać do Londynu. Z lodówki wyjęłam masło, sałatę, rzodkiewkę
i biały ser. To wszystko nałożyłam na kromkę chleba słonecznikowego, a później zjadłam jeszcze jabłko. Zaparzyłam sobie malinową herbatę i siadłam na kanapę. Włączyłam kanał muzyczny, gdzie akurat trafiłam na reklamę zapowiadającą przesłuchania do X-Factora.

"To dziś! 
Pierwsze przesłuchania!
Przyjdź i zostań gwiazdą!" -
namawiali do udziału. Nie powiem, byli dość przekonujący. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie mogę marnować czasu i pobiegłam na górę do swojego pokoju, by znaleźć coś ładnego do ubrania. Po drodze natknęłam się na obudzoną przeze mnie mamę i Lux, którą trzymała na rękach.
- Co ty tak biegasz? - zapytała zdziwiona i ziewnęła głośno.
- No, dzisiaj są przesłuchania do X-Factora, muszę jechać, co nie? - krzyczałam z pokoju, wyrzucając z szafy ubrania.
- A, faktycznie, faktycznie - pokiwała głową i zniknęła w głębi salonu.
Pozbyłam się ubrań ze wszystkich komód i szuflad. Ułożyłam wszystko na podłodze i łóżku. Do ręki wzięłam szczotkę i po kolei eliminowałam najsłabsze ogniwa.
- Ty nie, bo jesteś za duża - mówiłam sama do siebie, łapałam 'ofiarę' w dłonie i z powrotem wkładałam do szafy. - Ty też nie, bo za mała - wskazałam na żółty top z czarnymi zdobieniami. Po kilku minutach przyspieszyłam tempo, aż w końcu po około 30 minutach zdecydowałam się na : http://www.polyvore.com/cgi/set?id=68158337&.locale=pl. Bałam się tylko, że w takich, dosyć ciężkich butach, może mi być za gorąco, ale doszłam do wniosku, że lepsze to, niż męczyć się w obcasach, zwłaszcza jeśli jadę samochodem i to taki długi dystans. Włosy związałam w rozpadającego się warkocza na bok, rzęsy standardowo pociągnęłam czarnym tuszem, policzki musnęłam różowym cieniem, a usta pociągnęłam delikatnie błyszczykiem. Dodatkowo, dolną część oka (granicę między gałką oczną, a dolnymi rzęsami) pomalowałam czarną kredką i to samo zrobiłam na powiece górnej, pociągnęłam prostą linię.
Gdzieniegdzie brakowało, więc dopełniłam większą ilością kosmetyku.
Przed wyjściem, łyknęłam jeszcze tabletkę na głowę i już naciskałam klamkę, gdy nagle zatrzymał mnie donośny głos mojej mamy.
- Jade! Jade!
- Co?! - zawołałam, nerwowo spoglądałam na godzinę. Wiedziałam, że mogę nie zdążyć.
- Jade, chodź tutaj!
- Mamo, nie mogę! Muszę już wychodzić!
Nagle rozległ się głośny płacz Lux. Wystraszyłam się, więc rzuciłam pospiesznie torebkę na ziemię i wbiegłam po schodach do sypialni. Wpadłam do pomieszczenia i zastałam mamę siedzącą na łóżku. W rękach trzymała Lux i nerwowo ją kołysała.
- Co jest? - zapytałam i spojrzałam na nie.
- Mała ma chyba gorączkę - odpowiedziała i wskazała na szufladę. - Tam jest termometr, podaj mi go.
Wykonałam polecenie i usiadłam koło nich. Dotknęłam dłonią czoła Lux.
- No, trochę rozpalona - podsumowałam. - A kiedy będzie tata?
- Ma zaraz przyjechać, ale teraz potrzebuję twojej pomocy.
- Wiem mamuś, ale ... -zaczęłam mówić, gdy nagle doszło do mnie, że przecież nie mogę ich zostawić. Westchnęłam i uśmiechnęłam się tylko do rodzicielki. Zeszłam na dół i poszłam do kuchni, by przynieś jakiś lek na osłabienie temperatury. Zdecydowałam też wtedy, że zadzwonię do Harrego i powiadomię go o całej sytuacji. Dowiedziałam się, że on już tam jedzie i za chwilę zaczynają.
- Napisz mi sms'a, który w kolejności jesteś, dobrze? - poprosiłam go.
- Jasne - odparł przygnębiony.
- Przepraszam ...
- Przecież nie masz za co. Dobrze, że zostajesz z mamą i siostrą. Powinnaś.
Mimo tego, że mówił to szczerze, wiedziałam, czułam, że był trochę zawiedziony. Wcale mu się nie dziwię. Ja też byłam.
- Ale nie martw się, może zdążę, bo przecież przyjadę.
- Tak?
- No oczywiście, przecież obiecałam! Chodziło tylko o to, że mogę się spóźnić, ale miejmy nadzieję, że twojego występu nie przegapię. Dobra, muszę kończyć. Pomogę szybko mamie, poczekam aż przyjedzie tata i wsiadam w samochód. Kocham cię, pa! - powiedziałam i wrzuciłam telefon z powrotem do torebki.

*15 minut później*
- Jestem! - usłyszałam krzyk z dołu.
- Cudownie - szepnęłam, pocałowałam mamę i Lux w czoło i zbiegłam na dół, wymieniając się rolami z tatą.
- Gdzie biegniesz? - zapytał, ale ja zdążyłam mu tylko powiedzieć, że mama mu wszystko opowie i zamknęłam za sobą drzwi. Wpadłam do samochodu, włączyłam radio i zaczęłam podróż do stolicy UK.
*kilka godzin później*
Miałam już prawie godzinę spóźnienia, ponieważ jak na złość, na trasie pojawiły się ogromne korki. Co tu się dziwić? Duże miasto, dużo samochodów, dużo problemów i wypadków. Zadzwoniłam do Harrego, by sprawdzić, czy już wystąpił, ale ten nie odbierał.
- No świetnie. Był niby 36 w kolejce, ale pewnie już występuje - zamartwiałam się i próbowałam dodzwonić się do niego po raz kolejny. Wciąż włączała się poczta głosowa. - Szybciej, szybciej, szybciej! - krzyczałam. Byłam strasznie wściekła. W końcu udało mi się przecisnąć przez największe korki i wypadłam na prawie pustą drogę. Pędziłam jak oszalała
i błagałam tylko, żebym nigdzie nie trafiła na policję. Oczywiście, znając mojego farta, trafiłam. Dostałam mandat w wysokości 300 zł i kilka punktów ujemnych.
- Cholera no! - myślałam, że się rozpłaczę. Tak bardzo zależało mi na tym, by być z nim wtedy. Wiedziałam, że jest to dla niego niezmiernie ważny moment w życiu. Po prostu chciałam być jego częścią. Po kilkunastu minutach dotarłam do celu. Wysiadłam z samochodu i pognałam w kierunku dużych, drewnianych drzwi, na których widniał napis "WEJŚCIE". Popchnęłam je z dużą siłą, poprawiłam włosy i podeszłam do siedzących, przy długim stoliku, dwóch kobiet.
- Przepraszam, gdzie mogę obejrzeć występy?
Popatrzyły na mnie dziwnie.
- Ale o kogo konkretnie pani chodzi? - zapytały. - Sala, w której siedzą wszyscy kandydaci, rozgrzewają się i oczekują na swoją kolej, to sala numer 20.
- Tamta - wskazała dłonią druga dziewczyna.
- Dziękuję - kiwnęłam głową i zdyszana ruszyłam w tamtym kierunku.
Wewnątrz panował harmider. Ludzie, którzy się tam znajdowali, a było ich naprawdę dużo, rozmawiali ze sobą, niektórzy coś śpiewali, inni się rozgrzewali, jedli, pili, śmiali się. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Harrego i jego rodziny, ale nigdzie nie mogłam ich dostrzec. Podeszłam do siedzącej pod oknem brunetki i grzecznie spytałam, jaki numer teraz występuje.
- Dokładnie to nie wiem - odparła lekko od niechcenia. - Ale chyba coś około 40-tki.
Wywróciłam bezradnie oczami i spuściłam ramiona w dół.
- A mogę się tam jakoś dostać? - zapytałam z nadzieją, że mi pomoże i coś podpowie.
Zacisnęła brwi i zmusiła mnie do poczekania. Widocznie musiała się zastanowić.
- Podejdź do tego ochroniarza, który stoi przy tamtych - wskazała na nie palcem - drzwiach. Jeżeli teraz występuje ktoś z twoich bliskich, wpuści cię - uśmiechnęłam i zaczęłam jej dziękować, kiedy dodała jeszcze szybko - chyba. Zrobiłam jak powiedziała. Podeszłam do wysokiego faceta, który był zgolony na łyso, a w jego uchu znajdowała się czarna słuchaweczka.
- Przepraszam, czy jest tam chłopak o nazwisku Styles?
Wystawił dłoń, na znak, bym chwilę poczekała. Powtórzył moje pytanie do czarnego urządzenia.
- Mhm, rozumiem - mruknął, po czym zwrócił się do mnie. - A pani jest z rodziny?
- Jestem jego dziewczyną.
- Dobrze, proszę wejść. Właśnie wyszedł na scenę - oznajmił mi i uchylił drzwi.
Otworzyłam szeroko oczy i pospiesznie weszłam przez nie.
Do pokonania został mi długi korytarz, gdzie na jego końcu znajdowały się 'kulisy'. Potruchtałam tam, a gdy wreszcie dotarłam, ku moim oczom ukazała się grupka ludzi, która stała i wpatrywała się w duży telewizor, który wisiał na ścianie. Koło starszej kobiety i mężczyzny, stała nieco młodsza para, a koło nich zaś około dwudziestoparoletnia dziewczyna, z prostą grzywką. Niepewnie weszłam dalej i spojrzałam na ekran.
Wtedy moje serce zaczęło walić jak młot, gdyż ujrzałam Harrego. Uśmiechnięty, ale nieco zdenerwowany, odpowiadał na podstawowe pytania jury. Odetchnęłam z ulgą. Zdążyłam i do końca wypełniłam się radością. Jeden z jurorów zapytał go, z kim przyjechał. Ten odpowiedział, że z dziadkami, rodzicami i siostrą. Po chwili dodał jeszcze, że miała być jego dziewczyna, ale pomimo starań nie zdążyła. Uśmiechnęłam się tylko do siebie i spojrzałam na jego rodzinę.Żadne z nich nie odrywało wzroku od ekranu, wobec czego nawet nie zauważyli, że przyszłam. Dało się zauważyć, że mama miała w oczach łzy, a tata tylko głaskał ją po ramieniu. Usiadłam na czarnym, nieużywanym głośniku i postąpiłam jak oni. Po prostu wlepiłam wzrok w telewizor. Harry odchrząknął, przyłożył mikrofon do ust i zaczął śpiewać. Moje oczy, jak i jego - chyba mamy - napełniły się wodą. Gardło mi się zacisnęło, a do radości doszła jeszcze duma. Po skończonym występie, publiczność wstała i zaczęła głośno klaskać i wiwatować. Jedna kobieta z jury postąpiła jak oni. Harry nie mógł uwierzyć, że tak potoczył się jego los. Z radości zaczął się śmiać i dziękować. Gdy nastała cisza, jurorzy przystąpili do wygłaszania własnych opinii na temat jego występu. Jako pierwszy, głos zabrał przewodniczący 'komitetu' - Simon.
- Harry, myślę, że jesteś potencjalnym kandydatem na piosenkarza.
Rozległy się głośne brawa. Następnie zaczęła się wypowiadać Nicole.
- Po prostu zakochałam się w twoim głosie i .. zazdroszczę twojej dziewczynie.
Styles uśmiechnął się i kiwnął twierdząco głową. Zamknęłam oczy i próbowałam wyrównać bicie serca, które automatycznie przyspieszało oddychanie. Po wygłoszeniu własnego zdania na temat jego występu, przyszedł czas na głosowanie, czy przechodzi dalej.
- Jestem na tak - oznajmił Simon.
- Tak.
- Zdecydowanie tak.
- Tak.
To co wtedy się działo, było nie do opisania. Wszyscy zaczęli bić brawa, piszczeć, w tle rozległa się muzyka "Isn't She Lovely".
Harry zaczął skakać z radości, równie jak i jego rodzina. Wszyscy rzucili się na siebie i zaczęli płakać ze szczęścia. Podszedł do mnie pan z mikrofonem, doszłam do wniosku, że to prowadzący.
- Jesteś dziewczyną tego chłopaka? - zapytał, a ja wtedy zorientowałam się, że oni to nagrywają.
Zaczęłam się śmiać, schowałam twarz w dłonie i rozpłakałam się.
- Na co czekasz?! - krzyknął. - Biegnij do niego!
Niewiele myśląc wbiegłam po czarnych schodkach i po chwili znalazłam się na scenie.
Rzuciłam się Harremu na szyję i zaczęliśmy się kręcić dookoła własnej osi. Jak wtedy na obozie, na plaży, przy zachodzie słońca.
Publiczność wciąż biła brawa i wiwatowała.
 Miałam wrażenie, że jestem w jakimś śnie, że to nie dzieje się naprawdę. W końcu Harry postawił mnie na ziemię, jeszcze raz podziękował wszystkim i weszliśmy za kulisy, gdzie oddałam chłopaka w ręce rodziny. Rzucili się na niego i o mały włos nie wpadli w rusztowania, ale kogo to wtedy obchodziło. Gdy trochę się uspokoiliśmy, pan, który wcześniej podszedł do mnie, teraz obrał sobie jako swój cel główną gwiazdę.
- Jak się czujesz Harry? Czy tego się spodziewałeś?
- Czuję się niesamowicie. Jestem niezmiernie szczęśliwy, że dostałem cztery razy 'tak'. Oby dalej szło równie dobrze.
- No tak, bo teraz jeszcze trzeba dopasować kandydatów do odpowiednich grup - oznajmił prowadzący. - Gratuluję ci i życzę dalszych sukcesów - uścisnęli sobie dłoń.
- Dziękuję - powiedział Styles. - Naprawdę dziękuję.
Musieliśmy zwolnić miejsce dla kolejnego kandydata i jego rodziny. Oddaliliśmy się lekko i stanęliśmy w korytarzu.
- Jade! Zdążyłaś! - szepnął i przytulił mnie. - Dziękuję ci - szepnął i otarł kciukiem łzę z mojego policzka.
- Przecież obiecałam - odparłam, na co pocałował mnie.
Następnie odwróciliśmy się do rodziny Harrego.
- Mamo, tato, babciu, dziadku, Gem - zwrócił się do nich. - To jest Jade, moja dziewczyna - spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Dzień dobry - skinęłam przyjaźnie głową i wyciągnęłam do nich rękę, jednak nie odwzajemnili gestu. Jego mama - Annie - przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła mocno. Następnie to samo zrobił tata - Mick, babcia, dziadek i siostra Gemma. Następnie wspólnie udaliśmy się samochodami do Holmes Chapel.

________
Wyjątkowo podoba mi się ten rozdział. Trochę nad nim posiedziałam, więc proszę o szczere komentarze.
Jak dobrze wiecie, zaczęła się szkoła i rzadko mam na cokolwiek czas. Ale będę starała się dodawać rozdziały w miarę często. :)

15 komentarzy - NEXT GWARANTOWANY ! :D |hug. <3