piątek, 26 października 2012

Rozdział 1 :"Jak tu jednak być innym, gdy twoje otoczenie, narzuca ci zasady?"


Zasunęłam ostatnią torbę i zarzuciłam ją na ramię.
- Tato, schodzę na doł i czekam przed samochodem, pospiesz się! - krzyknęłam. - A, i nie zapomnij wziąć tej dużej czarnej walizki na kółkach, bo jest najważniejsza - i za razem najcięższa - dodałam pod nosem i zbiegłam na dół do pralni, gdzie czekało mnie założenie butów i narzucenie jakiegoś sweterka, bo pomimo lata, wiatr wiał okropnie. Spojrzałam jeszcze szybko w wiszące na ścianie - stare już - lusterko, poprawiłam włosy, rozsmarowałam resztki pozostałego w okolicy szyi, antybakteryjnego fluidu i nacisnęłam klamkę. Wyszłam na dwór, torby położyłam na stoliku i oczekiwałam na swojego tatę. Po kilku minutach, wypachniony, pojawił się przy mnie i zapytał :
- Na pewno wszystko wzięte? Może sprawdzimy jeszcze raz?
- Tato, jest okej. Sprawdzałam cztery razy, a ty piąty. Chyba wystarczy, nie sądzisz?
Pokiwał głową, uśmiechając się przy tym i odwrócił się, by przekręcić klucz.
Wskoczyłam do samochodu, zapięłam pasy i wzięłam głęboki wdech, bo rozpoczęła się - tak mi się przynajmniej na tamtą chwilę wydawało - najlepsza wycieczka mojego życia.

***
Dojechaliśmy na miejsce zbiórki. Było po czternastej. Szczerze, to jeszcze nigdy nie jechałam na kolonię tak wcześnie. Zwykle, wyjeżdżało się w nocy, by większość poszła spać, a kierowcy przyjemniej się jechało. Wiecie, bez pisków, wrzasków młodzieży. Tu jednak było inaczej, ponieważ musieliśmy zajechać na osiemnastą na lotnisko, z którego samolotem mieliśmy dotrzeć do Miami. Trzymając w ręku torbę podręczną, zaczęłam się rozglądać za swoimi towarzyszkami. Zauważyłam blondynkę, stojącą koło czarnego opla. Pomachałam jej.
Zerwała się i podbiegła do mnie.
- Heej, jesteś wreszcie. Właśnie razem z Alex i Mikeylą się zastanawiałyśmy kiedy będziesz.
- Nie no przecież się nie spóźniłam - odparłam. - A gdzie tamte? - zmarszczyłam czoło, nie widząc ich nigdzie.
- Poszły do łazienki - wskazała budynek obok.
- Spoczko - mruknęłam i uśmiechnęłam się z podekscytowania.
- Ale będzie fajnie.
- Tylko, żeby jacyś ładni chłopcy byli ... - rozmarzyłam się. - Widziałaś kogoś już?
- Nie, same pasztety - wskazała palcem, tak by nikt nie widział, na grupkę stojącą koło autokaru. - Ble - dodała.
- Może jeszcze ktoś dojedzie.
- Miejmy nadzieję - wydukała i odwróciła się, bo usłyszała wołania Alex.
Doszły do nas i zaczęłyśmy gadać, a nasi rodzice stanęli i patrzyli na nas z lekkim szokiem.
Tak, tak, zachowywałyśmy się jak popaprane, ale to była nasza pierwsza, wspólna podróż!
Dziwicie się, że byłyśmy takie szczęśliwe?!
Po chwili pani, z krótkimi, czarnymi włosami zebrała nas w kółko i zaczęła odczytywać listę.
Co chwilę ktoś podnosił rękę do góry, w tym my - Alex, Mikeyla, Ashley i ja, czyli Jade.
Każda rozglądała się dookoła, kiedy słyszała imiona płci męskiej, by obczaić, czy ładny, czy nie.
Nie zauważywszy nikogo godnego uwagi, zwątpiłam w to, że tych wakacji się zakocham. A taki był mój plan. Wiem, wiem, jestem tą, która ocenia książki po okładce. Jak tu jednak być innym, gdy twoje otoczenie narzuca ci zasady?
____________
Kolejny niebawem. Może nawet dzisiaj. :)
Jak Wam się podoba?

2 komentarze:

  1. Ogólnie to mi się podoba, tylko że masz zbyt dużo przecinków i niepotrzebnych dopowiedzeń. To trochę przeszkadza w czytaniu. Poza tym jest spoko. Jak na pierwszy rozdział nawet bardzo dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń