środa, 27 lutego 2013

Rozdział 13 "Ale ja nie wiem czy chcę cokolwiek z tobą zaczynać"

- Wiesz, zastanawiałam się kiedyś, dlaczego los sprawił tak, żebyśmy się spotkali - powiedziałam, wpatrując się w gwiazdy. - Musi mieć jakiś plan. Nic nie zdarza się bez celu, tak po prostu.
- Może po prostu chciał, żebyśmy byli szczęśliwi?
- Albo wystawia nas na próbę.
- Jaką próbę?
- Jak ci już kiedyś mówiłam, idziemy w różnych kierunkach. Ty gwiazda popu, ja na uczelni. Ty rozchwytywany, ja cicha myszka.
- Przeciwieństwa się przyciągają - uśmiechnął się.
Przyznałam mu rację.
- Myślisz, że damy radę? - zapytałam w końcu, zaciskając nieco mocniej nasze dłonie.
- Jeżeli tylko będziemy chcieć, to wszystko jest możliwe - pochylił się i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
- To opowiedz mi o tym, jak wam idzie w programie, dużo wymagają?
- Dużo pracujemy nad choreografią, mamy zajęcia z wokalu, pokazują nam też jak ruszać się na scenie, wykonywać manewry ze stojakami od mikrofonów czy samymi mikrofonami. Mamy baardzo dobry bufet - dodał i pomasował się po brzuchu. - Tyle, że trzeba się spieszyć na jedzenie, bo kiedy Niall dopadnie się do stołu, to masz małe szanse by zjeść coś porządnego. Zazwyczaj zostawia same okruszki albo takie ciasteczka z kremem truskawkowym, bo ich nie lubi - roześmiałam się - za to z Liamem taka sprawa, że np. jogurty pije, zupy - o ile je - je widelcem albo wypija przez słomkę - wybuchłam śmiechem.
- Nie poparzy się? - wzruszył ramionami. - No, opowiadaj dalej.
- Zayn jest miłośnikiem lusterek.
- Taak, pamiętam z obozu - przerwałam mu. - Dobra, już ci nie przeszkadzam.
- Kiedyś zamiast śpiewać, poprawiał fryzurę, więc jak poszedł do łazienki, ja i Louis wynieśliśmy mu jego zwierciadło, którego szukał później przez około godzinę. Przez to wszyscy się rozkojarzyli i próba się nie odbyła. Więc nie wyszło nam to na dobre.
Złożyłam ręce i klasnęłam nimi o siebie.
- No i został właśnie jeszcze Tomlinson.
- Znam go - mruknęłam, przypominając sobie, jak na obozie, zażartował sobie ze mnie, że Harry śpi z nim w łóżku.
- Nie tak dobrze jak my - roześmiał się. - Ma fioła na punkcie swojego zadka, marchewek i ... Eleanor.
- Eleanor?
- Tak, jego dziewczyna. Zresztą Liam też ma, Danielle, tancerka.
- A Eleanor jest?
- Modelką. Czasami chodzi po wybiegach, ale częściej uczęszcza w sesjach zdjęciowych do magazynów.
- Z bielizną? - zapytałam podejrzliwie.
- Tego nie wiem - pokręcił głową. - Mam chyba nawet ich fotkę w telefonie.
Spojrzałam na niego zdziwiona, zmarszczyłam czoło.
- Po co ci ich fotka na telefonie?
Harry zakłopotał się lekko.
- To moje przyjaciółki, więc muszę mieć. Na wypadek, gdyby się zgubiły tak?
- Yhym - mruknęłam pod nosem i uśmiechnęłam się, wiedząc, że wymyślił wymówkę właśnie w tamtym momencie.
Wyjął telefon z kieszeni i przeszukał galerię. W między czasie zdążyłam zauważyć mnóstwo moich i naszych wspólnych zdjęć. Było też kilka z Miami i pare z X-Factora. Jakieś backstage, zdjęcie jedzenia i jurorów.
W końcu natrafił na nieco ciemną fotkę i mruknął, że to właśnie one. Eleanor po lewej, Dan po prawej.
- A - uderzył się w czoło. - Zayn też ma dziewczynę. Jak mogłem zapomnieć. Perrie, śpiewa w zespole. Wiesz, że jest tam dziewczyna, która ma na imię Jade?
Zachichotałam.
- Może to jakieś przeznaczenie lub znak, że ja też powinnam śpiewać? - zażartowałam, ale on wziął to na poważnie. - Nie. Nie, nie, nie - pomachałam mu palcem przed oczami i wróciłam do oglądania zdjęć. Styles westchnął tylko i wskazał na dziewczynę w blond włosach.
- Ładna - stwierdziłam i uśmiechnęłam się. - Zbieramy się?
- Ok - przytaknął i pomógł mi wstać z trawy.

***
Następnego dnia Styles musiał wyjechać wcześniej, bo obiecał, że zjawi się na próbie po piętnastej. Musiał dojechać do Londynu, a wliczając korki i inne przeszkody na drodze, trochę mu to na pewno czasu by zajęło. Rano wspólnie z rodzicami zjedliśmy śniadanie, pomogłam mu zapakować wszystkie rzeczy, które do ostatniej chwili jeszcze walały się po moim pokoju. Wyszliśmy przed dom, gdzie zostało mu tylko wsiąść do samochodu i odjechać.
- Hej - na dwóch palcach uniósł moją brodę. - Nie smuć się, proszę. Damy radę.
Kiwnęłam głową i wystawiłam piątego palca u ręki. Roześmiał się.
- Zasada "na paluszek"? - zapytał i wystawił swojego.
Złączyliśmy obydwa, przyrzekając sobie, że przezwyciężymy rozłąkę. Później złączyliśmy się w długim, namiętnym pocałunku, który miał być ostatnim na wiele miesięcy.


***
W poniedziałek zdecydowałam, że ubiorę się w http://www.polyvore.com/cgi/set?id=73704526&.locale=pl.
Do torby spakowałam potrzebne książki i zeszyty i po kilku łykach soku pomarańczowego wybyłam z domu. Bałam się tego dnia. Bałam się reakcji ludzi po piątkowym incydencie. Byłam ciekawa tego co może się wydarzyć, jednak druga część mnie wolała tego nie wiedzieć. Tak czy siak, naukę dopiero zaczęłam, nie mogę z niej zrezygnować. "Może nie będzie tak źle" - miałam nadzieję. Pchnęłam drzwi wejściowe i skręciłam w lewo, by spojrzeć na plan zajęć. Wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie. Pierwsza lekcja miała zacząć się za 10 minut, a sala znajdowała się w drugim budynku. Przeszłam do niego jakby 'balkonem', z którego widziałam cały dół. Usiadłam na dużej, brązowej kanapie w korytarzu, oczekując na dzwonek. W międzyczasie wysłałam Harremu sms'a, w którym życzyłam mu powodzenia na próbach. Założyłam nogę na nogę, a wtedy zorientowałam się, że niezwykłą ciszę zmąciło szuranie butów i głośne rozmowy. Spojrzałam na zegarek - pięć minut do dzwonka, więc studenci zaczęli się schodzić. Koło mnie przeszły dwie dziewczyny i uśmiechnęły się do mnie. Odwzajemniłam gest w pełni nieświadoma tego co się święci. W końcu zdecydowałam się wstać i ustawić pod klasą jak reszta. Ponownie wyciągnęłam telefon, gdyż usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Uświadomiłam sobie wtedy, że nie wyciszyłam dzwonka.

Powodzenia w szkole, kochanie. xx

Uśmiechnęłam się pod nosem i uniosłam głowę, ponieważ usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Przede mną, nieco zasłonięty grupką dziewczyn stał wysoki, z tego co udało się zauważyć - umięśniony i wysportowany, młody chłopak, bo miał gdzieś około 23 lat. Jasne włosy były idealnie dopasowane do zielonych oczu.
Był przystojny, taki .. ideał. Spojrzałam na miny wszystkich dziewczyn, które patrzyły na niego jak ciele na malowane wrota. Przynajmniej odwrócił uwagę ode mnie i obyło się bez zbędnych konfrontacji, jeżeli chodzi o mój związek. Kiedy weszliśmy, nie mogłam zamknąć buzi z wrażenia. Pod stopami znajdował się bijący po oczach bordowy kolor, natomiast ogromna ilość siedzeń umiejscowiona była na "wzgórzu".
- Proszę, żebyście usiedli jak najbliżej mnie - powiedział przez mikrofon profesor, jednocześnie zatrzymując wędrujących na samą górę chłopaków. Dziewczyn nie musiał prosić dwa razy. Rzuciły się na pierwsze miejsca, o mało nie pospadały ze schodów. Zaśmiałam się pod nosem, ale wcale im się nie dziwiła. Gdybym nie była z Harrym, tylko zrozpaczona poszukiwałabym chłopaka, a wtedy trafiłby mi się taki nauczyciel, pewnie sama bym się tak zachowywała i chciała go zdobyć. Na szczęście nie musiałam tego robić. Zajęłam miejsce w trzecim rzędzie, pierwsze od lewej. Torbę położyłam na kolanach i wzięłam głęboki oddech. Zaczęła się moja przyszłość i nie mogłam tego oblać. Wiedziałam, że trzeba być twardym, wziąć się w garść i przede wszystkim chcieć.
- Hej, jestem Anne - dobiegło do mojego prawego ucha.
Spojrzałam na dziewczynę, która siedziała koło mnie i na dodatek wystawiającą rękę do przywitania. Ocknęłam się szybko, zaśmiałam pod nosem z powodu swojego roztargnienia i odwzajemniłam gest.
- Jade - dodałam jeszcze.
- Czy ty... Przepraszam, że o to zapytam... - zaczęła niepewnie.
- No pytaj.
- Czy ty jesteś dziewczyną Harrego Stylesa z tego zespołu One Direction z X-Factora? - zagryzła wargę.
- Ymm.. tak - uśmiechnęłam się.
Otworzyła szeroko oczy z ... podekscytowania (?), ale szybko wróciła do normalnej miny. Szepnęła mi tylko, żebym powiedziała mu, że będzie wysyłała tyle sms'ów ile tylko się da, co obiecałam, że przekażę.
Wykład zaczął się od przedstawienia się profesora, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest młody. Sam zresztą powiedział, że jest z rocznika 90.
- Taki młody i już uczy? Życie sobie pan marnuje panie Booth - powiedziała słodko któraś z dołu.
Sala roześmiała się, a ona dumna z siebie, poprawiła włosy.
- Dziękuję za komplement. Pewnie wielu z was myśli, że w wieku 24 lat, to się dopiero powinno kończyć studia, bądź jeszcze na nich być, ale ja, nie to, że się chwalę - przyłożył dłoń do swojej koszulki - byłem zawsze uważany za cudowne dziecko humanizmu, wobec czego kilka klas przeskoczyłem i wcześniej skończyłem to, co wy właśnie zaczynacie.
- Niczym Wolfgang Amadeusz Mozart - krzyknął ktoś z tyłu, na co wszyscy znowu zaśmiali się. Włącznie ze mną.
- Tak, tyle, że to było cudowne dziecko klasycyzmu, ale dobre porównanie, bo właśnie na czymś takim to polegało - powiedział i pstryknął palcami. Przez kolejne 30 minut wyjaśniał na czym będą polegały zajęcia z nim, do czego musimy się dostosować, a czego unikać. Przedstawił nam regulamin sali wykładowej - no niczym w podstawówce. Kolejną godzinę zaczęliśmy teorią, a później była przerwa, podczas której wybrałam się do łazienki. Już miałam wychodzić z kabiny, kiedy usłyszałam, że ktoś wymówił moje imię.
- Siedzisz koło niej! Zazdroszczę ci! - pisnęła jedna.
- Mówiła ci coś o nim?
- Weź zapoznaj nas z nią.
Nie wiedziałam jak się zachować. Czy wyjść, czy poczekać, aż to one opuszczą łazienkę? Nie chciałam, żeby zrobiła się niekomfortowa sytuacja, jednak dzwonek na zajęcia zmusił mnie do wyjścia. Dziewczyny skupione na sobie nie zauważyły mnie, wobec czego szybko przemknęłam do drzwi i ruszyłam w kierunku sali. Mieliśmy jeszcze jedną godzinę z profesorem Booth'em, a następne dwie z panią od łaciny i to tyle jak na jeden dzień.
- Jeżeli jesteśmy na kierunku humanistycznym, kształcimy się tu na dziennikarzy, a dziennikarz musi być w miarę obeznany, jeżeli chodzi o literaturę, film i muzykę. Kto mi powie, kto jest jego ulubionym pisarzem? Kogo utwory lubi czytać? O ile w ogóle są tu jakieś osoby - dodał. - Może ty? - wskazał na mnie palcem, a wszyscy skierowali swój wzrok w moją stronę i wtedy nie dość, że niektórzy patrzyli na mnie wyczekując odpowiedzi, to niektóre dziewczyny rozpoznały mnie i zaczęły do siebie szeptać, uśmiechać się i prężyć. Nie powiem, czułam się strasznie niepewnie i bardzo skrępowana, ale nie mogłam dać się pokonać lękowi.
- William Szekspir - wypaliłam bez zastanowienia, aczkolwiek nie kłamałam.
- Ulubiony utwór?
- Oprócz Romea i Julii, Otello.
Chłopak wydał z siebie dźwięk podziwu i uśmiechnął się do mnie.
- Ktoś inny? - rozejrzał się po sali, przez co wszyscy wreszcie 'zdjęli' ze mnie wzrok i mogłam spokojnie odetchnąć.
Wychodząc zostałam zaczepiona przez wykładowcę.
- Nie zraziło cię to, że William być może był biseksualistą?
- Nie, dlaczego? - zaśmiałam się. - Jestem tolerancyjną osobą, zresztą, interesuję się jego dziełami, a nie życiem osobistym. Niech sobie każdy będzie kim lub czym chce - powiedziałam i zarzuciłam torbę na ramię.
- A, mam jeszcze pytanie. Zauważyłem, że wzbudzasz w niektórych ... dziwne emocje, jesteś kimś sławnym, czy co? - teraz to on wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu.
Pokręciłam szybko głową.
- Nie, nic o tym nie wiem. Zresztą, chyba o to chodzi, żeby zwracać na siebie uwagę i być lubianym, prawda? - zażartowałam. - Do widzenia - dodałam jeszcze uprzejmie, usłyszałam odpowiedź, wobec czego uznałam, że mogę wyjść. Zrobiłam kilka kroków i natknęłam się na grupkę dziewczyn. Między nimi stała Rosie.
- Heej Jade! - powiedziała wesoło. - Co u ciebie słychać?
- Wszystko w porządku - odpowiedziałam powoli, obmyślając plan w którą stronę uciekać.
- Mam nadzieję, że nie zraziłam do siebie twojego chłopaka, co nie?
- Nie no, coś ty. Ucieszył się, że ma fanki.
- To dobrze - dotknęła mojego ramienia.
- Wiecie co, muszę już iść - wydukałam i zaczęłam się zbierać do skręcania w prawo.
- Pozdrowisz go od nas?
- Pewnie.
- A możesz zrobić to teraz?
- Wiecie, on teraz raczej nie może odebrać telefonu ...
- Jest pod prysznicem? - zgadywała jedna.
Myślałam, że wybuchnę śmiechem, ale jednocześnie czułam się lekko zażenowana.
- Nie, nie jest pod prysznicem - zapewniłam ją. - Myślę, że bardziej ćwiczy piosenki z resztą chłopaków.
- W sobotę występ, już się nie mogę doczekać! - krzyknęła jedna, a pozostałe dziewczyny zaczęły skakać.
Czułam się dziwnie. Nawet bardziej niż dziwnie.
- Tak, ja też - uśmiechnęłam się. - Serio, muszę już lecieć.
- Ale na pewno nie możesz zadzwonić teraz do niego? - krótko obcięta blondynka złożyła ręce jak do modlitwy, a ja westchnęłam głośno.
- Rosie - pisnęłam błagalnie, ale ona nie zwróciła na to zbytniej uwagi. - Dobra, poczekajcie - wyciągnęłam telefon z torebki i wyszukałam Harrego w spisie kontaktów. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam na sygnał.
- Hej kochanie, co tam?
- Nie przeszkadzam ci?
"Powiedz, że przeszkadzam, powiedz, że przeszkadzam"
- Niee.
"Szlag"
- Bo mam taką nietypową sprawę. Dziewczyny ode mnie ze szkoły chciały cię pozdrowić i ja ... - odwróciłam się i zasłoniłam usta. - Musiałam się zgodzić - szepnęłam.
- Nie ma sprawy, weź na głośnomówiący.
Wykonałam polecenie, on coś tam mruknął, a one zaczęły cicho popiskiwać.
"Ja pierdole" - pomyślałam brzydko, ale nic innego na to nie miałam. Po skończonej "rozmowie", powiedziałam jeszcze Harremu, że zadzwonię do niego, pożegnałam się z dziewczynami i wreszcie wyszłam ze szkoły. Było już po szesnastej. Postanowiłam odwiedzić jeszcze Starbucksa i dopiero wrócić do domu.
- Poproszę karmelowe latte z podwójną pianą ... - złożyłam zamówienie. - I jeszcze jakby pani mogła dać trochę posypki czekoladowej - dodałam szybko.
- Oczywiście - odparła. - 4,29$.
- Proszę - mruknęłam i położyłam pieniądze na blacie.
- Mogę być winna grosika?
- No dobrze, tylko nie przepierdol na głupoty - odparłam i uśmiechnęłam się szeroko.

HAHAHAHAHAHA, taki tam żarcik, sprawdzałam, czy nie śpicie. Kocham Was! :D - Ada.
- Mogę być winna grosika?
- No nie wiem jak ja bez tego przeżyję, ale dobrze, daruję pani - zażartowałam, zabrałam kawę i udałam się do domu. Wreszcie odetchnęłam z ulgą, że wrócę do domu i odpocznę. Moja radość jednak nie trwała długo, gdyż ujrzałam przed sobą ...
- Jade! - krzyknął radośnie brunet i podszedł do mnie. - Co u ciebie słychać? Słyszałem, że poszłaś do collegu?
- Dobrze słyszałeś - mruknęłam oschle. - Chcesz czegoś konkretnego, bo spieszę się do domu.
- Jade, o co chodzi?
- Ty dobrze wiesz.
- Nadal jesteś na mnie obrażona o ten komentarz pod zdjęciem? Usunąłem go, przestań zachowywać się jak  dziecko!
- Ty chyba nie jesteś najodpowiedniejszą osobą, która powinna mi mówić jak się zachowywać. Nawet dobrze cię nie znam - stwierdziłam i zmarszczyłam czoło.
- Rozmawiałem z Andy'm. Opieprzył mnie i teraz przyszedłem, żeby cię przeprosić.
- Nie chcę twoich przeprosin.
- Jade, wiem, że źle zaczęliśmy, ale możemy to zmienić.
- Ale ja nie wiem czy chcę cokolwiek z tobą zmieniać.
- Okej, wiem, postąpiłem źle.
- Nie tyle źle, co idiotycznie i żałośnie.
- Okej, więc idiotycznie i żałośnie, ale jakbyś siedziała częściej na Facebooku i poobserwowała co ludzie sobie wypisują pod zdjęciami, to wywaliłabyś się do góry kopytami - wzdrygnął się - nogami, to znaczy, nogami.
- Dzięki Bogu w takim razie, że mam życie i nie muszę spędzać wolnego czasu przed kompem.
- Dzięki Bogu - powtórzył. - Słuchaj, zacznijmy od nowa, serio, przepraszam za tamto. Jak ci się układa z Harrym? Oglądałem ostatni odcinek, wyszło im świetnie!
- Dziękuję, dobrze i przekażę mu, że ci się podobało - powiedziałam i ruszyłam w stronę samochodu.
- Jade - złapał mnie za łokieć, ale wyrwałam mu się.
- Steve. Wiem, że przepraszasz, ale ja mam ciężki charakter i tak szybko się nie 'odobrażam'. Zresztą, nie jestem obrażona - zauważyłam. - Po prostu mnie wkurzasz.
- Szczera jesteś.
- No tak, przykro mi.
- Będziesz się chciała kiedyś ze mną spotkać?
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Ale oczywiście jako kumple - zapewnił po chwili.
- Tak, jasne, że tak. Ale nie dzisiaj, bo jestem strasznie zmęczona. Skontaktujemy się, okej?
- Pewnie - odpowiedział zadowolony z wypełnionej misji. - Dziękuję i jeszcze raz przepraszam.
- Dobra, wszystko w porządku już.
- Pozdrów Harrego i życzę Wam szczęścia i wytrwałości.
- Tak, przyda się, dziękuję - uśmiechnęłam się i pomachałam mu.
Wsiadłam do samochodu, przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam w kierunku domu. Zatrzymałam się po drodze w jeszcze jednym sklepie, bo przypomniałam sobie o kaszy dla Lux, lecz po kilku minutach zaczęłam tego bardzo żałować.



________
Tak, wiem, że jestem głupia, jeżeli chodzi o tego grosika, ale chciałam wprowadzić od siebie jakiś taki komentarz, żeby sprawdzić, czy nie usnęliście, czytając.

Ponieważ się pytaliście, bloga planuję na max. 20 rozdziałów. Więc, coraz bliżej końca. Standardowo proszę o "rozbudowane" i szczere komentarze. :) Nie będę pisała (jak wcześniej robiłam), że musi być tyle i tyle komentarzy, żebym dodała następny, bo doszłam do wniosku, że to trochę głupie, że wymuszam to od was. Kto czuje potrzebę napisania i sprawienia mi uśmiechu na twarzy - niech to zrobi. Kto nie, to nie. :)

Pozdrawiam! <3 |hug.<3

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 12 :"Ale poradziłem sobie tak?"

Uchyliłam lekko jedną powiekę i natknęłam się wzrokiem na kremową ścianę. Odwróciłam się i tym razem prawie uderzyłam nosem o czoło Harrego. Uśmiechnęłam się do siebie i wzięłam głęboki wdech. Przykryłam się pościelą, gdyż nieco zsunęła się, odsłaniając nagie ramię. Poprawiłam leżącemu koło mnie chłopakowi kręcony kosmyk włosa, który niezgrabnie zasłaniał mu oko. Przy mojej 'operacji' przez przypadek musnęłam go małym palcem po policzku, na co wzdrygnął się i otworzył oczy. Na szczęście nie wydarł się na mnie, tylko prychnął pod nosem i przetrzepał fryzurę.
- Dzień dobry - mruknął swym niezwykle seksownym, zachrypniętym głosem, a następnie uniósł się na łokciach i pochylił, by mnie pocałować.
- Dzień dobry - odpowiedziałam.
Leżeliśmy chwilę i patrzyliśmy się na siebie, co chwilę się uśmiechając. W końcu sięgnęłam ręką za siebie i po omacku, nie odrywając wzroku od jego zielonych tęczówek, natknęłam się dłonią na telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i odczytałam godzinę ósmą pięćdziesiąt siedem. Pomimo, że wolałabym przeleżeć ze Stylesem cały dzień w łóżku, ewentualnie powtórzyć rzeczy z nocy, wiedziałam, że czekają mnie obowiązki, które obiecałam, poprzedniego dnia mojej mamie, że wypełnię. Co prawda nie wiedziałam jacy goście mają przyjechać, ale tak czy siak, wypadałoby trochę ogarnąć, zwłaszcza, że ostatni raz takie porządki robione były u nas w domu jakoś na święta wielkanocne, a była już prawie połowa września, więc to powiedzmy przymus odgórny.
- Muszę się zbierać na dół, ale ty możesz tu na mnie poczekać, może jakoś przed dwudziestą wrócę - zażartowałam, powoli zbierając się z łóżka.
Skrzywił się.
- Pomogę ci.
- Nie musisz.
- Ale chcę. Co dwie głowy to nie jedna, szybciej to zrobimy i będziemy mieć więcej czasu dla siebie - zaproponował.
- Okej - wymamrotałam. - Tylko teraz tak - powiedziałam głośniej - ja wstaję, a ty się odwracasz.
- Czemu? - zmarszczył czoło.
- Bo jestem goła Harry! - pisnęłam.

"Mina w stylu NO CO TY NIE POWIESZ" 

- Przecież wiem. Już cię widziałem - odparł zadziornie.
- No to co - spłonęłam rumieńcem. - Odwróć się i już - rozkazałam mu. - No szybko!
Chłopak schował głowę pod pościel, a ja postanowiłam szybko wyskoczyć w stronę łazienki. Na wszelki wypadek wyciągnęłam z szafki mały kocyk, którym niezbyt dokładnie, ale owinęłam się dookoła, gdyby przypadkiem mamie czy tacie zachciało się wchodzić na moje piętro. Zanim wyszłam, postanowiłam zerknąć szybko, czy Harry dotrzymał obietnicy. Nie. Oczywiście, że nie. Kiedy się odwróciłam, on szybko zasłonił oczy ręką, ale i tak wiedziałam, że wcześniej patrzył.
- Wiesz co? - pokręciłam głową z niedowierzaniem, ale po chwili wybuchłam śmiechem i udałam się do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, podsuszyłam włosy i podczas szorowania zębów usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Uchyliłam je delikatnie i ujrzałam stojącego przed nimi Harrego, z miną smutnego pieska.
- Tęsknię, wpuścisz mnie? - wargi ułożyły mu się na kształt podkowy.
Westchnęłam i odparłam:
- Niech ci będzie.
Wróciłam do przerwanej czynności. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam, że Harry stoi tuż za mną, przyglądając mi się dokładnie. Miałam na sobie tylko biały ręcznik, a po prawym ramieniu wciąż spływały kropelki wody, które wydostały się z jeszcze mokrych końcówek włosów.
- Czo? - zapytałam i pozbyłam się miętowej piany.
- Nic - pokręcił głową. - Jestem dumny, że mam taką seksowną dziewczynę.
Zaśmiałam się i odłożyłam szczoteczkę.
- Tu masz czysty ręcznik - wskazałam na brązową szafkę stojącą koło kabiny prysznicowej. - Możesz użyć płynu mojego taty, bo zostawił go, jak kiedyś mieliśmy remont na dole i wszyscy myli się tu. No .. i to chyba tyle, czekam na dole - powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Chooodź ze mną - poprosił i objął mnie od tyłu.
- Harry - mruknęłam niezwykle czule. - Wiesz, że bym chciała - tym razem to ja zrobiłam z warg podkowę - ale muszę zejść na dół. Zresztą rodzice są w domu i głupio by było, gdyby nas przyłapali na wspólnej kąpieli, tak?
Kiwnął smutny głową. Zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta, po czym szybko wyszłam, by nie zdążył nic powiedzieć.


***
- Tak, wiem wszystko.
- Postaramy się wrócić jak najszybciej i ci pomóc. Zajmiesz się Lux?
- No pewnie - odpowiedziałam. - Jestem z Harrym, więc damy radę. Jak posprzątamy to weźmiemy ją na jakiś spacer - zapewniłam mamę.
- Tylko mi tu żadnych numerków z Harrym, jasne? - powiedział niby poważnie tata, ale dało się wyczuć nutkę żartu.
- Tato, no co ty, my?
- No, no - pogroził mi palcem i wyszedł z domu.
- Pa, kochanie - powiedziała mama, a ja święcie przekonana, że to do mnie, wypowiedziałam szybkie "Pa".
Spojrzała na mnie.
- Tak, tak, pa kochanie - machnęła ręką, a ja otworzyłam buzię ze zdziwienia i zmarszczyłam czoło.
Śpiąca Lux ( w opowiadaniu jest większa)

Wtedy do kuchni wszedł Harry, kiwnął tylko na "dzień dobry/do widzenia" mojej rodzicielce, a następnie podszedł do Lux i zaczął coś do niej gadać. Ja natomiast włączyłam kanał muzyczny w telewizorze, a na kuchenną szafkę wyjęłam wszystkie potrzebne nam do sprzątania rzeczy. Zaczęliśmy od kuchni, później ogarnęliśmy salon, przedpokój, dolną łazienkę. Przed pójściem na górę zrobiliśmy sobie przerwę i przysiedliśmy na schodach, wyrównując oddech. Spojrzałam na niego i roześmiałam się. Jego włosy były w totalnym nieładzie. Zorientował się o co mi chodzi, więc włożył głowę między kolana, potrzepał nią nieco, zaraz pomógł sobie rękami i wrócił do poprzedniej pozycji. Prychnęłam pod nosem i zrobiłam to samo. Niestety nie wyszło jak zamierzałam, wobec czego Styles wybuchł śmiechem, ale szybko uspokoił się i pomógł mi poprawić fryzurę.
- Nie wszyscy mają takie idealnie włosy jak ty - mruknęłam, wstałam ze schodów i udałam się na górę, natomiast Harry pognał za mną.
- Nie wszyscy są tak idealni jak ty - powiedział, stojąc w progu łazienki.
- Ty się już nie podlizuj - wystawiłam mu język i wsypałam do wanny biały proszek z niebieskimi granulkami, coś w stylu 'Ajaxu'. Wtedy rozległ się płacz Lux.
- Harry, idź do niej, bo ja mam środek czyszczący na rękach. Poradzisz sobie? Nie musisz jej wyjmować z kojca, zajmij ją tylko czymś, albo spróbuj jej dać wody z sokiem - wydałam mu polecenie.
Zasalutował i zniknął. Po chwili płacz ucichł, zamiast tego usłyszałam cichy śmiech i jakieś mamrotanie męskiego głosu połączone z piszczeniem. Skończyłam sprzątać łazienkę i postanowiłam zajrzeć do swojego pokoju. Rozejrzałam się po nim i doszłam do wniosku, że nie obejdzie się bez odkurzacza - i nie tylko. Na podłodze leżał porozwalany popcorn, gdzieniegdzie przygnieciony do dywanu, gdyż któreś z nas musiało go przydeptać. Na jednej małej szafce stały kieliszki, miski po owocach i jedna po czekoladzie. Na łóżku było jeszcze gorzej. Prześcieradło leżało zwinięte w rogu łóżka, natomiast pościel wychodziła z poszewki.
- Czemu ja tego rano nie zauważyłam? - zdziwiłam się.
Jednak zanim przystąpiłam do działania, zeszłam do kuchni, by zorientować się jak sytuacja u Harrego i Lux.
Zastałam go, siedzącego na ziemi i pokazującego małej kolorowe książeczki. Ten widok był powalający. Sięgnęłam do szafki, wyszperałam aparat i pstryknęłam fotkę.
- Ślicznie, a teraz chodź ze mną posprząta sypialnię... - uśmiechnęłam się słodko i odłożyłam Lux do łóżeczka, dałam jej butelkę z piciem i położyłam kilka zabawek. Miałam nadzieję, że to zajmie ją na kilkanaście minut, żebyśmy skończyli już to sprzątanie. Harry złapał mnie za rękę i weszliśmy na górę. Kopnęłam drzwi do pokoju i spojrzałam na Harrego, by zobaczyć jego reakcję. Otworzył tylko szeroko oczy i wybuchł śmiechem.
- Nieźle nabałaganiliśmy - stwierdził po chwili i przejął ode mnie odkurzacz.
W niesamowitym tempie przeleciał po całym pokoju, wciągając przez metalową rurę najmniejszy okruszek.
Ogólnie - ja nic nie tknęłam.

***
Po około godzinie mieliśmy już wszystko przygotowane. Zrobiłam kompot do obiadu, który miała przywieźć mama z tatą. W końcu doszłam do wniosku, że teraz należy nam się chwila odpoczynku.
- Kotek, idę się ubrać w coś normalnego i pójdziemy na spacer z małą ok?
- Pewnie - odparł i usiadł na kanapie.
Po kilku minutach zastanawiania się wybrałam szarą bluzę z napisem "AWESOME", rurki w kolorze "jasny morski(?)" i czarne vansy. Włosy rozpuściłam, a grzywkę spięłam wsuwkami do góry. Rzęsy pociągnęłam nieco mocniej, niż zwykle, tuszem, na policzkach rozprowadziłam delikatny róż, usta pomalowałam malinowym błyszczykiem + dodałam cieniutką kreskę eye-linera na obydwóch powiekach. Zbiegłam na dół i zabrałam się za ubieranie Lux, czemu Harry dyskretnie się przyglądał.
- Patrz jak to się robi, żebyś nasze umiał wyszykować na wyjście- zażartowałam.
Harry uśmiechnął się delikatnie i widać było, że zaczął się nad tym głębiej zastanawiać. Spojrzałam na niego, usiadłam mu na kolanach i szepnęłam do ucha:
- Nie martw się, nie chcę mieć dziecka w wieku 18 lat - zakończyłam wypowiedź muśnięciem w policzek.
Złapałam Lux za rączkę, a Styles za drugą i tak wyszliśmy z domu.

***
*wyglądaliśmy mniej więcej tak*
Wybraliśmy się do parku, gdyż jak wcześniej wspominałam, znajdował się tam duży plac zabaw. Spędziliśmy na nim około godziny, a później udaliśmy się do małej kawiarenki w centrum. Pomimo jesieni, słońce górowało na niebie i zdecydowanie wygrywało z wiejącym wiatrem. Gdy szliśmy chodnikiem, trzymając małą, ludzie spoglądali na nas i szeptali coś do siebie. Jestem pewna, że dzielili się swoimi opiniami na temat młodych rodziców i tego, jak bardzo nieodpowiedzialnym trzeba być, żeby dopuścić do ciąży w tak młodym wieku. Patrzyłam na nich lekko zażenowana tym, że mówią, a nie wiedzą jak jest naprawdę. Ludzie w dzisiejszych czasach zdecydowanie nie trzymają się powiedzenia : "Nie oceniaj po okładce". Ale czy to się da zmienić? Co robimy, kiedy poznajemy się z kimś? Pierwsze co, to patrzymy jak wygląda, czy jest ładnie ubrany, uczesany, czy przyjemnie pachnie. Przez pierwsze 5 minut nie obchodzi nas, czy jest ambitny, czy pochodzi z bogatej rodziny, gdyż zajmujemy się analizowaniem tego, co w danej chwili widzą nasze oczy. Dlatego po części rozumiem tych ludzi, którzy mijając nas nie mają nawet minuty, by dokładnie przyjrzeć się i cokolwiek przemyśleć. Była sobota, ładna pogoda, więc dużo osób wyszło na dwór. Wcale nie zdziwił mnie widok przepełnionych kawiarenek. Wypatrzyliśmy jednak jedną, w której było kilka miejsc, a przy szybie akurat stał stolik dla dwóch osób. Udałam się w jego stronę, trzymając Lux na rękach, a Harry  podszedł do baru, by zapytać, czy możliwe jest pożyczenie krzesełka dla dziecka. Odwróciłam się, by zobaczyć co udało mu się zdziałać i ujrzałam go pokazującego mi kciuki do góry. Uśmiechnęłam się i otworzyłam menu. Dużo nie zamawialiśmy, ponieważ nie mieliśmy czasu. Razem z Harrym wypiliśmy kubek gorącej czekolady ze śmietaną i zjedliśmy wspólnie szarlotkę, karmiąc się nawzajem. Poczęstowałam też Lux, ale jej niestety ciasto niezbyt smakowało i wolała wcinać własne palce. Po około 30 minutach opuściliśmy kawiarnię i ruszyliśmy w drogę powrotną. Styles trzymał małą w jednej ręce, a drugą podał mi. Rozglądałam się gdy dreptaliśmy po chodniku i zorientowałam się, że kilka osób wskazuje na nas palcami. Jakieś dziewczyny zatrzymywały się i uśmiechały się do nas lub coś, bardzo podekscytowane, mówiły między sobą.
- Twoje fanki - mruknęłam.
Odwrócił się i odwzajemnił uśmiech na co one zaczęły mu machać. Zastanawiałam się, czy przypadkiem zaraz któraś z nich nie podbiegnie i nie będzie prosiła o wspólną fotę. Na szczęście, nie doszło do tego i spokojnie wróciliśmy do domu.

***
- Wiesz już kto przyjdzie? - zapytał mnie, przeglądając gazetę, w czasie gdy ja ponownie się przebierałam.
Zaprzeczyłam.
- I jak? - spytałam, kręcąc się dookoła. - Może być?
Podszedł do mnie, położył mi dłonie na biodrach i pocałował czule. Odwzajemniłam gest i z małego całusa przeszliśmy na bardziej namiętny. Małymi kroczkami zbliżyliśmy się do łóżka. Lekko popchnęłam go, a następnie położyłam się na nim nie przerywając czułości. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko zerwałam się i poprawiłam koszulkę.
- Proszę! - krzyknęłam, drzwi uchyliły się, a przez szparę zajrzała mama.
- Wróciliśmy. Wszystko już jest, trzeba tylko rozstawić na stole, Lux śpi?
- Tak - odpowiedziałam. - Już idziemy. A, mamo! - zawołałam ją nim zdążyła całkowicie wyjść. - Kto przychodzi? Bo do tej pory mi nie powiedziałaś.
- Rodzice Andy'ego i kilka jeszcze znajomych.
- A Andy?
Wzruszyła ramionami.
- Pożyjemy, zobaczymy - uśmiechnęła się i zeszła na dół.
- Kto to Andy?
- Mój ... dobry kolega. Znamy się od przedszkola.
- A, to u niego byłaś na imprezie?
Kiwnęłam głową.
- Mam się czuć zazdrosny?
- No co ty. W żadnym wypadku. On ma dziewczynę. No, prawie - mruknęłam pod nosem i spojrzałam na niego. - Nie, nie musisz się przejmować - cmoknęłam go w usta i pociągnęłam za rękę w stronę schodów.
Po kilku minutach rozległ się dzwonek. Zostawiłam, rozkładającą jeszcze resztę rzeczy, mamę i pobiegłam, by otworzyć. Ujrzałam kobietę średniego wzrostu, o dużych, zielonych oczach i krótkich, czarnych włosach. Miała na sobie żakiet, białą bluzkę, czarne, eleganckie spodnie i buty na obcasie. Tuż za nią wysuwał się wyższy pan, ubrany w koszulę, krawat i spodnie od garnituru oraz eleganckie pantofle.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się grzecznie i wpuściłam gości do domu. Za nimi nie było już nikogo.
Przejęłam od kobiety torebkę, w której (jak przystało) znalazł się mały drobiazg, natomiast mężczyzna trzymał w ręku butelkę z winem. Zaniosłam prezent mamie, a ona rozpakowała go i ucieszyła się, gdyż ujrzała śliczne, różowe spodenki dla Lux i jedną niebieską sukieneczkę. Podziękowała w imieniu całej rodziny, a następnie usiedliśmy przy stole.
- Ojej, Jade, jak ty wyrosłaś! - powiedziała Pani Robin.
Uśmiechnęłam się, spoglądając na siedzącego koło mnie, nieco skrępowanego Stylesa.
- A - uderzyłam się ręką w czoło. - To Harry, mój chłopak - odparłam, wskazując na loczka.
- Bardzo mi miło - powiedział uroczyście i pocałował wierzch dłoni kobiety, natomiast jej mężowi uścisnął dłoń.
Kobieta zerknęła na niego z podziwem, a później przeniosła swój wzrok na mnie.
- Więc, Jade, poszłaś teraz do collegu?
- Mhm - kiwnęłam głową.
- Do którego?
- Na Corps Street.
- Naprawdę? To nasz Andy przecież tam chodzi! - krzyknęła i spojrzała na swojego męża, który zajęty był rozmową z moim tatą.
- Tak? - spytałam zdziwiona. - Nie widziałam go na rozpoczęciu roku...
- Ah, bo właśnie cztery dni temu pojechał na spotkanie, które obejmowało około 6 wykładów, wraca dopiero dzisiaj w nocy, dlatego nie ma go teraz z nami.
Uśmiechnęłam się do niej. Obydwie dłonie, splecione razem, ułożyłam sobie na kolanach i czekałam na posiłek, który właśnie wtedy wnosiła moja mama. W pewnym momencie poczułam, że ktoś "dobiera" się do moich palców. Zerknęłam pod spód i ujrzałam dłoń Harrego, wtedy już, wplecioną w moją.
- Kocham Cię - powiedziałam bezgłośnie tak, by mógł wyczytać mi to z ust. Miałam ochotę po prostu rzucić się na niego i go pocałować, ale niestety okoliczności nie sprzyjały. Musicie mi wybaczyć! To był ostatni dzień, ostatnie nasze wspólne chwile spędzane razem, więc chciałam się nim nacieszyć tak? No. Wracając.
Mama jak zwykle zabiegana, w końcu usiadła i zaczęliśmy jeść. Reszta znajomych miała wpaść później, umawiali się bardziej na kawę i ciastko niż obiadokolację.
- Um, Jade - zaczęła mówić, przełykając posiłek mama Andy'ego. - Słyszałam, że byliście z Andym w muzeum?
Wtedy przypomniałam sobie, że nie poinformowałam o tym Harrego. Miałam nadzieję, że nie będzie miał mi za złe, w końcu, nic nas nie łączy, Andy to tylko mój przyjaciel, przecież mogę spotykać się z innymi chłopakami.
- Tak, tak. Było bardzo miło, no i ciekawie. Dzieła, które się tam znajdują, są naprawdę godne uwagi i moim zdaniem każdy powinien się tam wybrać i je obejrzeć. Może nawet kupić, o ile ma się spory zapas pieniędzy i wielką, pustą ścianę w domu - zażartowałam, a wszyscy się zaśmiali.
- A ty chłopcze? - odezwał się w końcu, oderwany od rozmowy z moim tatą, Pan Robin.
Harry odłożył widelec na talerz i spojrzał pytająco na gościa.
- Co robisz w życiu?
- Harry własnie poszedł do programu muzycznego i założył zespół, jest już rozpoznawalny - wtrąciła się moja mama.
- Hej, mamo, on umie mówić - uniosłam brwi, zwracając jej uwagę.
- Nic się nie stało - odparł Styles. - Jak już wspomniała mama Jade, wybrałem się do X-Factora, przeszedłem dalej, a teraz połączyli nas w zespół i miejmy nadzieję, że będzie dobrze. Kto wie, może uda nam się zrobić międzynarodową karierę?
- Żadnych innych ambicji? Czegoś w stylu adwokata, lekarza? To są zawody przyszłości - mówił.
Atmosfera zaczęła się zmieniać na nieco gorszą.
- Miałem iść na medycynę, ale doszedłem do wniosku, że to nie jest to, co chcę robić. Moim marzeniem jest pracowanie w czymś, co będzie mi sprawiało przyjemność i z miłą chęcią, rano, będę wstawał. I właśnie takim kierunkiem jest muzyka, jeżeli o mnie chodzi - wyjaśnił kulturalnie Harry.
- Wiesz, Andy poszedł do collegu, studiuje filologię polską, rozszerzona sztuka antyczna, łacina - zaczął wymieniać mężczyzna, ale chłopak mu przerwał.
- I bardzo dobrze, powinien być pan z niego dumny - uśmiechnął się i zabrał do jedzenia.
Ja natomiast miałam ochotę zapaść się pod ziemię, albo chociaż, żeby dano mi zakończyć już to spotkanie.
Zapadła cisza, więc moja mama postanowiła zagaić rozmowę.
- Byliście dzisiaj z Lux na spacerze?
Nic nie odpowiedziałam, ponieważ byłam za bardzo zdenerwowana. Harry natomiast odparł, że tak.
- Chciałem powiedzieć tylko, że mała jest niesamowicie grzeczna i zazdroszczę państwu takich dzieci, oby moje takie były - zażartował, na co prawie wszyscy zaśmiali się. Z wyjątkiem ojca Andy'ego.
- A masz już plany? W tak młodym wieku?
Jasne, dokładnie wiedziałam o co mu chodzi. Ojciec Andy'ego zawsze próbował nas zeswatać. Gdy miałam 5 lat, jego przebrał na przedstawienie za księcia, a u mnie wymusił strój księżniczki, chociaż wtedy marzyła mi się sukienka motylka. W wieku 10 lat zorganizował nam wspólne urodziny, na których przez prawie cały wieczór kazał nam razem tańczyć. W wieku 15 lat, zaczęliśmy już dorastać więc nie dało się nami manipulować. W każdym razie, zawsze byłam u nich mile widziana i niezwykle rozpieszczana. Zastanawia mnie tylko, dlaczego aż tak mu na mnie zależało? Andy imprezował i co chwilę miał inną dziewczynę. Dlaczego to mu nie pasowało? Co we mnie było takiego "innego", niż w np. Missy? A może po prostu wtedy jeszcze jej nie poznał. Z myślenia wyrwał mnie niski, dobrze mi znany głos:
- Nie, skąd. Po prostu myślę na przyszłość.
- Wywierasz presję?
- Proszę Pana. Jade jest w collegu, ja dopiero zaczynam życie. Nie mówię, że dzieci to problem, ale bez obaw, na najbliższe 6 lat nie mamy ich w planach, prawda? - spojrzał na mnie, oczekując potwierdzenia.
Kiwnęłam tylko głową.
- Przepraszam, za chwilkę wracam - mruknęłam i odeszłam od stołu. Pobiegłam na górę i zamknęłam się w łazience. Byłam zła na Pana Robina, ponieważ moim zdaniem nie powinien był się tak zachowywać. Nie znał Harrego, a go oczerniał. Czułam się po prostu strasznie głupio, że musiał to "przeżywać", chociaż mały już nie jest i znakomicie sobie z tym poradził. Jednak chciałam, żeby nasz weekend wspominał dobrze. Wszystko było okej, a tu nagle mu wpada jakiś facet i po nim jeździ, tylko dlatego, że nie lubi muzyków, bo woli zarabiać pieniądze wydając wyroki na zbrodniarzach. Wzięłam kilka głębokich oddechów i poprawiłam makijaż. Wychodząc z łazienki natknęłam się na chłopaka.
- Jade, czym ty się przejmujesz?
- Nie przejmuję się.
- Znowu mnie kłamiesz. Widzę, tak?
- Chcę, żeby ten wieczór się już skończył.
- Ale poradziłem sobie tak?
- Ale on nie powinien tak po tobie jeździć.
- Ale poradziłem sobie tak?
- To było niegrzeczne i nie chcę, żebyś tak zapamiętał nasz wspólnie spędzany czas.
- Ale poradziłem sobie tak?
- Wybaczysz mi tę katastrofę?
- Ale poradziłem sobie tak?
- Wiesz, że to zdanie nijak pasowało do mojego pytania?
- Ale poradziłem sobie tak?
- No właśnie sobie nie poradziłeś, bo to nie miało sensu.
- Ale przy stole, poradziłem sobie tak?
- TAK.
- No widzisz i takiej odpowiedzi oczekiwałem - pochylił się i pocałował mnie czule. - A teraz chodź, wracamy do gości, bo nieładnie tak odchodzić i tyle nie wracać, skoro jest się "gospodynią" w pewnym sensie tak?
Prychnęłam pod nosem.
- Jako by nie było, ty też sprzątałeś, więc ty też się do tego przyczyniłeś - zaśmiałam się i z powrotem zasiedliśmy do stołu. Za jakieś 20 minut pojawili się Marc, Joanna, Kelsey, Pamela i Anthony.
Widziałam, że towarzystwo chciało sobie popić, do tego zaczęli opowiadać jakieś głupie historie z czasów studiów, więc po parunastu minutach, sprytnie, cicho, tak by nikt nie zauważył, wymknęliśmy się z domu.

_____________
uff. tak jak prosiłam poprzednio, wyduście z siebie coś więcej niż tylko "super", chociaż to i tak mnie cieszy :D
Może chcecie zadać jakieś pytania bohaterom, bądź mnie? Jest coś, co was ciekawi, czego nie rozumiecie? - Wyjaśnię! :)
min. 18 komentarzy - NEXT GWARANTOWANY! :)
Ps. Z przykrością stwierdzam, że opowiadanie powoli dobiega końca.

______________
Jeżeli chcesz, żebym informowała cię o nowych rozdziałach zostaw tu swojego fb/twittera. |hug.<3

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 11 : "Zrobiło mi się nieco gorąco od tego wina, a tobie?"

Tydzień upłynął mi niesamowicie szybko, ponieważ nie był bardzo pracowity, gdyż musieli nas najpierw przeprowadzić przez szereg różnych regulaminów i dokumentów. Wypełnialiśmy braki w papierach, chodziliśmy po szkole i zwiedzaliśmy jej zakamarki. Pamiętam jednak słowa profesora łaciny : "Niech wam się nie wydaje, że tak będzie zawsze. Od poniedziałku bierzemy się ostro do roboty, to nie przedszkole". Szczęśliwie dotarliśmy do piątku, z czego się niesamowicie cieszyłam, bo na sobotę umówiłam się z Harrym. Między lekcją w-f, a lekcją matematyki miałam godzinę wolną, którą mogłam wykorzystać jak tylko chciałam, więc postanowiłam udać się do szkolnej biblioteki i rozejrzeć się co mają w swoim zapasie. Pchnęłam ciężkie drzwi wykonane z ciemnego drewna i cicho weszłam do pomieszczenia, które było jak trzy razy mój pokój. Przy ladzie po lewej stronie ujrzałam pochyloną nad książką siwą staruszkę, z okularami na nosie. Gdy usłyszała, że ktoś wchodzi, uniosła delikatnie głowę, uśmiechnęła się pod nosem i z powrotem wróciła do lektury. Odwzajemniłam gest i weszłam dalej. Wszędzie stały wysokie szafki, wypełnione książkami, a na samym końcu, po prawej stronie stało około 10 biurek ze stacjonarnymi komputerami. Przeszłam dalej i ujrzałam jeszcze długą, pomarańczową kanapę, kilka foteli i jeden mały, szklany stolik. Ogółem mówiąc - biblioteka wzbudziła we mnie podziw i wiedziałam, że często będę tu wpadać. Zerknęłam na zegarek i obliczyłam, że mam jeszcze sporo czasu, bo około 45 minut. Starając się nie stukać obcasami, podążyłam ku "małemu salonikowi". Odłożyłam torbę na kanapę i podeszłam do pierwszej szafki z książkami.
- Oo, hej, masz przerwę? - usłyszałam dziewczęcy głos.
Spojrzałam w kierunku dochodzącego dźwięku i ujrzałam Rosie.
- Am, tak, ty też?
Kiwnęła głową.
- Lubisz czytać?
- Nawet.
- Ja też - oznajmiła. - Co robisz jutro? Może się spotkamy?
- Przykro mi, ale akurat umówiłam się z chłopakiem - uśmiechnęłam się.
- Aa, rozumiem. Opowiedz mi o nim - zaśmiała się.
Zdziwiłam się trochę tą prośbą, ale nie uznałam tego za żaden akt wścibskości, czy czegoś w tym stylu. Nie znałyśmy się dobrze, to fakt, a o takich rzeczach rozmawia się raczej z bliższymi osobami, ale może to dobry temat na start?
- Poznaliśmy się na obozie letnim w Miami - zaczęłam mówić. - Ma na imię Harry i ma 19 lat.
- Jest stąd?
- Nie no, właśnie to jest ten problem, że mieszka w Holmes Chapel.
- Przecież to po drugiej stronie UK! I dajecie radę tak w związku na odległość?
- Jakoś dajemy - uśmiechnęłam się. - Teraz będziemy wystawieni na dużą próbę, bo bierze udział w X-Factorze.
Rosie otworzyła szeroko oczy i buzię. Wyglądała, jakby ta informacja wbiła ją w ziemię.
- To ty chodzisz Z TYM Harrym Stylesem?! - pisnęła, po czym szybko zakryła sobie buzię dłonią, gdyż uświadomiła sobie, że powinna zachowywać się cicho.
- No tak? - zdziwiłam się, nie wiedząc o co jej chodziło.
- O mój Boże, jestem jego fanką! - odparła podekscytowana. - On teraz jest w zespole z jeszcze czterema chłopakami tak?
- Tak, z Niallem, Liamem, Louisem i Zaynem.
- Jak powiesz, że ich znasz osobiście, to cię zabiję - pogroziła mi żartem.
- To szykuj broń - zażartowałam.
Otworzyła tak szeroko oczy, że nawet nie wiem czy da się bardziej.
- Jesteś chyba najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi! Poznasz mnie z nimi?! - zrobiła maślane oczy.
- Jeżeli bardzo chcesz, to mogę cię jutro poznać z Harrym, co do reszty chłopaków, to nie wiem kiedy będę miała okazję się z nimi widzieć.
- Iiiip! - pisnęła i przytuliła mnie.
Wybuchłyśmy śmiechem, a później dokończyłam jej opowiadać o moim związku.

***
Po 8 godzinach w szkole, wreszcie nadeszło zbawienie. Ostatni dzwonek rozległ się o piętnastej trzydzieści. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i udałam się w kierunku wyjścia.
- Jade! - ktoś krzyknął za mną.
Odwróciłam się i przystanęłam. Podbiegła do mnie Caroline, z którą chodziłam do klasy. Była strasznie sympatyczna, miła i chętna do pracy. Widać było, że bardzo jej zależało na szkole i na dobrych wynikach w nauce.
- Tak? - zapytałam wesoło.
- Spotkałybyśmy się jutro? Omówiłybyśmy plan projektu na angielski.
Zmarszczyłam czoło zdziwiona.
- Plan projektu? Jakiego projektu?






- Nauczyciel nic jeszcze nie mówił przy całej klasie, ale ja, jako przewodnicząca wiem zwykle o
wszystkim kilka dni wcześniej, wiesz, to taki przywilej, i dzięki temu, możemy zacząć wcześniej, by się
dobrze przygotować - mówiła szybko. - To co? Wszystko ci wyjaśnię jak się spotkamy.
- Jutro nie mogę, ale może w niedzielę? Albo na tygodniu?
- Kurcze, najlepiej by było jutro, no ale rozumiem, że masz plany. Dobra, dogadamy się jeszcze, dasz mi swój numer?
- Jasne - odparłam.
- Dziękuję - wyszczerzyła zęby w szczerym uśmiechu i odbiegła w drugą stronę.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, jaką niesamowitą moc zarażania dobrą energią ma ta dziewczyna. Zeszłam schodkami na dół i pchnęłam jedno skrzydło drzwi. Oślepiło mnie słońce i poczułam na ciele lekki wiatr. Tego dnia, ze względu na piękną pogodę (nie no, co ja gadam, po prostu nie miałam benzyny), wybrałam się do szkoły piechotą. Wzięłam głęboki wdech, rozejrzałam się dookoła, gdy nagle mój wzrok zatrzymał się na smukłej sylwetce, wysiadającej z czerwonego samochodu. Przechyliłam lekko głowę w lewą stronę i zastanowiłam się na chwilę.

Czy to może być on? Ale przecież mieliśmy się spotkać jutro.

W końcu oparł się o samochód i zdjął okulary. Nie miałam wątpliwości, że to ...
- Harry! - krzyknęłam i zbiegłam szybko po schodkach. Dobiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
Tkwiliśmy w uścisku przez jakiś czas, po czym odsunęłam się od niego na parę centymetrów i musnęłam go w usta. Wyszczerzyłam się i zapytałam:
- Co ty tu robisz? Dzisiaj piątek!
- No wiem, ale udało mi się wyrwać wcześniej, wobec czego mamy dla siebie ...
- Dzisiejsze popołudnie - zaczęłam.
- Noc - mruknął, a ja wywróciłam oczami.
- I jutrzejszy dzień - dodałam podekscytowana. Spojrzałam mu jeszcze raz w oczy i pocałowałam go czule.
Uśmiechnął się i spojrzał w kierunku szkoły. Akurat wszyscy zaczęli wychodzić, wobec czego mieli szanse nas zobaczyć. Poczułam się trochę niepewnie i skrępowana i chciałam jak najszybciej odjechać, by nie było zbędnego poruszenia, jednak nie zdążyłam. Dziewczyny zaczęły wskazywać na nas palcami, a Styles uśmiechnął się tylko do mnie, by mnie uspokoić i pomachał im. Niektóre laski zaczęły zwijać się z radości, inne nie były do końca pewne, kogo widzą. W sumie, trochę mnie to zdziwiło. Przecież oni w programie są dopiero chwilę i już zyskali takich "piszczących na ich widok" fanów? Wtedy z budynku wyszła Rosie i zdziwiona zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu obiektu zainteresowania. W końcu ujrzała nas, a ja postanowiłam, żebyśmy szybko odjechali. Harry przeszedł na swoją stronę, a ja uchyliłam drzwi i już chciałam wsiąść, kiedy zorientowałam się, że moja ruda koleżanka podbiegła do auta. Spojrzała na mnie pytająco i otworzyła oczy zadowolona. Westchnęłam bezradnie, jednak tak, by nie widziała i wysiadłam z samochodu. Pociągnęłam ją za rękę i kiwnęłam na Stylesa.
- Harry, to Rosie, twoja fanka. Rosie - to Harry.
- Hej Harry - wyciągnęła do niego rękę.
Odwzajemnił gest i w pełni wyluzowany podpisał jej kartkę.
- Dziękuję! I chcę, żebyś wiedział, że będę wysyłała na wasz zespół mnóstwo sms'ów, musicie wygrać!
- To my dziękujemy, że już nas wspieracie, mimo, że nie daliśmy jeszcze żadnego występu razem - zaśmiał się, a ja zagryzłam wargę.
Nie byłam zazdrosna, ani nic w tym stylu, ale zaczęłam obawiać się, że skoro one już wiedzą, że to mój chłopak, będą chciały to wykorzystywać.
- Spotykamy się w niedzielę? - zwróciła się do mnie.
- Tak, możemy, zadzwonię - odparłam.
Przytuliła się do mnie i jeszcze na pożegnanie pomachała Harremu, a on zrobił to samo. Uśmiechnął się szeroko do wciąż stojących dziewczyn na schodach i wsiadł do samochodu. Ja zapatrzyłam się nieco przed siebie i zapomniałam, że wciąż stoję oparta o auto.
- Jade? Jedziemy? - wyrwał mnie z myśli.
- Tak - kiwnęłam głową i zajęłam miejsce pasażera.
Przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył przed siebie. Wiatr rozwiał mi włosy, a w radiu rozległa się piosenka Amelii Lilly "You Bring Me Joy".
- Martwisz się czymś? - zapytał w końcu, co chwilę zerkając na mnie.
- Obawiam się, co się będzie działo w poniedziałek, widziałeś jak one na ciebie zareagowały?
- Tak i to już nie pierwszy raz.
- Podoba ci się to, hm? - zapytałam i uniosłam brwi.
Zachichotał.
- No po części tak. Cieszę się, że moja muzyka się ludziom podoba. A zdobywanie fanów, to przecież część życia każdego artysty. Nie chcę nic mówić, ale jeżeli będziemy coraz lepsi, będzie ich coraz więcej.
- No i prawidłowo, ale ... - chciałam mówić dalej o moich obawach, jednak doszłam do wniosku, że nie chcę nam psuć weekendu swoimi humorkami, więc po prostu powstrzymałam się. - Dokąd jedziemy?
- Niespodzianka - mruknął i skręcił w lewo.

***



Rozmowę dotyczącą X-Factora przerwał mi telefon. Sięgnęłam do torebki i odebrałam połączenie.
- Tak, mamo?
- Kiedy będziesz? - usłyszałam.
- A co?
- Pytam, bo potrzebna mi twoja pomoc.
- W czym?
- Jade, nie możesz po prostu powiedzieć o której będziesz?
- Nie wiem o której będę, bo jestem z Harrym.
- A to nie jutro miał przyjechać?
- Tak, ale okazało się, że zrobił  mi niespodziankę i przyjechał dzisiaj - odparłam i spojrzeliśmy na siebie jednocześnie.
- I teraz cię gdzieś wywozi i nawet nie wiesz czy wrócisz? Miałaś zamiar mi w ogóle o tym powiedzieć, gdybym nie zadzwoniła?
- Mamo, oczywiście, że tak. A co ci jest potrzebne? Co chciałaś, żebym zrobiła?
- Trzeba posprzątać, bo jutro po południu przychodzą goście.
- Dobrze, ogarnę jak przyjedziemy, albo rano, dobrze? Harry mi pomoże - uśmiechnęłam się do niego, a on wystawił mi język.
- Dobra, pa - mruknęła i rozłączyła się.
Westchnęłam i wrzuciłam telefon do torby.
- Nie martw się, co byśmy nie robili i tak będzie fajnie - zaśmiał się.
- To powiesz mi gdzie jedziemy? - zapytałam, a on nic nie odpowiedział tylko patrzył się przed siebie.
W pewnym momencie ku moim oczom ukazały się miliony lampek, migających w przeróżnych kolorach, tłum ludzi, głośna muzyka i ... wielkie maszyny.
- O matko! Jak ja dawno nie byłam w wesołym miasteczku! - pisnęłam uradowana.
Wysiedliśmy z samochodu i złapaliśmy się za ręce. Ruszyliśmy w kierunku kas. Dalej potoczyło się jak we wszystkich romantycznych filmach. Od jednej kolejki do drugiej. Zwiedziliśmy też dom strachów, gdzie ja tylko błagałam Harrego, byśmy wyszli, na co on śmiał się i ciągnął mnie dalej. Uznałam wtedy, że jest okrutny i obraziłam się na niego tylko na kilka sekund, gdyż załagodził sytuację całusem. Następnie weszliśmy do śmiesznego domu, gdzie mogłam być gruba jak beka, bądź zbyt chuda i wysoka. Wyobrażacie sobie nogi Harrego w takim lustrze? Żaden miły widok. Wyglądały chudziej niż patyki. Pstryknięcie palcami i po nich. Jako ostatnią atrakcję wybraliśmy sobie diabelski młyn. Jeszcze nigdy na nim nie byłam, a zdawałam sobie sprawę, jak ogromne to jest, więc trochę się bałam. Jednak świadomość tego, że chłopak był przy mnie, dodawała mi znacznej otuchy. Zajęliśmy swoje miejsca i spędziliśmy ten czas, około 30 minut, na przytulaniu się i rozmowie. Dokończył m.in. mówić o ich planie zajęć, opowiadał o różnych śmiesznych sytuacjach, które mu się przydarzyły. Poplotkowaliśmy o jurorach i innych uczestnikach programu. Cieszyliśmy się sobą, jakby jutra miało nie być. Jako ostatni punkt wypadu, obraliśmy sobie budkę z różową watą cukrową. Korzystając z okazji, złapałam aparat i zrobiłam nam kilka fotek, żeby mieć pamiątkę. Po zjedzeniu bomby kalorycznej udaliśmy się w kierunku samochodu i wróciliśmy do domu.

***
- Cii - uciszałam go, próbując uciec przed jego palcami, które wbijał mi między żebra, śmiejąc się do tego.
Dobiegłam do drzwi i oparłam się o nie plecami.
- Już, spokój, okej? - mówiłam powoli, próbując złapać oddech.
Odwróciłam się powoli, ale wciąż zachowywałam czujność. Wygrzebałam z czarnej torby klucze do domu i przekręciłam dolny zamek. Nacisnęłam klamkę, ale były zamknięte. Wobec tego znalazłam drugi klucz i przekręciłam górny zamek. Udało się. Odchyliłam głowę do tyłu i pokazałam mu ponownie, by zachowywał się cicho. Było już przed dwunastą, więc spodziewałam się, że rodzice i Lux śpią. Weszliśmy do salonu i rozebraliśmy się.
- Powieś tu - szepnęłam wskazując haczyki na ubrania.
Zdjęłam buty i postawiłam koło jego. Następnie udałam się do kuchni i wyjęłam dwa kieliszki. Z lodówki wyjęłam butelkę czerwonego wina, a z szafki wyciągnęłam orzeszki, paluszki i inne przekąski.
- Widzę, że się przygotowałaś - mruknął.
Uśmiechnęłam się i przekazałam mu niektóre rzeczy. Później poszliśmy na górę i weszliśmy do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i rozstawiłam wszystko na stole.
- Przepraszam za lekki bałagan, ale rano o mało nie spóźniłam się do szkoły, wobec czego przeszło tu małe tornado, gdy nie mogłam znaleźć moich ulubionych kolczyków - wyjaśniłam. Zgarnęłam ubrania do szafy i pościeliłam łóżko. Harry podszedł do stolika i otworzył wino, po czym wypełnił nim połowę kieliszków. Włączyłam muzykę i usiadłam na ziemi, opierając się o łóżko. Harry złapał w ręce szkło, podał mi czerwony napój i usiadł koło mnie.
- Fajnie, że jesteś - szepnęłam mu do ucha.
- Też się cieszę - odpowiedział.
- Opowiadałam dzisiaj o nas, Rosie. Tej, której dałeś dzisiaj autograf pod szkołą.
- No i?
- No i fajnie było tak powrócić znowu wspomnieniami do lata. Wiesz, że dzisiaj mamy swoją trzymiesięcznicę?
- Dlatego to wino?

Kiwnęłam głową i napiłam się. Przegadaliśmy jeszcze chwilę. Harry rozłożył nogi, a ja położyłam mu głowę na podbrzuszu. Co chwilę pochylał się i całował mnie czule. Wiem, że wszystkim singlom wydaje się, że bycie w związku, to udręka i wielka odpowiedzialność, zabranie sobie wolności i obowiązki. Wiadomo. Czasami jest ciężko, zwłaszcza, jeśli związek - jak w moim przypadku - jest na odległość. Ale wiecie co? Takie sytuacje, chwile, jak ta, wszystko rekompensują. Słowo daję, że w tym momencie niczego więcej wam nie trzeba. Życzę, aby każdy zaznał takiej miłości, jak my. To naprawdę niesamowite uczucie.
- Zrobiło mi się nieco gorąco od tego wina, a tobie? - wydukał Styles.
Skrzywiłam się zabawnie, wiedząc co ma na myśli. Serce zaczęło mi walić, kiedy zdjął koszulkę.
- Ahh, o wiele lepiej - westchnął i uśmiechnął się.
Zacisnęłam zęby próbując być twarda. Odstawił kieliszek i przysunął się do mnie. Starałam się nie patrzeć na niego i nie myśleć, że właśnie najseksowniejszy chłopak na calutkiej ziemi, ociera się o mnie swoją gołą klatą, ale uwierzcie, że proste to nie było. W końcu zaczął delikatnie całować moje obojczyki i byłam wkurzona na siebie, że pozwoliłam mu odkryć iż jest to mój słaby punkt.
- Harry - mruknęłam cicho. - Może chodź na łóżko, hm? - zaproponowałam. - Połóż się, a ja się wszystkim zajmę - szepnęłam uwodzicielsko.

     Uśmiechnął się, gdyż spodobał mu się ten pomysł. Położył się na plecach, a ja usiadłam na nim okrakiem. Pochyliłam się i sięgnęłam ręką za jego głowę. Chwyciłam poduszkę i zaczęłam go okładać, śmiejąc się głośno. Kiedy zorientował się co się dzieje, zerwał się, prawie zrzucając mnie na podłogę, złapał swojego jaśka i rozpoczęliśmy bitwę.








W końcu zmęczona opadłam na pościel, tym samym poddając się. Po kilku minutach leżeliśmy koło siebie w samej bieliźnie, a dalsze sprawy potoczyły się swoją drogą. Czułam jego rozpalone ciało, na swoim.  Długo na to czekałam, ale zdecydowanie warto było. Co chwilę coś szeptał mi do ucha, że mnie kocha, że tęsknił. Każde to słowo, było jak miód na moje serce. Byłam wdzięczna losowi, że połączył nas razem i nie pozwolił nam się rozstać.

Miałam tylko nadzieję, że przetrwamy tę próbę, która czekała nas .. wkrótce.
- Chcę być przy tobie już zawsze wiesz? - szepnął, wpatrując mi się w oczy.
- Wiem - uśmiechnęłam się.
A dalej .. dalej to część dla dorosłych zboczuchy!



________________________
Jak wam się podobał? Mam nadzieję, że jest lepszy, niż poprzedni.
17 komentarzy - NEXT GWARANTOWANY.
Ps. Może uznacie mnie za jakąś głupią i żałosną dziewuchę, ale muszę was o to poprosić.
W komentarzach napiszcie coś więcej niż tylko 'super', czy 'fajny'. Dajcie upust swoim emocjom, powiedzcie co wam się najbardziej podobało, co mniej, czego wam brakuje, czego jest za dużo. Chcę poznać waszą opinię! Proszę i z góry dziękuję :)

Plus, wraz z przyjaciółkami nagrałyśmy video do piosenki One Direction "Magic", wobec czego, zachęcam do oglądania! :) One Direction - Magic (Valentine's Day)
Jeżeli chcesz być informowany o nowych rozdziałach, zostaw tu swojego fb, czy twittera. :) |hug.<3

środa, 13 lutego 2013

Rozdział 10 :"Hej! - Od kiedy to ty gadasz tak szybko?"

Wróciłam od Ashley, gdy tylko dokończyłyśmy rewolucję w jej szafie. Była niedziela, wobec czego musiałam przygotować się do szkoły. Podręczniki oraz wszelkie inne potrzebne rzeczy miałam już zakupione, wobec czego zostało mi tylko przygotować galowy strój na rozpoczęcie roku. Otworzyłam szafę w poszukiwaniu czegoś idealnego i wybrałam sukienkę z białą górą, czarnym dołem i ozdobnym kołnierzykiem oraz czarne matowe szpilki. Fryzurę upatrzyłam w internecie. Robiłam to tylko i wyłącznie wtedy, kiedy naprawdę nie miałam pomysłu. Kierunek studiów jaki sobie wybrałam to dziennikarstwo. Nie wiedziałam jeszcze do końca, czy ciągnie mnie do pisania artykułów, czy bardziej chciałabym stanąć przed kamerą i zapowiadać wydarzenia. Miałam jeszcze opcję robienia zdjęć do gazet, ale tu musiałabym ukończyć dodatkowy kurs fotograficzny. Póki co skupiłam się na pisaniu, a jak potoczy się mój los - to się okaże. Nie powiem, stresowałam się przed pierwszym dniem w collegu. Nowi ludzie, nowe twarze, nowe obowiązki. Miałam tylko nadzieję, że uda mi się wpasować i nie będę zakichanym odludkiem.

***

Oparłam się o szary murek i z niecierpliwością oczekiwałam, aż wybije godzina dziewiąta. Im bliżej tej cyfry znajdowały się wskazówki zegarka, tym więcej ludzi zbierało się przed wielkim budynkiem, który był całą moją przyszłością. Przychodzili grupkami około 6-osobowymi lub 3-osobowymi, rzadziej pojedynczo.
- Świetnie - mruknęłam cicho pod nosem, gdy zauważyłam, że praktycznie jako jedyna nie mam nikogo znajomego, do którego mogłabym się odezwać, czy podzielić się informacją o tym, że ta i ta powiększyła piersi. W pewnym momencie na parking wjechał kremowy, lśniący cabriolet. Zaparkował tuż obok mojego, wcale nie gorszego moim zdaniem, mini coopera. Wszyscy zwrócili wzrok w jego stronę, a wtedy zauważyłam wysiadającą z niezwykłą gracją Missy. Blond włosa dziewczyna zarzuciła torebkę na ramię i zamknęła samochód. Spojrzałam na nią i uznałam, że faktycznie, bardzo wyładniała. Wcale nie dziwiłam się, że wszyscy tak za nią latali. Ubrana skromnie, bo w szare rurki i biały top, małymi krokami zbliżała się do głównych drzwi, przy których stała reszta uczniów. Po chwili doszła do niej poznana mi na imprezie u Andy'ego Rose. Coś szepnęła jej do ucha, po czym obydwie wybuchły śmiechem. Ciekawe, że wcześniej mówiła mi, że jej nie lubi, bo Missy nią rządzi. Może jej się przestawiło? Może już ją jednak lubi? Ja wiedziałam swoje. Na pewno nie będę się nastawiać do niej pesymistycznie. Wręcz przeciwnie, spróbuję się z nią zakolegować. Uśmiechnęłam się, gdy koło mnie przeszła. Wyraźnie ją to zdziwiło i zamiast pójść do przodu, zatrzymała się, po czym zwróciła się do mnie.
- Znamy się?
- Osobiście minęłyśmy się kilka razy na mieście. Ogólnie nie rozmawiałyśmy zbyt wiele, ale jestem przyjaciółką Andy'ego.
Na dźwięk imienia chłopaka jakby oprzytomniała, a kąciki ust uniosły się delikatnie.
- Andy'ego - mruknęła. - Fajnie - kiwnęła głową i spojrzała na Rose, której podałam rękę by się przywitać.
- Znacie się? - ponownie zmarszczyła czoło.
- Tak, poznałyśmy się na imprezie - oznajmiła rudowłosa koleżanka i odwróciła się, gdyż za jej plecami rozpętał się lekki harmider z powodu przyjścia dyrektora, który oficjalnie miał rozpocząć rok szkolny. Podczas jego niby krótkiej przemowy, usłyszałam wibrowanie telefonu w torebce. Sięgnęłam ręką i rozłączyłam połączenie nawet nie spoglądając na to, kto próbował się ze mną skontaktować.
    Wsłuchałam się w słowa grubszego pana, z ciemniejszą karnacją i prostokątnymi okularami z czarnymi oprawkami, które  spoczywały mu na nosie. Mówił o tym, że przed nami otwiera się kolejny rozdział życia i nie możemy go zaniedbać. Objaśnił mniej więcej jak będą wyglądały zajęcia dla poszczególnych klas, po czym wpuścił nas do budynku i wskazał miejsce, w którym wisiała ogromna korkowa tablica, a na niej, kolorowymi pineskami przyczepione były białe kartki z listą klas. Przebiłam się przez tłum i palcem po kolei jechałam po każdej kolumnie szukając swojego nazwiska. W końcu znalazłam się wśród prawie tysiąca studentów i odczytałam, iż zostałam przydzielona do klasy 1F, oczywiście profil humanistyczny, kierunek - dziennikarstwo. Następnie udałam się na drugie piętro gdzie znajdowała się sala 23, a w niej spotkaliśmy się całą klasą. Zapoznaliśmy się z większością naszych wykładowców, poznałam kilka dziewczyn i chłopaków, którzy nie szczędzili mi pozytywnych komentarzy. Czułam się trochę dziwnie, ale z drugiej strony cieszyłam się, że dobrze mnie przyjęli, przynajmniej nie musiałam się obawiać złej atmosfery wśród tych, z którymi mam współpracować. Po załatwieniu wszystkich spraw, telefonem zrobiłam jeszcze zdjęcie planu zajęć i wtedy przypomniałam sobie, że powinnam oddzwonić. Spojrzałam na ekran mojego smartfona i ujrzałam 12 nieodebranych połączeń od Stylesa. Uśmiechnęłam się na samą myśl i szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach odezwał się.
- Jade, dlaczego nie odbierałaś?
- Byłam na rozpoczęciu roku, nie mogłam rozmawiać. Coś się stało?
- Taaak! - wrzasnął.
- No to opowiadaj! - odparłam równie entuzjastycznie i przysiadłam na ławeczce znajdującej się na przeciwko collegu.
- Dostałem telefon z X-Factora - mówił powoli, jak to miał w zwyczaju - odrzucili mnie.
- Co? - spochmurniałam.
- Ale nie, nie, czekaj, czekaj. Nie uwierzysz co się stało. Wiesz kto jeszcze przyszedł na casting?
Oczekiwałam na odpowiedź.
- Lou, Liam, Zayn i Niall.
- Umówiliście się?
- No właśnie nie! To po prostu jakieś przeznaczenie! - zaśmiał się. - Oczywiście w różnych miastach, ale że do tej samej edycji!
- No i co dalej? - pytałam zaciekawiona.
- Połączyli nas w grupę - oznajmił w końcu.
Ucieszyłam się, ale jednak coś mnie zamartwiało.
- To jest to czego chcesz?
- Tak, Jade. Zaraziłaś mnie tym i wiem, że właśnie śpiewaniem chcę zajmować się dopóki będę w stanie mówić. To wszystko dzięki tobie. Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Ważne, że jesteś przy mnie, to mi wystarczy - mruknęłam. - W takim razie teraz co? Boot Camp, dom jurorów a później odcinki live?
- O ile wszystko pójdzie dobrze - wydukał.
- Pójdzie, pójdzie. Przecież świetnie śpiewacie, ruszacie się, wyglądacie.
- Ruszacie w jakim sensie?
- W sensie, że na ... Harry, no wiesz co?! - oburzyłam się, ale po chwili nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. - Zboczuch jeden.
- Taki jestem.
Zachichotałam.
- I zawsze bądź, bo takim cię kocham. Mam nadzieję, że mi cię żadna fanka nie zabierze!
- Powiem ci szczerze, że dzisiaj na ulicy jedna zrobiła sobie ze mną zdjęcie.
- No no! - pogroziłam mu. - W Holmes Chapel?
- Nie, teraz jestem w Londynie. Razem z chłopakami wynajmiemy sobie tutaj pokoje, żeby mieć bliżej do programu. Teraz to będą non stop próby, spotkania i tak dalej, musimy być na miejscu.
- Ty zaczynasz życie, ja zaczynam życie. Tyle, że ty śpiewanie, a ja studia.
- Czy to nie niesamowite? - rozmarzył się.
- Czemu tak sądzisz?
- Rozwijamy się, ale i mamy siebie. Możemy dzielić się doświadczeniami, kto wie, może kiedyś ci przypadnie, że jako wyzwanie na studiach, będziesz miała napisać artykuł o jakimś świetnym zespole brytyjskim?
- I to na pewno będziecie wy - zaśmiałam się. - Nie no, oczywiście, że będziecie i będę zaszczycona móc napisać o was. Hej - ocknęłam się. - Od kiedy to ty gadasz tak szybko? - zauważyłam.
- No wiesz co? - teraz to on udał obrażonego.
- Tęsknię - odparłam po chwili ciszy. - Chciałabym cię zobaczyć. Będziesz miał czas jakoś w weekend?
- Zależy jak będę miał rozłożone zajęcia, ale obiecuję ci, że jak tylko znajdzie się chwila wolnego, zadzwonię i się umówimy.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - mruknął.
Po tych słowach wspomnienia z obozu przeszyły moją głowę. Mogę wręcz powiedzieć, że "całe tamto życie przeleciało mi przed oczami" i znów wróciła ochota, by znaleźć się tam ponownie. Nagle ujrzałam wychodzącą z budynku Rose i postanowiłam z nią porozmawiać. Pożegnałam się z Harrym i pospiesznie wrzuciłam telefon do torebki.
- Hej, Rose, zaczekaj - zawołałam za dziewczyną i truchtem podbiegłam do niej. - Co słychać?
- Jakoś leci, w której jesteś klasie?
- 1F, a ty?
- 1E - uśmiechnęła się. - Jesteś na humanistycznym tak? - kiwnęłam głową - to tak jak ja. Szkoda, że nie przydzielili nas do jednej klasy.
- Widzę, że pomiędzy tobą a Missy już lepiej?
- W sumie to nigdy nie było źle. To co powiedziałam na imprezie to była prawda, ale ogólnie to się nie kłócimy. Jesteśmy przyjaciółkami i cieszę się z tego powodu. Wybacz, ale spieszę się na autobus.
- Mogę cię podwieźć - zaproponowałam i wskazałam na swój samochód, który został jako jedyny na parkingu.
- Nie, nie trzeba - pokręciła głową i uśmiechnęła się serdecznie. - Kiedy indziej, ale dziękuję - pomachała mi i pobiegła brukowaną uliczką w dół.
Wzruszyłam ramionami, poprawiłam włosy, który niestety wylazły mi z tyłu głowy i podpięłam je wsuwką, po czym wsiadłam do samochodu i wróciłam do domu.

_________
Przepraszam, że taki krótki i nudny, ale po prostu ostatnio kompletnie nie mam weny. Muszę się przyznać, że ten rozdział pisany był z przymusu, bo wiedziałam, że czekacie, a nie chciałam tego i wiem, że grubo przegięłam ; D W każdym razie kolejny będzie już bardziej urozmaicony, przynajmniej się tak postaram.

Na serio - przepraszam. :) |hug.<3

Jeżeli chcesz, żebym informowała cię o nowych rozdziałach zostaw tu swojego fb lub twittera. :)